Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragiczna śmierć czołgistów koło Nowego Dworu Gdańskiego. Relacja świadka [ZDJĘCIA]

Tomasz Chudzyński
16 grudnia minie 35 lat od śmierci czterech czołgistów, w tragicznym wypadku niedaleko Nowego Dworu Gdańskiego. Mamy najnowszą relację świadka tego ukrywanego wiele lat dramatu z czasów stanu wojennego.

Pani Janina Szczepanik mieszka w gminie Ostaszewo. Przez wiele lat nie mówiła o tym, co widziała 16 grudnia 1981 roku, głównie obawy przez konsekwencjami, jakie mogłyby jej grozić ze strony komunistycznych władz. - Miałam wtedy małe dziecko, moja córka jest dzieckiem stanu wojennego - mówi Janina Szczepanik. - Tę historię opowiadałam później, ale tylko w domu, najbliższym, by przypomnieć, jak to było.

Teraz, w 35 rocznicę stanu wojennego, pani Janina postanowiła opowiedzieć o tej tragedii w "Dzienniku Bałtyckim".

Utonęli

16 grudnia 1981, trzeciego dnia stanu wojennego ówczesny I Warszawski Pułk Czołgów im. Bohaterów Westerplatte w Elblągu, rozpoczął przemieszczanie do Gdańska, z rozkazem wsparcia operacji wprowadzania stanu wojennego w "kolebce Solidarności". Trasa między Elblągiem i Gdańskiem wiodła drogą krajową nr 7. Grudzień 1981 r. był bardzo mroźny. Kolumna pancernych pojazdów wyjechała w nocy. Widoczność była zła, padał gęsty śnieg, był mróz. Po drodze wojskowe wozy musiały przejechać po mostach nad dwiema dużymi rzekami (Wisłą i Nogatem) i kilkoma mniejszymi.
- To była ciężka droga - wspominał w rozmowie z nami Piotr Bebak, dowódca jednego z czołgów znajdujących się w kolumnie. - Trasa nie była zabezpieczona, nikt nie wskazywał nam drogi. Część pojazdów wypadła z trasy na pobocze. Poza tym sprzęt był w kiepskim stanie, a wyszkolenie załóg, które stanowili młodzi chłopcy, stało na niskim poziomie.

Trzy kolory stanu wojennego [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Pięć km od Nowego Dworu Gdańskiego jeden z czołgów zsunął się z przeprawy na rzece Linawa do, głębokiej na cztery metry, lodowatej wody. Zginęli ppor. Marian Pudlak, sierż. Henryk Kosno, sierż. Władysław Stankiewicz i sierż. Roman Tofiluk (wszyscy zostali awansowani pośmiertnie, już w czasach wolnej Polski). Wszyscy byli żołnierzami służby zasadniczej, w wojsku byli dopiero od kilku miesięcy.

Wojsko nie podjęło żadnych działań ratunkowych. Pozostałe czołgi jechały dalej. Sprawa tego wypadku nigdy nie była przedmiotem oficjalnego postępowania. Okoliczności tragedii wciąż czekają na wyjaśnienie. Wspominano o poślizgu, zerwanej gąsienicy, błędzie kierowcy wozu.

Nowe informacje

Moment tragedii widziała Janina Szczepanik. Była w autobusie relacji Nowy Dwór Gdański - Tczew, który jechał tą trasą i mijał pancerną kolumnę.
- Autobus najpierw musiał długo czekać na dawnym skrzyżowaniu drogi z Nowego Dworu Gd z trasą nr 7. Musiał przepuścić jadące dość wolno czołgi - wspomina Pani Janina. - Potem kierowca przyśpieszył i zaczął mijać kolumnę czołgów. Siedziałam przy oknie. W pewnym momencie, tuż przy moście, usłyszeliśmy wszyscy huk. Zobaczyłam, że jeden z czołgów skręca w prawo, rozbija barierki i spada z mostu do rzeki. Woda była zamarznięta i kiedy czołg uderzył w taflę, kawały lodu wystrzeliły wysoko w górę. To trwało chwilę, dosłownie sekundy. Na powierzchni wody pojawiły się bąble powietrza. To był koniec.

W autobusie zapanowało przerażenie.
- Autobusem jechało kilka osób - mówi Pani Janina. - Wszyscy widzieliśmy wypadek czołgu, wiedzieliśmy, że stało się coś niedobrego. Zdawaliśmy sobie sprawę, że mogli zginąć ludzie. Ktoś powiedział "O Boże, czołg zatonął". Nie zatrzymaliśmy się, zresztą wojsko też się nie zatrzymało. Wszyscy jechali dalej. Byliśmy rzeczywiście przerażeni. Długa kolumna czołgów, było ich ponad trzydzieści. Żołnierze w otwartych włazach.

Pani Janina potwierdza wspomnienia innych świadków - 16 grudnia był mroźnym, śnieżnym, pochmurnym dniem, z gęstymi opadami śniegu. Było bardzo ślisko, także na drodze nr 7. Nie zgadza się godzina. Wcześniejsze relacje mówią, że do zdarzenia doszło ok. godz. 6 rano. Pani Janina Szczepanik podaje czas 10.30.
- Czytałam relacje innych świadków w "Dzienniku Bałtyckim", ale będę się upierała przy mojej wersji - mówi. - Pamiętam, że autobus relacji Nowy Dwór Gd. - Tczew, którym jeździłam (pani Janina wysiadała w Nowej Cerkwi) wyruszał ok. 10.20. Byłam wtedy wysoko w ciąży, tydzień później urodziła mi się córka, więc dobrze to pamiętam.

W relacji Janiny Szczepanik pojawia się jeszcze jeden ważny wątek, który mógłby rzucić nieco światła na przyczynę tragedii. Mieszkanka wspomina, co się stało tuż po tym jak czołg wpadł do rzeki.
- Drugi czołg kilka metrów zjechał w prawą stronę w przydrożne pole (był już za mostem -red.) pomiędzy dwa drzewa - wspomina mieszkanka gminy Ostaszewo.

Wspomnienia Janiny Szczepanik mogą zatem potwierdzać słowa Piotra Bebaka, że do tragedii mógł doprowadzić poślizg.

Upamiętnienie

Wypadek nigdy nie został oficjalnie wyjaśniony, nie odbyło się w tej sprawie żadne śledztwo. Miejscowi wspominali wypadek czołgu, a do 1989 r. zdarzenie to było tuszowane przez komunistyczną władzę. Symboliczny krzyż z elementami czołgowej gąsienicy i nazwiskami żołnierzy, którzy zginęli w czołgu, stanął na moście na rzece Linawa dopiero w 13 rocznicę tragedii.
Co roku, w grudniu, Przy krzyżu nad Linawą odbywały się uroczystości upamiętniające czterech czołgisów. Ich inicjatorami byli Zbigniew Bojkowski i nie żyjący już Zbigniew Piórkowski, członkowie dawnej opozycji antykomunistycznej z Nowego Dworu Gd. - Stan wojenny był narodową tragedią - mówi Zbigniew Bojkowski. - Dowodzi tego śmierć tych czterech żołnierzy przed 33 laty. Oni nie musieli zginąć. Uznajemy ich również za ofiary stanu wojennego.

- To tragiczny paradoks - ci młodzi ludzie, którzy mogli być wtedy w wojsku wbrew swej woli, zginęli w stanie wojennym, stali się jego ofiarami - mówi Jacek Michalski, burmistrz Nowego Dworu Gdańskiego, co roku współorganizujący uroczystości w miejscu tragedii. - Niestety, nie mieli szans stać się bohaterami wolnej Polski. Ci żołnierze nie mieli zamiaru pacyfikować Gdańska, oni wykonywali bezsensowne rozkazy.

W tym roku uroczystości upamiętniające czołgistów przeniesione zostaną do centrum Nowego Dworu Gdańskiego. Przy rzece Linawa trwa budowa trasy S7. Pamiątkowy krzyż został czasowo zdemontowany.

W 2006 roku jednym z uczestników uroczystości na moście na rzece Linawa był Bogdan Borusewicz, były Marszałek Senatu RP, w czasach stanu wojennego represjonowany działacz Solidarności.
- Kiedy w czasie jednego z przesłuchań generała Jaruzelskiego po 1989 r. zapytałem go, czy w tamtych latach po stronie wojska padły jakieś ofiary, otrzymałem odpowiedź, że takich nie było - mówił 10 lat temu Borusewicz. – Tymczasem my wiemy, że w czasie stanu wojennego zginęło w tym miejscu czterech żołnierzy. Widać więc, jak kłamliwy był to system, który tłumaczył stan wojenny jako mniejsze zło. Ofiara tych żołnierzy Wojska Polskiego jest mniejszym złem? Dla mnie mniejsze zło to zawsze zło, za które należy się kara.

dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki