Wielu ludziom zależy na dotacji, a nie na tym, by firma przetrwała [ROZMOWA]

W tym roku w powiecie kościerskim powstało znacznie więcej firm niż w latach poprzednich. Jak pan ocenia obecną sytuację na rynku?
Wciąż jest trudno znaleźć pracę. Myślę, że ten boom jest wynikiem czegoś innego. Wielu pracodawców chce obniżać koszty i wymusza na pracownikach, by otworzyli własne firmy. Tym samym dalej pracują oni tam, gdzie wcześniej, tylko na innych zasadach. Oczywiście może to być korzystne, bo jednak ludzie ci nadal mają pracę.

A co pan sądzi na temat dotacji na otwarcie własnej działalności gospodarczej?
Być może wzrost zakładanych firm wiąże się z nowymi transzami dotacji. To jednak fałszywy impuls. Ludzie dostają pieniądze i to na jakiś czas im wystarcza. Jak wynika ze statystyk, ok. 80 proc. firm założonych w ten sposób, upada. Wynika to z tego, że ludziom zależy raczej na pozyskaniu dotacji, a nie na tym, by firma przetrwała.

A co z ludźmi, którzy mają pomysł i motywację?
Pod względem formalnym ci ludzie nie mają łatwo. Mimo zapowiedzi rządu, wciąż nie brakuje wielu trudności po drodze. Kiedy ktoś myśli o własnym biznesie, musi przygotować się na koszty. Co miesiąc trzeba płacić ZUS, a przecież musimy też zarabiać. Jeśli ktoś dostaje dotację, nie ma potrzeby osiągnięcia sukcesu. Tym sukcesem jest wypełnienie wniosku i otrzymanie dofinansowania.

Od czego zależy powodzenie w biznesie?
Prowadzenie firmy to nie tylko umiejętności, ale też czynniki zewnętrzne. Trudno powiedzieć, na ile o niepowodzeniu decydują własne błędy, a na ile obiektywna rzeczywistość. Jak wynika z amerykańskich badań, 90 proc. niepowodzeń wynika przede wszystkim z własnych błędów. Wśród nich można wymienić nierozpoznanie rynku, np. powstanie księgarni w dzielnicy "robotniczej". Księgarnia szybko upadła, bo nie miała klientów, ale np. pizzeria mogłaby być sukcesem.