MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tadeusz Chyła – „Cesarz Ballady” z Sopotu

Dorota Abramowicz
Tadeusz Chyła i Włodzimierz Łajming  podczas występu w kabarecie To-Tu. Ich przyjaźń przetrwała przez  ponad 60 lat.
Tadeusz Chyła i Włodzimierz Łajming podczas występu w kabarecie To-Tu. Ich przyjaźń przetrwała przez ponad 60 lat. Zygmunt Grabowiecki
Tadeusz Chyła - postać barwna, ale dziś już niemal zapomniana. Z oficjalnego życiorysu: piosenkarz, kompozytor. Zadebiutował dokładnie przed sześcioma dekadami w legendarnym gdańskim teatrzyku Bim-Bom, potem współtworzył kabaret To-Tu. Założył zespół Silna Grupa pod Wezwaniem, który święcił triumfy na przełomie lat 60. i 70. XX wieku. Urodzony w Sopocie.

- Mówiliśmy o nim Chyłeńka - wspomina aktor i reżyser Ryszard Ronczewski. - Pewnie dlatego, że on sam wszystko zdrabniał. Takie, wie pani, "wezmę chlebeczek, ukroję kromeczkę, posmaruję masełkiem i dżemikiem". Był to człowiek niebywale skromny. Wspaniały facet. Taki, którego będzie brakowało.
Tadeusz Chyła umarł w ostatnią niedzielę.

Ławeczka przyjaźni

Opowieść o wieloletniej przyjaźni trzeba zacząć niepedagogicznie, czyli od szkoły. A konkretnie od Liceum Sztuk Plastycznych w Gdyni Orłowie. Włodek Łajming, zwany Włodem był w drugiej klasie, gdy naukę w liceum zaczął Tadek Chyła.

- Był początek roku szkolnego, gdy Tadziu podszedł do mnie - opowiada profesor Włodzimierz Łajming, znany malarz i rysownik. - Powiedział: Słuchaj, może się przejdziemy?

Dalsza część wspomnień nie może służyć za wzorzec dla współczesnej młodzieży.

Otóż Łajming nie dał się długo namawiać. Chłopcy wymknęli się ze szkoły i ruszyli w stronę lasu. Na skraju lasu stała ławeczka. Przysiedli. Wtedy Chyła schylił się i - czary-mary - spod ławeczki wyciągnął małą buteleczkę z wysokoprocentową zawartością. Zaproponował degustację i... przyjaźń. Łajming nie odmówił jednego i drugiego.

Przyjaciele po ukończeniu liceum podjęli studia na Wydziale Malarstwa w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Gdańsku, byli w tej samej pracowni profesora Juliusza Studnickiego.

W tej samej pracowni dyplom robiła także Alina Ronczewska-Afanasjew, siostra-bliźniaczka aktora Ryszarda Ronczewskiego.
- Chyłę poznałem przez siostrę już w 1949 roku, a bliżej na plenerze organizowanym w Żukowie przez prof. Stanisława Teissera - mówi Ronczewski. - Już wtedy kojarzyłem go z gitarą.

Na tym samym roku rozpoczął naukę absolwent gdyńskiej "dwójki", Jacek Fedorowicz.

Pytany o Chyłę, odsyła do wydanych przed trzema laty wspomnień "Ja jako wykopalisko". Z Tadeuszem nie kontaktował się od kilkudziesięciu lat, a tam jest wszystko, co chciał powiedzieć o dawnym koledze. Dlaczego nie było kontaktów?
- To nie do publikacji - odpowiada zwięźle.

Pieśniarz, rewolucja i Paryż

Początek lat 50. Króluje socrealizm i podział kultury na słuszną i niesłuszną. I nagle, w 1954 r., na jedynie słusznym ugorze rodzi się studencki teatrzyk Bim-Bom. To była prawdziwa rewolucja. "Pierwsi zrobiliśmy dziurę w murze" - napisał wiele lat później Jacek Fedorowicz. Bim-Bom tworzyli studenci trzech uczelni - Politechniki Gdańskiej (nad którymi czuwał młody aktor Zbigniew Cybulski), sopockiej Wyższej Szkoły Ekonomicznej (z organizującym życie teatralne Bogumiłem Kobielą) i PWSSP z Wowo Bielickim.

Ta ostatnia uczelnia stała się wówczas enklawą dla niepokornych ludzi z pomysłami. "Plany mieliśmy bardzo typowe dla ludzi młodych i - powiedzmy - bardzo skromne: chcieliśmy tylko zbawić świat, nic więcej" - czytamy w "Ja jako wykopalisko".

Do zbawiania świata w studenckim teatrzyku plastycy nieźle się nadawali. Wielu z nich zostało obdarzonych nie jednym, a garścią talentów. Ot, artyści.

Tadeusz Chyła grał na gitarze i śpiewał. Zadebiutował więc w Bim-Bomie, w 1954 roku, śpiewając swoje ballady. W teatrzyku poznał pierwszą żonę, piosenkarkę Barbarę Michałowską.

Nie był konferansjerem, nie należał do osób, które wymieniane są dziś wśród głównych twórców studenckiego teatrzyku. Chociaż, jak pisze Jacek Fedorowicz, współtwórców Bim-Bomu było wielu i niemożliwe jest dokładne wyważenie tego, co kto wniósł do legendy kulturalnej Wybrzeża.

Chyła, choć brał udział w większości przedstawień i wraz z grupą wyjeżdżał do końca lat 50. na liczne koncerty w kraju i za granicą (do Austrii, Belgii, Francji, Holandii i Niemieckiej Republiki Demokratycznej), nie opublikował żadnych wspomnień.

Ryszard Ronczewski twierdzi, że Chyłeńka nie był człowiekiem, który pchał się na pierwszy plan. - W towarzystwie siadał gdzieś z boku, brał gitarę, coś tam brzdąkał, śpiewał - mówi aktor. - Należał do ludzi uczuciowych, ale tę uczuciowość ukrywał pod kożuchem obojętności.

We wrześniu 1957 r. Chyła znalazł się w "reprezentacyjnej dwunastce", którą zaproszono na występy do Paryża. Mieszkali w miasteczku studenckim, grali w Beaux-Arts i czuli się jak milionerzy, bo od Francuzów dostali całkiem kapitalistyczne diety.

Problemem był tylko... brak znajomości języka francuskiego. Język znała jedynie Hanka Rytel (późniejsza żona Fedorowicza), która "podawała" polskim artystom francuski tekst. Kłopot w tym, że już podczas zwykłych kontaktów międzyludzkich na paryskich ulicach, Rytel wstydziła się swego niezbyt dobrego akcentu. Chyła za to nie znał francuskiego, ale kochał jego brzmienie. Hanka więc szeptem rzucała pytanie, Chyła podchodził do przechodnia i pytał: - Ułe ru Szanselize?

Francuz odpowiadał, Hanka Rytel słuchała, a Chyła... odchodził, dopytując jeszcze koleżanki, jak po francusku mówi się "dziękuję".

Witaj, estrado

W 1957 r. Wowo Bielicki wraz z Jerzym Afanasjewem, jego późniejszą żoną Alicją Ronczewską, Jackiem Fedorowiczem i Tadeuszem Chyłą założyli kabaret To-Tu. Występowali w nim m.in. także Barbara Michałowska, Włodzimierz Łajming i Janusz Hajdum. W starym programie kabaretu prócz listy artystów, scenarzystów i reżyserów pojawia się informacja: "kostiumy - każdy sobie".

W tamtych czasach Chyła wraz z Michałowską zdecydowali się na występy estradowe. Estradowcy byli w cenie, bo w czasach ery przedtelewizyjnej część artystyczna po każdej oficjalnej akademii stawała się jedyną szansą na masową rozrywkę. Wprawdzie dla studentów z Bim-Bomu występy estradowe były synonimem upadku artystycznego, jednak w miarę upływu czasu coraz więcej osób zaczęło występować na własną rękę.

- I wreszcie Tadzio wyjechał do Warszawy - wspomina prof. Łajming. - Jego piosenki, do których komponował muzykę, stały się coraz bardziej znane. Kiedyś spytałem go, skąd bierze teksty. "Nie wiem, odparł, ciągle mi coś przysyłają. Nawet anonimowo".
Tak naprawdę autorem tekstów do większości przebojów Chyły (od "Cysorza" po cykl ballad o Dreptaku) był Andrzej Waligórski, poeta, dziennikarz i satyryk z wrocławskiego kabaretu Elita.

Do legendy estradowej przeszedł występ Tadeusza Chyły na jednym z pierwszych Festiwali Polskiej Piosenki w Opolu. Amfiteatr nie miał wówczas jeszcze dachu i kiedy nagle z nieba lunęła ściana wody, widzowie, wzajemnie się tratując, ruszyli do wyjścia.

Prowadzący konferansjerkę Jacek Fedorowicz wpadł za kulisy i zaczął błagać, by choć jeden artysta stanął na scenie i zaśpiewał, powstrzymując eksodus widzów. Nikt się nie ruszył, prócz Chyły i jego zespołu. Tadeusz stanął na scenie i zaśpiewał, przytupując i rozbryzgując kałuże. Z jego trąby spływały kaskady wody. Ludzie zatrzymali się, słuchając śmiałków. Koncert został uratowany.

W 1968 r. Chyła wraz z Kazimierzem Grześkowiakiem, Jackiem Nieżychowskim i Andrzejem Zakrzewskim założył śpiewający kabaret. Nazwali go Silna Grupa pod Wezwaniem. Silna Grupa występowała w telewizji, radiu, na wielu polskich scenach.

W 1970 r. Chyła odszedł z zespołu. Silna Grupa pod Wezwaniem święciła triumfy do 1974 r., wystąpiła nawet z Marylą Rodowicz podczas inauguracji mistrzostw świata w piłce nożnej w Niemczech. Rozwiązano ją z powodu wierszyka, wygłaszanego podczas koncertów:
"Jeleń pasie się w gaiku,
a na stawie dwa łabędzie.
I tak dobrze, i tak cicho,
i tak zawsze k... będzie?".

Jeden egzemplarz

Chyła w tym czasie występował już samodzielnie. Jego piosenki znane były w całej Polsce. Prywatnie jednak nie wszystko się układało. Jego druga żona, śliczna Rosjanka Gala wyjechała do Paryża. Tam popełniła samobójstwo. Po jej śmierci w jednej z warszawskich cerkwi odprawiono mszę żałobną. Chyła był załamany, wypił zbyt dużo, podczas nabożeństwa ledwo trzymał się na nogach.

Nie miał dzieci. Jego trzecia żona, Anna, ("bardzo oddana" - mówią przyjaciele) opiekowała się mężem do końca.

Przed 20 laty powstał o nim - w cyklu "Gwiazdy tamtych lat" - krótkometrażowy film, zrealizowany przez 2 program TVP.
Nikomu się nie chwaląc, wrócił do malowania.

- Planowana jest wystawa jego obrazów - mówi prof. Łajming. - Mam napisać wstęp. Sam jestem ciekaw, ponoć kilka obrazów jest bardzo dobrych.

Ryszard Ronczewski: - Chyłeńka miał ogromne serce. Wszystko, co robił, robił z uczuciem. Tacy ludzie, jak Chyła, występują w jednym egzemplarzu. Nadal jest jeden Wojciech Młynarski. Równie pojedyncza była Agnieszka Osiecka, był też jeden Jacek Kaczmarski. I teraz dołączył do nich Chyłeńka.

Ktoś powiedział, że Tadeusz Chyła był Cesarzem Ballady. Bo i na balladach się znał, i o cesarzach też wiedział sporo, dzieląc się z gronem wielbicieli opowieścią o władcy, co "ma klawe życie oraz wyżywienie klawe!".

Tadeusz Chyła

Zadebiutował w Bim-Bomie w 1954 roku, śpiewając swoje ballady. Choć brał udział w większości przedstawień, nie należał do osób, które wymieniane są dziś wśród głównych twórców studenckiego teatrzyku. Występował także w legendarnym teatrzyku rąk Co-To, współtworzył kabaret To-Tu.

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki