Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wideoklip bez happy endu. Co się stało z dotacją dla fundacji Magdy Kunickiej-Paszkiewicz? (ZDJĘCIA)

Ryszarda Wojciechowska
Gala Yach Film Festiwalu w 2007 r.
Gala Yach Film Festiwalu w 2007 r. Grzegorz Mehring
Nawet ci najbardziej życzliwi Magdzie i Yachowi Paszkiewiczom nie mają wątpliwości, że sprawa tych znikających 85 tysięcy złotych nie ujrzałaby światła medialnego, gdyby sam Yach nie poszedł na wojnę z urzędem. Bo dla miasta to również sprawa wstydliwa. I, jak na razie, bez szczęśliwego zakończenia.

Ale to on włożył kij w mrowisko listem na Facebooku, atakując gdańskich urzędników m.in. za to, że - jak napisał - wspierają trzeciorzędnych artystów, a na Yach Film poskąpili w tym roku grosza. Urząd odpytany przez media odpowiedział, że dotacji nie przyznał, ponieważ pieniądze z ubiegłego roku nie zostały rozliczone.

Idąc dalej, okazało się, że ta brakująca kwota została przelana przez Magdę Kunicką-Paszkiewicz - szefową Fundacji "Bursztynowe Oko" na prywatne konto jej znajomej, rzekomo na leczenie wnuka tej kobiety. Pieniądze miały być zwrócone fundacji z odsetkami. Tyle że po kobiecie nie ma, na razie, śladu.

Yach Paszkiewicz na pytanie, czy nie żałuje tego listu, odpowiada, że ten jego manifest w pełni go satysfakcjonuje. Chciał uderzyć w stół, bo wiedział, że nożyce (w domyśle urząd) się odezwą. Chciał też poinformować o chorobie żony, czego nie kryje.

Paszkiewicz sprawia wrażenie człowieka, który sobie z obecną sytuacją nie radzi. Jeżeli mówi o Magdzie, to tylko w kontekście jej choroby. Skarży się, że mu ciężko, i że nikt nie pomaga. Ale już pytania o pieniądze i Fundację "Bursztynowe Oko" kwituje krótko, że nie będzie mówić o czymś, czego nie zna. Nie był członkiem fundacji. I od tych problemów Magdy się odcina.

Ich znajomi przyznają, że do pewnego czasu był to świetny tandem artystyczny, chociaż jako małżeństwo od lat w separacji. Ona organizatorka Festiwalu Yach Film, zaangażowana przed laty w Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. On artysta, "ojciec polskiego wideoklipu" i inicjator festiwalu Yach Film.

Od czasu do czasu Magda próbowała robić coś samodzielnie, jak Festiwal Piosenek dla Dzieci Pippi Langstrumpf, który zorganizowała w gdańskim kinie Neptun w 2009 roku. Urząd Miejski, konkretnie promocja, w tym też partycypował. Przyznano jej 25 tysięcy złotych na organizację. W organizację włączyło się również Nadbałtyckie Centrum Kultury. Festiwal miał być rozwojowy. Ale skończył się tak szybko, jak się zaczął.

Artysta i przyjaciel Paszkiewiczów Paweł Konjo Konnak mówi najpierw: "przykra sprawa", nawiązując do złego stanu zdrowia Magdy. Przyznaje, że do obojga ma sentyment. Zaczynali kariery mniej więcej w tym samym czasie, chociaż w innych kosmosach.

Z Magdą spotkał się po raz pierwszy w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, kiedy zarządzała słynnym już wówczas klubem muzycznym Burdl na gdańskim Suchaninie. Tam mu się po raz pierwszy pokazała jako dynamiczna pani menedżer. A potem powstał radosny duet Magda i Yach.

- On kreatywny, z talentem do robienia wideoklipów, ona dynamiczna, z talentem wpuszczania wszystkiego w obieg medialny. Ale Madzia nie była łatwa w obsłudze. To jednak przywilej osobowości niekonwencjonalnych. Tacy ludzie najczęściej mają swój pomysł na życie, który czasami bezwzględnie promują. I te metody promocji nie zawsze muszą być miłe dla ludzi, którzy są im podporządkowani - tłumaczy ostrożnie Paweł Konnak.
Dodaje, że Magda swoim niewątpliwym talentem spowodowała, że ten lokalny festiwal stał się wkrótce ogólnopolski.
- A potem stała się rzecz przykra. Nastąpił powolny upadek festiwalu. Na to nałożył się także fakt, że ranga wideoklipów była już nie ta - tłumaczy Konnak.

Nie jest tajemnicą, że przez ostatnich parę lat Yach Film był coraz gorszy jakościowo, ale cały czas na kroplówce gdańskiego Urzędu Miejskiego. Dotacje wahały się w granicach 200 tysięcy złotych na rok.

W 2009 roku organizacja festiwalu stanęła pod znakiem zapytania. Magda z Yachem nie mogli się dogadać. Trudniej im było też rozmawiać w urzędzie. Yach Paszkiewicz myślał o organizacji w innym mieście. Ale ostatecznie Gdańsk znowu wyłożył pieniądze. I Yach Film się odbył.

Dziś słychać w urzędzie, że w tamtym momencie można było ten festiwal zamknąć, widząc, jak nieuchronnie dołuje. Gale schodziły na coraz niższy poziom. Dochodziły głosy o niedyspozycji podczas jednej z gal samego Yacha, innym razem plotkowano o gościach. Ale urzędnicy mieli jeszcze nadzieję, że impreza się podniesie. I nadal będzie marką Gdańska - słychać tłumaczenie. A teraz nie bardzo wiadomo, co z tym fantem zrobić.

Krzysztofowi Skibie - liderowi Big Cyca - nie podoba się jedno. Zna Yacha i ceni go, ale brakiem klasy nazywa oskarżanie młodych artystów, że dostają pieniądze od miasta, kiedy jemu raz odmówiono.

- Miasto ma sporo racji. Nie można dawać kolejnej dotacji komuś, kto nie potrafi się rozliczyć. Skiba broni Magdy. Ale też przyznaje, że pieniędzy z dotacji nie można sobie ot tak przelać na konto innej osoby. A tu jeszcze w grę wchodziło oddanie tych pieniędzy z procentem. Czyli w grę wchodził zarobek.

Już wcześniej, jak mówią różni rozmówcy, pojawiały się głosy, że Magda nie radzi sobie z ogarnięciem finansowym wszystkiego, że zalega z jakimiś wypłatami. Ale to nie były duże kwoty.

Yach tłumaczy, że Magda zawsze chciała dobrze. Robiła te festiwale z rozmachem, na bogato. Denerwuje go teraz pisanie o tej sprawie. Odbiera to jako atak na nich, tak zasłużonych dla kultury Gdańska.

Bogato było rzeczywiście, zwłaszcza kiedy festiwalowe gale przez kilka lat transmitowała ogólnopolska telewizja. Dorzucała do festiwalowego budżetu, na przykład, 150 tysięcy złotych. Wiadomo było, że za tym stała Nina Terentiew, do której Magda umiała dotrzeć. Skiba przypomina gale w Teatrze Muzycznym, w Teatrze Wybrzeże czy w kościele św. Jana.
- Te gale w pewnym momencie były bardziej prestiżowe niż gala Fryderyków - ocenia.
Dla lidera zespołu Bielizna Jarka Janiszewskiego kariera Magdy jest szalenie interesująca. Jego zdaniem, to niebywałe, że człowiek "z gminu" miał taki wpływ na Ninę Terentiew czy tak miękko wszedł w kampanię prezydencką Pawła Adamowicza. Dla niego Magda jest jednak ofiarą własnej pazerności. Osobą, która ciągnęła wszystko do siebie.

- Musiałem przed laty opuścić legendarny Burdl po tym, jak została szefową. Była tak zachłanna, że nie mogłem z nią rozmawiać. Nagrałem wtedy płytę z chłopakami, a koleżanka Magda wjechała ze swoją ekipą przekonana, że ona teraz rządzi i zarabia pieniądze. Miała kapitalne szczęście, że trafiła na Yacha - szalenie kreatywnego artystę. To on jej dał przepustkę do różnych działań, które mogły być ciekawe. Ale skończyły się nieciekawie. Nie można być tępo przekonanym, że jest się najlepszym i świat należy do nas. Bo wtedy dostaje się prztyczka od rzeczywistości - kończy.

W ten kampanijny epizod prezydenta Pawła Adamowicza byli wkomponowani oboje - Magda i Yach. W 2002 roku ona znalazła się w komitecie honorowym prezydenta wśród wielu znanych gdańszczan. Yach kręcił wyborcze filmiki. Wokół sprawy zrobiło się gorąco, ponieważ Magda była wówczas dziennikarką TVP Gdańsk.

Bogumił Osiński, ówczesny dyrektor ośrodka, uznał, że etatowym pracownikom telewizji nie wolno się angażować w promocję jakichkolwiek kandydatów. I wysłał ją na urlop bezpłatny. Ona tłumaczyła, że wsparła Adamowicza, ponieważ on popiera kulturę. W rezultacie została w niedługim czasie z telewizji zwolniona.

Yach przyznaje, że Magda wzięła udział w reklamówce wyborczej Adamowicza, a gdy ta została wyemitowana na antenie gdańskiej telewizji, usłyszała od szefów, że ma "zdjąć" twarz. Ale tego nie zrobiła. Więc musiała odejść.

Jeszcze kiedy Magda pracowała w gdańskim ośrodku TVP była organizatorem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy na Pomorzu. Po kilku latach odeszła. Rzecznik prasowy WOŚP Krzysztof Dobies mówi, żeby się niczego nie doszukiwać w tym odejściu. Ona dużo dla Orkiestry zrobiła, ale zdarza się, że organizatorzy się zmieniają. Na naszą prośbę o rozmowę z Jurkiem Owsiakiem odpowiedział, że dla Owsiaka sprawa jest historyczna i nie chce się nad tym tematem pochylać.

Beata Dunajewska-Daszczyńska, była dziennikarka, dzisiaj gdańska radna, współpracowała z Magdą i Yachem w gdańskiej telewizji na początku lat dziewięćdziesiątych. Najpierw tworzyli audycję "Telewizja Neptun", a potem rozrywkowe "Lalamido". Rozstali się w nie najlepszej atmosferze.

- Współpraca z Magdą to była huśtawka dobrych i złych chwil. Madzi jednego nie można odmówić - talentu do odkrywania talentów - opowiada. Kiedy oboje przyszli do telewizji, wszyscy na nich dziwnie spoglądali. Wyglądali tak egzotycznie, z tymi fryzurami i strojami.

- Już wtedy się czuło, że dla tych dwojga najważniejsza jest sztuka. Prawne i finansowe aspekty były na dalszym planie. Chociaż Magda próbowała je ogarniać. Wtedy nie myślałam, że to było złe. Artyści tak mają, myślałam. Tyle że potem dopada nas szara rzeczywistość, kiedy trzeba najpierw pozyskać pieniądze, a potem się z nich rozliczyć. Myślę, że ta sytuacja, o której media ostatnio pisały, raczej wynikała z jej przekonania, że cel uświęca środki. Niekoniecznie dbamy o finanse, rozliczenia, najważniejsza jest sztuka - mówi Beata Dunajewska.

I przypomina na koniec jedną sytuację. Kręcili wtedy wspólnie z Magdą i Yachem wiele wideoklipów za pieniądze gdańskiej telewizji. Ale za to one miały się najpierw ukazać w gdańskim programie. - Siedzę sobie pewnego dnia przed telewizorem. I co widzę? Nasze wideoklipy, które miały być emitowane za kilka dni, pojawiły się w telewizyjnej Dwójce. Oni je tam zawieźli bez pytania, uzgadniania. Skończyło się na złości i złośliwościach, ale dziś taka historia pewnie zakończyłaby się sądem - kończy rozmowę.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki