Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Współczucie dla księdza

Dariusz Szreter, szef magazynu Rejsy
Archiwum
Elvis Presley, pytany niegdyś przez dziennikarza, co sądzi na temat głosów przypisujących jego piosenkom zły wpływ na młodzież, odpowiedział: Nie wydaje mi się, aby jakakolwiek muzyka mogła komuś wyrządzić szkodę. Ale co tam mógł wiedzieć Elvis, prostaczek z Tennessee?

We wrześniu 1992 r. uruchomiono w Gdańsku diecezjalne Radio Plus, pierwszą niepubliczną i de facto komercyjną rozgłośnię na Pomorzu. Było to pionierskie przedsięwzięcie, możliwe tylko dzięki przepisom dającym Kościołowi katolickiemu uprzywilejowaną pozycję na rynku mediów elektronicznych. Radio z miejsca zdobyło rzesze słuchaczy. Pozostali "prywaciarze" musieli czekać na zakończenie procesu koncesyjnego, czyli ponad dwa lata dłużej.

- Można być człowiekiem pobożnym, odnosić sukcesy w biznesie i słuchać rocka - przekonywali założyciele Plusa.

Dobra, można słuchać rocka, ale czy każdego? W pewnym momencie na szybie w studiu pojawiła się, wywieszona przez jednego z dyrektorów, kartka z napisem: "Zakaz grania rapu i metalu". Któryś z didżejów doniósł o tym do lokalnego oddziału "Wyborczej", a ta - bodaj piórem Krzyśka Skiby - zrobiła z tego aferę pt. cenzura w katolickim radiu.

Tymczasem - choć wtedy nie używano jeszcze tego słowa - była to zwyczajna próba formatowania stacji, co niekoniecznie musi być związane ze sprawami wyznaniowymi. Można nie być pobożnym katolikiem i też nie mieć ochoty na słuchanie Ice T. czy Slayera.

Na czarną listę z powodów ideologicznych trafiła jedynie Sinead O'Connor, po tym, jak na koncercie podarła zdjęcie Jana Pawła II. Poza tym w Plusie nikt szczególnie w dobór piosenek nie ingerował. Choć co do pewnych było oczywiste, że na antenie pojawić się nie mogą, mimo iż kusiły. Pamiętam, jak w czasie konserwacji nadajnika, kiedy muzyka nie szła w eter, a jedynie przez radiowęzeł rozchodziła się po budynku redakcji, wspomniany wcześniej dyrektor w kółko nagabywał didżejów o odtwarzanie piosenki Elektrycznych Gitar "Wszystko ch...".

Wspominam tamte historie sprzed dwóch dekad w związku z zamieszaniem wokół "Listy zagrożeń duchowych", która piętnuje w niej szereg zjawisk z zakresu popkultury, między innymi muzykę rockową, jako narzędzie szatana. Jej autorem jest katowicki egzorcysta, ksiądz Przemysław Sawa.

Nie mam zamiaru wyzłośliwiać się nad nieszczęsnym niedouczonym kapłanem. Nie on pierwszy, nie ostatni się wygłupił. Mam w swoich zbiorach równie kuriozalną broszurkę na temat rocka, autorstwa ks. Andrzeja Zwolińskiego. Czyta się to z taką samą dziką radością, co "Krótki słownik filozoficzny" Rozentala i Judina z 1955 r. Cóż, każda organizacja ma swojego posła Godsona, rzecz w tym, by umiejętnie go wyciszyć. Przełożeni ks. Sawy najwyraźniej się do tego nie palą. Być może nobilituje go fakt, że został zaatakowany przez tzw. media lewicowo-liberalne? Co innego, gdy takie media chwalą księdza. Wtedy trzeba interweniować, jak w przypadku Lemańskiego lub Bonieckiego.

Mniej więcej w tym samym czasie, gdy katolickie księgarnie rozprowadzały dziełko ks. Zwolińskiego, Znak wydał tłumaczenie znakomitej książki "Głód niebios. Rock'n'roll w poszukiwaniu zbawienia". Jej autor, angielski poeta, pisarz i krytyk muzyczny Steve Turner, stawia tezę, że rock and roll w samej istocie zawiera poszukiwanie, które znajduje odpowiednik w poszukiwaniach religijnych.

"U podstaw tej muzyki leży poczucie, że znajdujemy się nie tam, gdzie powinniśmy, w związku z tym, musimy, jak to ujął Jim Morrison, przedostać się na drugą stronę" - pisze Turner, zwracając jednocześnie uwagę, że gwiazdy rock'n'rolla wydają się być bardziej otwarte na wymiar religijny niż przedstawiciele innych profesji, także spoza świata show-biznesu. 220 stron "Głodu niebios" stanowi nie tylko pasjonującą (i kompetentną) wycieczkę przez dzieje rocka, ale też jest świadectwem osobistego godzenia przez autora chrześcijaństwa z fascynacją tą "dziką" muzyką.

I jeszcze jedna ciekawostka z internetu. Serwis Lubięradio poinformował, że w ciągu ostatnich trzech miesięcy Radio Plus, które zmieniło format muzyki z "łagodnych przebojów" na disco, odnotowało prawie 350-procentowy wzrost słuchalności.

Gdy piszę te słowa, właśnie nadają tam przebój Britney Spears "...Baby One More Time", z 1998 r., o którym "New Musical Express" napisał, że jest "symfonią nastoletniego pożądania". Teledysk do tej piosenki, w którym Britney, jako uczennica katolickiej szkoły z odsłoniętym pępkiem fika nogami na korytarzu, uznany został swego czasu za trzecie najbardziej wpływowe wideo w dziejach muzyki pop i najlepszy klip lat 90. Słucham sobie i współczuję księdzu Sawie.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki