Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wakacje 2012 nad Bałtykiem: Brak wolnych miejsc w kwaterach

Piotr Niemkiewicz, Roman Kościelniak
Wolne miejsce blisko morza? To już właściwie prawie niemożliwe...
Wolne miejsce blisko morza? To już właściwie prawie niemożliwe... Piotr Niemkiewicz
W nadmorskich miejscowościach w końcu pojawiło się słońce, a z nim też turyści. Ci ostatni jednak nie mają wielu powodów do radości. Zwłaszcza jak na półwysep czy do Władysławowa przyjechali w ciemno. "Brak wolnych miejsc" - ogłaszają kwaterodawcy.

W piątek w Hallerowie, dzielnicy Władysławowa położonej nad samym morzem, na ul. Świerkowej byliśmy świadkami finansowej potyczki dwóch rodzin, które właśnie przyjechały na wakacje.

- Daję 150 procent ceny! - zaoferował warszawiak, przebijając rodzinę z Łodzi, która za wolne lokum chciała dać "tylko" 180 zł za dwuosobową klitkę.

200 zł za dobę w małym pokoiku to aktualnie niezbyt wygórowana cena, bo miejsc zaczyna brakować.
Przechadzając się ulicami Władysławowa czy Jastarni, widać mnóstwo tabliczek z napisami "wolne pokoje" - tyle że są przekreślone, zasłonięte czerwonymi lub czarnymi wstążkami albo wręcz powieszone do góry nogami. Część osób na furtkach i płotkach pisze wprost, że noclegów tutaj nie znajdziemy.

- Wolne pokoje jeszcze mam - powiedziała nam Sylwia Dzikowska, kwaterodawca z Władysławowa. - Ale sama nie wiem, jak długo, bo ludzie dzwonią od siódmej rano do godz. 23. I już nawet nie liczy się to, jak daleko jest od nas do plaży.
Monika Piórkowska z jastarnickiego Miejskiego Ośrodka Kultury i Sportu, który latem staje się bazą informacji turystycznych, przyznaje, że dziennie ich biuro odwiedza średnio setka osób. Oczywiście, z pytaniem o wolne pokoje...

- Coraz trudniej znaleźć coś wolnego - przyznaje urzędniczka. - Ale robimy co tylko możemy, by nie odsyłać gości z kwitkiem.
Pracownice MOKSiR wypracowały sobie nawet specjalną metodę; w drodze do pracy spisują numery domów i ulice, gdzie jeszcze są wolne pokoje.

Niemal totalnie zapchane są także popularne Dębki. W turystycznej wiosce karteczki z napisami "jest miejsce" hurtem zaczęły znikać od poniedziałku.

Nie lepiej jest też w Helu, gdzie tłumy gości krążą między dwiema plażami. Turyści w poszukiwaniu miejsc wchodzą nawet do Urzędu Miasta albo wydzwaniają do pracowników magistratu z prośbami, by ci wyszukali "czegoś wolnego".
- Nie zajmujemy się tym, więc odsyłamy do portali internetowych - zastrzega Barbara Tabor z UM Helu.

Mimo że miejsc wolnych jest jak na lekarstwo, to nie brakuje turystów, którzy nad morze przyjeżdżają bez rezerwacji. A w nadmorskich domach dochodzi do prawdziwie apokaliptycznych scen.

- Potem jest płacz, dramat i gorączkowe poszukiwania - mówi Jolanta, właścicielka sporego pensjonatu w Dębkach. - Ludzie potrafią przyjść z małym, śpiącym dzieckiem na rękach, płakać i na kolanach prosić o pokój.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki