Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Walenty Faterkowski: 1 września bronił tczewskich mostów

Sebastian Dadaczyński
Walenty Faterkowski 1 września 1939 roku był porucznikiem
Walenty Faterkowski 1 września 1939 roku był porucznikiem Archwium rodzinne
Odnaleziony po latach bohater września 1939 roku teraz został honorowym obywatelem Tczewa.

Ma 97 lat i mieszka w Nowej Soli. W 1939 roku bronił tczewskich mostów na Wiśle przed atakami wojsk niemieckich. Mowa o Walentym Faterkowskim, najprawdopodobniej jedynym z żyjących już dziś oficerów, którzy brali udział w tamtych wydarzeniach.

Walentego Faterkowskiego odnaleźli niedawno przedstawiciele Stowarzyszenia Historycznego "Prusy" z Malborka. - O tym że pan porucznik żyje i ma się dobrze, otrzymaliśmy informację od jego zięcia Kazimierza Kulczyńskiego - wspomina Maciej Kacmajor z malborskiego stowarzyszenia. - Jako że żywo interesujemy się historią I i II wojny światowej, a w szczególności losami Pomorza, decyzja o wyjeździe do Nowej Soli była niejako automatyczna. Była to jedna z niewielu nadarzających się okazji, by porozmawiać z uczestnikiem tamtych gorących wrześniowych dni 1939 roku. Co ciekawsze, porucznik Faterkowski jest najprawdopodobniej jedną z tych osób, które oddały pierwsze strzały podczas napaści na Polskę. Takiej okazji nie można było zmarnować, a jednocześnie mogliśmy sprawić radość weteranowi, który został już zapomniany - dodaje.

Walenty Faterkowski urodził się 1912 roku w Chełmży. 18 lat później zdał maturę w Gimnazjum Kopernika w Toruniu, a następnie podjął pracę w Urzędzie Skarbowym w Wąbrzeźnie.

Jak zatem znalazł się w Tczewie? W bardzo prosty sposób. Z biegiem czasu został bowiem wcielony do wojska. Trafił do 66 Kaszubskiego Pułku Piechoty im. Józefa Piłsudskiego, a praktyki oficerskie odbył właśnie w 2 Batalionie Strzelców w Tczewie. W 1937 roku otrzymał stopień podporucznika rezerwy. Po wyjściu z koszar skierowano go do pracy w Urzędzie Skarbowym w Tczewie. Nie pobył tam jednak długo. W 1938 roku Faterkowskiego zatrudniono w Kasie Chorych w Tczewie, w której pracował do mobilizacji. 24 sierpnia 1939 roku powrócił do służby w 2 Batalionie Strzelców w Tczewie. Kiedy 1 września wybuchła wojna, jako jeden z najlepszych oficerów rezerwy został wyznaczony przez dowódcę, ppłk. Stanisława Janika, na najbardziej eksponowany odcinek obrony mostów - przyczółek wschodni, bezpośrednio narażony na pierwszy atak wojsk III Rzeszy.

- Z chwilą kiedy spadły pierwsze bomby, zaraz zaczęła strzelać artyleria - opowiada Walenty Faterkowski. - Jeden pocisk przeszedł nawet przez ścianę budynku, w którym przebywałem z żołnierzami. Od razu zrobiła się wrzawa. Żołnierze krzyczeli: gaz, gaz i zaczęli zrywać maski. Nie było słychać mojego głosu. Wyciągnąłem więc pistolet i kilka razy wystrzeliłem w powietrze. Dopiero to spowodowało, że grupa się uspokoiła.

Faterkowski był jednym z pierwszych żołnierzy II Rzeczypospolitej, który przyjął na siebie ogień wroga i mężnie stawił mu czoła. Jako jeden z niewielu dowódców biorących udział w kampanii 1939 roku wypełnił swoje rozkazy do końca. Odpierał ataki niemieckie pod ogniem artylerii ciężkiej z okolic Malborka od godziny 4.45 do ok. 5.30, następnie na rozkaz dowódcy wycofał się wraz z plutonem do rowu strzeleckiego po stronie zachodniej, gdzie po wysadzeniu mostów zwalczał próby przeprawy przez Wisłę wojsk niemieckich do godziny 19. Kazimierz Ickiewicz, historyk z Tczewa, który poznał fakty dotyczące życia Walentego Faterkowskiego, nie ma wątpliwości, że to na nim i żołnierzach jego plutonu spoczywała wtedy największa odpowiedzialność.

- Ich obrona polegała na tym, by jadący od strony Lisewa pociąg z niemieckimi żołnierzami nie dostał się przez most do Tczewa - wyjaśnia Kazimierz Ickiewicz. - Tak też się stało. Atak żołnierzy niemieckich został odparty.
Sam zainteresowany przyznaje, że nie było to łatwe zadanie. Kiedy Niemcy nie mogli przedostać się przez most, do miasta próbowali się przedrzeć rzeką. - Niemcy kilkakrotnie próbowali się wtedy przedostać na łodziach pontonowych - dodaje Walenty Faterkowski. - Jednak to my panowaliśmy nad Wisłą. Dokonaliśmy tego, że nikt się nie dostał na lewą stronę Wisły.

Walenty Faterkowski działał jednak nie tylko w Tczewie. Podczas wojny walczył także w okolicach Grupy i Świecia. Później trafił do niemieckich obozów jenieckich, w których trzymani byli oficerowie wzięci do niewoli w czasie działań wojennych. Przebywał m.in. w oflagu w Lubece. Wyzwolony został przez wojska amerykańskie 2 kwietnia 1945 roku i około rok później repatriowany do kraju przez aliantów. Kiedy trafił do Polski, udał się do Kielc, gdzie mieszkała jego żona.

Wspólnie postanowili jechać na ziemie odzyskane. Ich życie zupełnie się wtedy odmieniło. Faterkowski otrzymał posadę głównego księgowego w Zespole Fabryk Dolnośląskich (odlewnictwo). W ciągu kolejnych 10 lat uczestniczył w uruchamianiu zakładów w Szprotawie, Przemkowie, Nowej Soli, Zielonej Górze, Bolesławcu i Chocianowie. Podczas pracy jako główny księgowy uczył także w technikum odlewniczym w Nowej Soli przez 12 lat. Pełnił funkcję wicedyrektora Stowarzyszenia Księgowych oraz biegłego sądowego z dziedziny księgowości. Na emeryturę przeszedł w 1978 roku. W tym czasie - w 1972 roku - był proponowany przez wspomnianego płk. Stanisława Janika do odznaczenia Orderem Wojennym Krzyża Virtuti Militari. Jednakże wniosek został wstrzymany przez komórkę PZPR zakładu pracy Faterkowskiego.

Tczewscy radni, którzy się dowiedzieli o jego odnalezieniu, nadadzą mu tytuł Honorowego Obywatela Miasta Tczewa. Uchwała w tej sprawie podjęta została 27 sierpnia. - Doceniamy ludzi, którzy stawili czoła potężnemu agresorowi - mówi Włodzimierz Mroczkowski, przewodniczący Rady Miejskiej w Tczewie. - Bohaterską postawą opóźnili działania wojenne Niemców. Napastnicy nie mogli się przedostać przez most. Musieli przeprawiać się przez rzekę. Wtedy było to bardzo ważne. Dlatego dziś nie mamy wątpliwości, że m.in. Walenty Faterkowski zasługuje na tytuł Honorowego Obywatela Miasta Tczewa.

Pierwszy dzień wojny w Tczewie

O godzinie 4.34 (11 minut przed atakiem na Westerplatte) niemiecka eskadra lotnicza z Elbląga zbombardowała dworzec PKP, zachodni przyczółek mostów oraz koszary 2 Batalionu Strzelców. Bomby zrzucono też w centrum miasta, w rejonie elektrowni. Nalot na te obiekty powtórzono dwa razy. Trwał on około 10 minut. Byli zabici i ranni: ludność cywilna, kolejarze i żołnierze. O godz. 4.45 opóźniony pociąg z niemieckimi żołnierzami dotarł do mostu. Polski dowódca postanowił nie otwierać bram kolejowych. Po torach podążał także pociąg pancerny. Z wagonów wyskoczyli niemieccy żołnierze. Wywiązała się walka. O godz. 5.30 do Polaków dotarł rozkaz wycofania się i wysadzenia mostów. O godz. 6 wysadzono przyczółek wschodni, zaś 45 minut później zachodni. Zburzone zostały cztery filary. Do końca dnia trwały walki w mieście. Oddziały SS-Heimwehr Danzig, wsparte lotnictwem, wieczorem wyparły polskich żołnierzy z miasta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki