Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wędkarze długo czekali na tę chwilę. Zbliża się Dzień Szczupaka

Ziemowit Dziadoń
Fot. Mariusz Sobański
Za kilka dni nadejdzie wreszcie długo wyczekiwana przez wędkarzy data - 1 maja. Dzień Szczupaka, czyli początek sezonu na tego najpopularniejszego w Polsce drapieżnika, przypada na długą majówkę, więc okazji do zapolowania na niego z pewnością nie zabraknie.

Różnie wyglądały moje doświadczenia w bliższych - lub dalszych - kontaktach z "kaczodziobym", ale w pamięci na zawsze pozostanie mi wyprawa na Jeziora Raduńskie kilkanaście lat temu. Niekoniecznie dlatego, że zakończyła się spektakularnym sukcesem, ale… Ale po kolei.

Kłótnia na starcie

Tradycyjnie, jak co roku pierwszego maja, zapakowaliśmy się z Tomaszem wczesnym rankiem do auta, srodze się uprzednio pokłóciwszy o ilość zabieranego sprzętu. Tomasz, maksymalista, zaczął ładować wszystko, co zdołał nazbierać przez całe lata. A więc do bagażnika, oprócz niezbędnego spinningu i pudła z przynętami, trafiły trociówki, zestawy gruntowe, 5-metrowa teleskopowa tyczka, ciężka wędka na dorsze i mnóstwo innego, równie nieprzydatnego sprzętu. Pobłażliwie przyglądałem się poczynaniom przyjaciela, ale moja cierpliwość wyczerpała się, kiedy Tomasz przytaszczył długaśny zestaw do… surfcastingu i mamrocząc coś pod nosem o flądrach, zaczął upychać go na tylne siedzenia. Po półgodzinnych perswazjach zredukował jednak bagaż do akceptowalnego poziomu i wyruszyliśmy.

Ranek był mglisty i chłodny, jak zwykle na początku maja i jak zwykle nad jeziorem. Przepakowaliśmy sprzęt do przygotowanej przez zaprzyjaźnionego gospodarza łódki i odbiliśmy od brzegu. Kwadrans intensywnej pracy wiosłami - oczywiście to ja znowu robiłem za galernika, bo Tomasz był niezwykle pochłonięty montowaniem zestawu - i byliśmy na naszym starym, sprawdzonym łowisku. Kotwica poszła do wody i po chwili zaczęliśmy systematycznie przeczesywać okolice trzcin.

Już za trzecim rzutem poczułem gwałtowne przytrzymanie - a po sekundzie, zanim zdążyłem zaciąć, woda się zakotłowała i nad powierzchnię wyskoczyła srebrzystozielona torpeda - szczupak, okaz prawie metrowy! Ale zanim zdążył zanurzyć się z powrotem w toni, kątem oka zobaczyłem, że Tomasz gwałtownie zacina - i z drugiej strony łodzi pojawił się walczący gwałtownie, nieustępujący wielkością mojemu, drapieżnik. Taki fart już na początku wyprawy - to rzadkość! Tomasz sprawnie ściągał rybę w kierunku burty, moja zdobycz też trzymała się solidnie na błystce - atak był tak gwałtowny, że szczupak zaciął się sam. Obaj staraliśmy się tak manewrować wędziskami, żeby nie doszło do kolizji i splątania się żyłek, ale "sterowanie" szczupakiem proste nie jest!

Rybie akrobacje

Od początku pojedynku nie minęła nawet minuta, a obydwie ryby zdążyły zaprezentować pełen repertuar swoich umiejętności. Były więc efektowne świece, były "beczki" i "półbeczki", była popisowa jazda na ogonie, ale na razie udawało nam się nie doprowadzić do bliskiego kontaktu ryb ze sobą. Niestety, nie udało się również ani na metr zmniejszyć dystansu między nami a drapieżnikami. Szczupaki szalały, wydawało się, że mają niewyczerpany zapas sił, wystarczył najmniejszy błąd, żebyśmy stracili zdobycz.

Oczywiście, jak to zwykle bywa, jeśli istnieje możliwość popełnienia błędu - to najpewniej się go popełni… Tomasz przesunął się nieostrożnie w stronę podbieraka, łódź się zakołysała niebezpiecznie, ja siadłem z rozmachem na… dnie, napięta do granic wytrzymałości żyłka pękła z głośnym trzaskiem i mój przyjaciel został nagle sam na placu boju.

To znaczy - nie do końca sam. "Mój" szczupak, nagle uwolniony, odpływając z resztą zerwanej żyłki, zaplątał się w zestaw Tomasza. Takiej sytuacji nie widziałem nigdy przedtem ani potem: Tomasz miał dwie ryby na jednym wędzisku! Wypadki toczyły się tak szybko, że nie zdążyłem zareagować - ale i tak niewiele tu było już do zrobienia. "Powożenie" szczupakową dwójką jest z zasady skazane na niepowodzenie, więc po krótkiej i rozpaczliwej walce obie ryby odpłynęły w siną dal, a my pozostaliśmy w nieutulonym żalu. Tego dnia nie było nam już dane dostąpić zaszczytu złowienia jakiejkolwiek ryby - a Tomasz do dziś twierdzi, że sprawy wyglądałyby zupełnie inaczej, gdybym pozwolił mu zabrać ten zestaw do surfcastingu…

Ziemowit Dziadoń

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki