Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyznania celebrytów, czyli jak o sobie przypomnieć mediom [ZDJĘCIA]

Ryszarda Wojciechowska
Epidemii publicznych zwierzeń celebrytów przygląda się Ryszarda Wojciechowska.

Milczenie jest złotem? Nie dzisiaj. Czasy mamy takie, że publicznie można wyznać wiele. A nawet trzeba. Zwłaszcza jeśli się chce o sobie przypomnieć. Albo jeśli się nie chce dać o sobie zapomnieć. Jak mówi Jan Englert, kiedyś charakteryzował nas wstyd, a dzisiaj bezwstyd.

Alkoholizm i maltretowanie, lęki i depresja, traumy z dzieciństwa i z czasów małżeństwa - to właśnie teraz znajduje się w publicznym menu. Bywa, że wyznania poważne mieszają się ze śmiesznymi, a wielkie z małymi. Jedno tylko jest pewne - czasy się radykalizują i wyznania też. Trzeba bez przerwy podbijać bębenek...

Ostatnio na fali znalazły się wyznania o molestowaniu. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wracają przykre wspomnienia z dzieciństwa na użytek książek i felietonów.

Więcej grzechów nie pamiętam

Aktorka Joanna Szczepkowska nieraz wywoływała burze i wzbudzała emocje. Przed laty ogłosiła upadek komunizmu. A ostatnio w swoim felietonie dla "Rzeczpospolitej" ujawniła, że w dzieciństwie podczas spowiedzi przed Pierwszą Komunią była wypytywana przez księdza o seks i intymne szczegóły.

Kiedy już podczas spowiedzi powiedziała wszystko, o czym pamiętała, i zakończyła słowami "więcej grzechów nie pamiętam, za wszystkie bardzo żałuję", usłyszała, czy aby jakiegoś przykazania nie pominęła. Odparła, że pominęła szóste. Ale dodała, że nie może sobie przypomnieć żadnych grzechów z tego przykazania. Wówczas ksiądz zaczął jej pomagać pytaniami w stylu: czy ktoś ją dotykał, czy podgląda mamusię i tatusia, czy słyszy, co robią w nocy itd. Kończąc swoją felietonową opowieść, Joanna Szczepkowska uczuliła, że miejscem molestowania może być też konfesjonał. I jak to u nas, jednym ta nowoczesna, felietonowa spowiedź z dzieciństwa się podobała, a inni pytali - po co teraz do tego wracać? I od razu sobie odpowiadali, że pewnie aktorka wpisuje się w nurt walki z Kościołem.

Wydawałoby się, że o Maryli Rodowicz wiemy już wszystko. Że już wszystko o sobie powiedziała. Jednak w swojej niedawno wydanej książce "Wariatka tańczy" zdradziła nowe elementy ze swojego życia. Między innymi to, że w młodości była molestowana seksualnie. Molestował ją młody korepetytor, człowiek tuż po studiach, którego jej mama zatrudniła w jednym celu, żeby "podciągnął" córkę z matematyki. Tymczasem korepetytor próbował udzielić jej innych nauk. Jak to określiła piosenkarka, "dobierał" się do niej ostro. Nastoletnia Maryla jednak mamie o tym słowem nie wspomniała, ponieważ się wstydziła.

Dwóje z matematyki poprawiła, a po latach podzieliła się z nami tamtym wspomnieniem.

Zaproszenie na winogrona

Ale jedną z pierwszych w naszym kraju, jeśli nie pierwszą, która otworzyła drzwi do takich wspomnień, była Kora Jackowska. W swojej książce opowiedziała o dzieciństwie w domu dziecka, z którego pamięta molestowanie przez księdza, bicie i głód.

To wspomnienie dość szokujące, w którym niczego się nie owija w bawełnę. Jedna z jej opowieści dotyczy tego, jak ją ksiądz zaprosił na... swoje winogrona. "Był starym, śmierdzącym człowiekiem, który wpychał mi jęzor do ust i gmerał w majtkach" - można przeczytać. Obrazowo też przypominała inne sytuacje z sierocińca, m.in. jak po śniadaniu ksiądz częstował dzieci cukierkami, które miał schowane w głębokich kieszeniach spodni. I dzieci musiały grzebać długo w tych kieszeniach, żeby wyciągnąć jednego cukierka. Te przykre wydarzenia z dzieciństwa stały się też kanwą jednej z jej piosenek "Zabawa w chowanego".

Swoją traumą z dzieciństwa dzielą się też z nami celebryci znani tylko z tego, że są znani. Takim przykładem jest Agnieszka Orzechowska, rozpoznawana głównie przez tabloidowy świat i nazywana tam modelką. Otóż - jak wyznała - też była molestowana, tyle że przez ojca. "Nigdy nie zapomnę złego dotyku, którego dopuszczał się mój ojciec. Tego, jak uczył mnie kraść i mówił: Przynieś mi jakiś portfel, bo inaczej cię zbiję" - opowiadała.

Pranie domowych brudów

Osobny rozdział wyznań dotyczy bitych i poniżanych przez mężów znanych kobiet, maltretowania psychicznego i fizycznego w rodzinie. Czasami takie jedno wyznanie może doprowadzić do żenującego spektaklu, który rozgrywa się na oczach wielu tysięcy czytelników kolorowej prasy.

Przykładem może być Anna Samusionek - aktorka grająca głównie drugoplanowe role w serialach. Ale to nic wobec jej największej roli, jaką gra od kilku lat w prywatnej telenoweli ze skandalicznym bojem z byłym mężem o dziecko w tle.

Porwanie przez aktorkę córki z domu ojca, zamknięcie jej w domu dziecka, ujawnienie listów małej do taty, w których córka grozi, że jak wróci do mamy, to się zabije... jedno, wielkie, publiczne pranie domowych brudów. Śledzone przez brukowe i kolorowe media, podgrzewane przez samych zainteresowanych. I pomyśleć, że zaczęło się od wyznania aktorki o tym, że były mąż ją bił, wydzielał pieniądze i poniżał.

Były mąż też nie pozostał cichy w tej walce. On także od czasu do czasu coś publicznie wyznaje. Niedawno opowiedział portalowi internetowemu o tym, jak jego byłą żonę wpuszczono do domu dziecka, w którym przebywa ich córka. "Andżelika uciekła w róg pokoju, płakała, chciała wydrapać ściany, była przerażona" - relacjonował dziennikarzom wizytę Anny Samusionek.

Jak daleko ta publiczna walka na noże zajdzie? Na razie światło dzienne ujrzał list dziewczynki napisany do prezydenta Bronisława Komorowskiego, w którym dziecko błaga o pomoc, pisząc, że chce zostać z ojcem.

Równie głośnym echem odbiła się sprawa Katarzyny Figury, która w "Vivie" wyznała, że jej mąż, amerykański przedsiębiorca, ją bił, kopał i poniżał. Aktorka powiedziała, że to znęcanie znosiła latami, ale wreszcie powiedziała dość. Mąż aktorki bagatelizował te oskarżenia, sugerując m.in., że Figura zamierza wkrótce wydać książkę na swój temat. Więc stąd ten hałas - sugerował.

Ale to wyznanie jednak miało dużo poważniejszy grunt. Wiele kobiet identyfikowało się z Katarzyną Figurą. Współczuło jej. Wiele jej dziękowało za to, że miała odwagę publicznie powiedzieć o swojej traumie. Że stała się nadzieją dla tych, które nie mają jeszcze tej odwagi, żeby powiedzieć dość.

Sprawa nie zamieniła się szczęśliwie w telenowelę, jak w przypadku Samusionek. Dzisiaj czytamy głównie o tym, jak aktorka organizuje nowe życie z dziećmi w Trójmieście. Co też jest budujące.

Teraz panowie...

Może się komuś wydawać, że publiczne wyznania zarezerwowane są tylko dla znanych kobiet. Nic podobnego. Ostatnio zwierzają się też panowie. I to tak do spodu.

Hubert Urbański, do niedawna jeszcze telewizyjna gwiazda ("Milionerzy", "Taniec z gwiazdami", "Pytanie na śniadanie", "The Voice of Poland" itd.), w "Newsweeku" spowiada się ze swoich ostatnich traum. Mówi o "rozjechaniu" życiowym, na które w jego przypadku złożyły się śmierć ojca, rozwód i utrata pracy.

Opowiada o rzeczach bardzo intymnych bez znieczulenia, mówi gorzko o byłej żonie, porównując ją do Hannibala Lectera, na co oburzyła się jego była teściowa. Urbański jawi się jako prawdziwy rozbitek, który szuka miejsca do przeżycia... i oferty pracy. Na szczęście koniec rozmowy jest optymistyczny. Na pytanie - czy ludzie wciąż go rozpoznają na ulicy, odpowiada: "Tak. Dziwne, ale jeszcze o mnie nie zapomnieli".

Wywiad tę pamięć jeszcze mocniej utrwali.

Również ostatnio dość intymnie o sobie opowiedział Władysław Kozakiewicz, legenda polskiego sportu, jeden z najlepszych tyczkarzy na świecie, znany także z pewnego gestu. Na rynku pojawiła się jego autobiografia "Nie mówcie jak mam żyć". Przy okazji były sportowiec udzielił kilku wywiadów, w których wspominał m.in. traumatyczne dzieciństwo z ojcem sadystą, który go bił. A jak zobaczył krew, to bił jeszcze mocniej, aż tryskało po ścianach.

I tak niemal każdego dnia pojawia się jakieś zwierzenie, wynurzenie. Z jednej strony ciągnie peleton tych, którzy chcą coś wyznać, wierząc, że to stanie się ich przepustką do kariery. Inni wyznają, bo wydają książki. A do tego ten bębenek podkręcają jeszcze kolorowe i plotkarskie media.

Dewiacja w pakiecie z poezją

Potwierdza to Paweł "Konjo" Konnak, artysta nie tylko estradowy, opowiadając, jak po wydaniu tomiku poezji "Król festynów" chciał pomóc trochę szczęściu i obdzwonił wszystkich znanych sobie dziennikarzy. Od pewnej pani z "Super Expressu" usłyszał najpierw: To fajnie, że piszesz wiersze. Ale zaraz pojawiło się stwierdzenie, że czytelników tego wyrafinowanego publikatora nic to nie obchodzi. Chyba że miałby jakiś coming out w zanadrzu, jakieś przyjemne wynurzenie, to... proszę bardzo.

Wyznanie też nie mogło być tak całkiem zwyczajne i zacytowano mu katalog zwierzeń, którymi byliby zainteresowani. A składały się nań między innymi takie klimaty jak: spanie z nożem pod poduszką, ćpanie, sikanie pod siebie czy chodzenie na k...y. Jak już się przyzna publicznie do jednej z takich lub podobnej historii, będzie wtedy można przy okazji wspomnieć, że jest też poetą.

Ale, jak mówi Konnak, na razie, można odnieść wrażenie, że jeszcze żyjemy w wieku popkulturowej niewinności. I wkrótce te zwierzenia i wyznania będziemy wspominać jako subtelne i potrzebne. Inne jeszcze przed nami.

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki