Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrócili Pomorzanie ranni w katastrofie pociągu

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Mieszkańcy Pomorza, poszkodowani w kolejowej katastrofie w pobliżu Szczekocin koło Zawiercia, wrócili już do domów. Po trzy najbardziej poszkodowane osoby zamieszkałe w gdańskiej dzielnicy Nowy Port wojewoda pomorski Ryszard Stachurski wysłał służbowy samochód. Obrażenia, których doznali pasażerowie, były bowiem zbyt poważne, by mogli oni wracać do domu sami. Psychiczny uraz jest zaś tak wielki, że powrót do Gdańska koleją nie wchodził w grę.

Decyzja o wysłaniu samochodu do Częstochowy, gdzie w Specjalistycznym Szpitalu Najświętszej Maryi Panny leczono troje gdańszczan, zapadła spontanicznie.

- Przez cały okres od katastrofy byliśmy w stałym kontakcie z tamtejszym szpitalem - tłumaczy dr Jerzy Karpiński, dyrektor Wydziału Zdrowia Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku. - Najbardziej interesował nas oczywiście stan zdrowia dwóch starszych osób, babci i dziadka, oraz ich 22-letniej wnuczki, bo są z Gdańska. Dziadkowie podróżowali po Polsce na zaproszenie wnuczki, która aktualnie jest studentką filologii rosyjskiej na Uniwersytecie Warszawskim. W tragicznym dniu siedzieli w jednym z wagonów pociągu TLK relacji Warszawa-Kraków. Obrażenia, jakich doznali, nie zagrażały co prawda ich życiu, jednak były na tyle poważne, że wymagały leczenia szpitalnego. To były przebite płuco, stłuczony kręgosłup szyjny czy złamania kości stopy.

Czytaj więcej Katastrofa pociągów w Szczekocinie (ZDJĘCIA)

Jak mówi Karpiński, poszkodowani gdańszczanie byli zadowoleni z opieki lekarskiej w Częstochowie. Problem się pojawił, gdy mogli już wracać do domu.

- Zaproponowano nam podwiezienie ze szpitala na dworzec samochodem - mówi 22-latka, zastrzegając sobie anonimowość. - I do tego dalszą podróż do domu bezpłatnie, ale pociągiem.

Ta ostatnia propozycja była dla poszkodowanych w katastrofie kolejowej szokująca. Nie byli w stanie przełamać się, by wsiąść do pociągu, paraliżował ich strach. Dlatego propozycję wojewody Stachurskiego dotyczącą transportu samochodem potraktowali z wdzięcznością.

- Najpierw spytaliśmy lekarzy z Częstochowy, czy nasi pacjenci nie wymagają przypadkiem transportu sanitarnego - tłumaczy Karpiński. - Gdy to się wyjaśniło, wojewoda zdecydował, by wysłać po nich vana. To duży i wygodny samochód, a jedna z poszkodowanych osób nadal musi nosić kołnierz ortopedyczny, druga jest w gipsie, a wszystkie obolałe i potłuczone.

Karpiński odbierał poszkodowanych gdańszczan ze szpitala w Częstochowie osobiście. Gdy van podjechał pod szpital, pacjenci już na nich czekali. Wsiedli do auta, rozłożyli bagaże, po czym się rozpłakali - z nerwów i z radości, że jadą wreszcie do domu.

Czytaj też: Słupsk: Rozpoczął się proces ws. wypadku kolejowego w Mostach k. Lęborka
Dwójka tczewian, którzy również zostali ranni w katastrofie kolejowej, wróciła do swoich domów dużo wcześniej i na własną rękę. Najbliższa rodzina przywiozła ich na Pomorze własnym samochodem.

W tym przypadku chodzi o pana Adriana, który wraz ze swoją dziewczyną Agatą (nazwiska do wiadomości redakcji) wracał do domu pociągiem Tanich Linii Kolejowych jadącym z Przemyśla do Warszawy Wschodniej. W stolicy planowali przesiadkę do pociągu udającego się w kierunku Tczewa. Ich plany pokrzyżowała jednak katastrofa. W jego wyniku chłopak miał poranione ręce i rozbity łuk brwiowy, a jego partnerka złamany nos, obity policzek i sine oko. Do szpitala na Śląsku trafił pan Adrian, ale na własną prośbę się z niego wypisał.
W 9 szpitalach na południu Polski jest jeszcze 16 osób rannych w kolejowej katastrofie. Kolejne osoby mogą je opuścić w najbliższych dniach. Stan kilku osób jest nadal ciężki - to pacjenci po operacjach chirurgicznych.

Okoliczności katastrofy z 3 marca wyjaśnia częstochowska prokuratura. Nie zdołała jeszcze przesłuchać dyżurnego ruchu ze Starzyn, ale zebrała bardzo obszerny materiał dowodowy, który jest teraz przedmiotem analizy śledczych. W tym tygodniu prokuratorzy opracowują tzw. plan śledztwa - dokument zawierający charakterystykę dotychczas zebranych dowodów, ewentualne wersje śledcze, a także określenie czynności, które w tej sprawie będą musiały być wykonane.

Katastrofa kolejowa Szczekociny: Zarzuty dla kolejnych osób?

Wobec dyżurnego ze Starzyn prokuratura wydała już wcześniej postanowienie o przedstawieniu zarzutu nieumyślnego spowodowania katastrofy ze skutkiem śmiertelnym. Grozi za to do ośmiu lat więzienia. Dyżurny trafi na miesięczną obserwację sądowo-psychiatryczną w warunkach szpitalnych.

Pełnomocnik Andrzeja N. mec. Witold Pospiech mówi, że stan jego klienta jest tak zły, że nie ma z nim żadnego kontaktu. - Zupełnie wyłączona świadomość. Nie mógł podpisać mi pełnomocnictwa, wymagało to ogromnego wysiłku. Jest zupełnie bezwolny - opisywał adwokat.

Nie wiadomo, czy zarzuty usłyszą jeszcze kolejne osoby.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki