MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tam góry wyglądają jak ośnieżone bochny chleba. O trudnej wyprawie na Käsivarsi Wilderness Area

Anna Mizera-Nowicka
archiwum prywatne
Czterech śmiałków z Pomorza, którzy na co dzień prowadzą stabilne życie mężów i ojców, wróciło niedawno z trudnej wyprawy na Käsivarsi Wilderness Area, czyli drugiego co do wielkości obszaru niezamieszkanego w Finlandii. Choć podczas swojego urlopu od pracy musieli sobie radzić z temperaturami spadającymi do minus 28 stopni Celsjusza, noclegami w namiocie rozstawionym na śniegu i rozpadającymi się butami, grupa przyjaciół już planuje kolejny, jeszcze bardziej ekstremalny wyjazd.

Jak bowiem Marcin Dymek, Grzegorz Mazewski, Mariusz Brzoza i Mirosław Ziółkowski tłumaczą, tegoroczna wyprawa była jedynie sposobem na sprawdzenie, czy stać ich na jeszcze więcej.

Buty z każdym dniem bardziej się rozpadały

- Zarówno teraz, jak i dwa lata temu na Finnmarksvidda na północy Norwegii, gdy maszerowaliśmy w równie trudnych warunkach, mieliśmy świadomość, że to jedynie pewien etap - tłumaczy Marcin Dymek. - Za dwa lata chcemy jechać zimą na Spitsbergen. A taka wyprawa wymaga naprawdę poważnego przygotowania, sprawdzenia i uzbierania odpowiedniego sprzętu, ale i przekonania się, czy jesteśmy w stanie temu sprostać - podkreśla.

Podróżnicy opowiadają bowiem, że zawsze się przydarzą jakieś nieplanowane komplikacje. Tym razem trudności sprawiły... markowe buty, których producent zapewniał, że w polarnych warunkach sprawdzają się idealnie. - Co do czego, okazały się kompletną porażką. Po 12 dniach zaczęły im się obrywać noski i każdego kolejnego dnia zastanawialiśmy się tylko, czy wytrzymają do końca. To skrajnie nieodpowiedzialne sprzedawać tego typu sprzęt na takie wyprawy - mówią. - Ale wiemy przynajmniej, żeby nie brać ich na Spitsbergen.

Rozpadające się z każdym krokiem obuwie było jedynie kroplą w morzu trudności, jakim trzeba było sprostać. Tak jak przewidywali jeszcze przed wyprawą, nie obyło się bez delikatnych odmrożeń i dotkliwych otarć stóp. - Jeszcze dziś widać ślady na palcach, które trochę ucierpiały - mówi Grzegorz Mazewski. - Ale Marcin wziął ze sobą na próbę specjalne plastry hydrokoloidalne, które stosuje się na odleżyny itp. Okazały się rewelacyjne także na otarcia.
Na pytanie, co było dla nich najtrudniejsze, odpowiadają dopiero po chwili. Bo to, co jeszcze kilka tygodni temu ich przerażało, dziś wywołuje uśmiechy na twarzach.

- Zazwyczaj nastawialiśmy budzik na godzinę 6. Pobudka była okropna. Ten moment, gdy docierała myśl, iż trzeba wyjść ze śpiwora i ubrać się w mokre lub wciąż sztywne, bo zamarznięte ubrania, był chyba najgorszy - opowiadają.

Marsz pełen osobistych obietnic

Potem, jak relacjonują podróżnicy z Pomorza, trzeba było poświęcić około dwóch czy trzech godzin na roztopienie śniegu, by pozyskać wodę na śniadanie i do termosów oraz na zwinięcie obozu. Wrzątkiem pozyskanym ze śniegu zalewali jedzenie w proszku. - W ten sposób uzyskiwaliśmy na przykład jajecznicę, która była nią tylko z nazwy. Smakowała natomiast jak każdy inny posiłek - wspominają ze śmiechem.

Grupa przyjaciół musiała się pilnować, by w drogę nie wyruszyć zbyt późno. Mieli przecież swój plan - pokonać 200 km, który w pełni udało się zrealizować w ciągu 12 dni. W ciszy, zmagając się z samym sobą, maszerowali więc przez kilkanaście dni. Co godzinę była przerwa na uzupełnienie płynów w organizmie oraz na wysokotłuszczową przekąskę - czekoladę czy chałwę. Średnio dziennie pokonywali od około 15 do 20 km.

- Gdy wieczorem rozbijaliśmy namioty i kładliśmy się w śpiwory, byliśmy tak zmęczeni, że nie chciało się gadać. Oczy same się zamykały. Zasypialiśmy nawet o godzinie 19 czy 20 - opowiadają.

Ale choć wspólny marsz przyjaciół od dziecinnych lat raczej nie obfitował w długie rozmowy, bo na nie nikt nie miał siły, monologi wewnętrzne nie kończyły się.- W trakcie takiej wędrówki bardzo dużo się rozmyśla i składa samemu sobie wiele obietnic - zdradza ze śmiechem Grzegorz Mazewski. - I nie chodzi wcale o robienie remontu swojego domu. Są to bardzo osobiste obietnice, z których potem część udaje się zrealizować.

Marcin Dymek natomiast dodaje: - W życiu codziennym nie możesz się skupić tylko na jednej, automatycznej czynności, jaką jest na przykład marsz. Nie masz więc wtedy czasu, by godzinami oddawać się bez reszty rozmyślaniom. Podczas takiej wyprawy nic innego właściwie nie robisz.

Niełatwo wierzyć, że się uda

Co dzieje się w głowie w chwilach, gdy życie codzienne na moment schodzi na boczny tor? - Wtedy się walczy z samym sobą. Bo wcale nie jest łatwo przez cały czas wierzyć, że da się radę wytrzymać ten codzienny marsz w mrozie, który dochodził do -28 stopni, suszone jedzenie i przez 24 godziny na dobę to samo towarzystwo - tłumaczą.

I przyznają, że czasem dochodzi do drobnych konfliktów, z których jednak potem, po powrocie do domu, potrafią się wspólnie śmiać. - Jeśli widzieliśmy swoje drugie, trzecie i czwarte oblicze, a i tak nadal chcemy razem wyjeżdżać, to chyba nie jest z nami źle - mówi ze śmiechem Marcin Dymek.

Podróżnicy przyznają też, że każdy wyjazd jeszcze bardziej cementuje ich przyjaźń. Wiedzą, że także na co dzień mogą na siebie liczyć. Są świadomi, że nie każdy ma szczęście mieć przyjaciół, którzy dla pięknych widoków są w stanie godzinami maszerować na nartach, ciągnąc za sobą 40-kilogramowe sanki. Bo - jak tłumaczą - to właśnie surowa, ogromna przestrzeń pcha ich w ten surowy klimat najbardziej.

- Jest pięknie. W pełnym słońcu góry wyglądają jak ośnieżone bochny chleba - tłumaczy Grzegorz Mazewski.
Marcin Dymek dodaje zaś: - Gdy po wdrapaniu się na wzniesienie podziwia się ten biały ogrom, myśl, że mamy ją przejść, cieszy, ale i budzi niepokój. To właśnie po to człowiek tam jedzie.

Ale jak przyznają zgodnie Pomorzanie, radość z wyprawy nie byłaby tak duża gdyby nie powroty do domu. Dla nich również śmiałkowie wyjeżdżają w polarne krainy.

Więcej ciekawych informacji o grupie przyjaciół i ich podróżniczych przedsięwzięciach można przeczytać na stronie internetowej http://www.whiteout.pl.

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki