Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczecin, Gdynia: Jest stoczniowe śledztwo

J. Klein, R. Kiewlicz
Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła natomiast śledztwo w sprawie domniemanych nieprawidłowości przy sprzedaży stoczni w Gdyni i Szczecinie
Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła natomiast śledztwo w sprawie domniemanych nieprawidłowości przy sprzedaży stoczni w Gdyni i Szczecinie Grzegorz Mehring/Archwium
Stoczniowcy z gdyńskiej stoczni są zbulwersowani awanturą, jaka wybuchła w związku z "aferą stoczniową". Boją się, że teraz nikt już nie kupi ich zakładu, jak i stoczni w Szczecinie.

- To po prostu walka polityczna pomiędzy PO a PiS. Przez lata okłamywano nas. Wszystkie działania wyglądały na pozorowane i doszło wreszcie do tego, że stoczni już praktycznie nie ma. Obecna sytuacja jest na rękę obydwu stronom i PiS, i PO. Pozbyli się dużego problemu, jakimi są stocznie - komentuje Jan Gumiński, przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Gospodarki Morskiej w stoczni.

Tym, że materiały na temat nieprawidłowości w stoczni z kwietnia i maja wypływają dopiero dzisiaj, jest zdziwiony Dariusz Adamski, szef zakładowej Solidarności. - Według mnie to wynik walki politycznej, jaka się toczy na górze, a jej ofiarami jesteśmy my stoczniowcy. W tej chwili każdy potencjalny inwestor po prostu wystraszy się i nie będzie chciał inwestować . Dlatego też chcemy powołania komisji ekspertów, która bez udziału polityków zajmie się poszukiwaniem inwestora. Niech buldogi w Warszawie się gryzą, ale nas to wszystkich g... obchodzi - mówi Adamski.

Oba związki napisały jednak list do premiera Donalda Tuska. Chcą spotkania z szefem rządu i wyjaśnienia okoliczności przetargu i informacji, czy katarski kapitał został prawidłowo sprawdzony i zweryfikowany.

Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła natomiast śledztwo w sprawie domniemanych nieprawidłowości przy sprzedaży stoczni w Gdyni i Szczecinie. Śledczy uznali, że jest uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa przekroczenia uprawnień funkcjonariuszy publicznych z Ministerstwa Skarbu Państwa i Agencji Rozwoju Przemysłu w celu utrudniania postępowania przetargowego.

Według Centralnego Biura Antykorupcyjnego urzędnicy ARP i resortu skarbu mieli faworyzować tylko jednego inwestora - fundusz Stiching Particulier Fonds Greenrights, za którym stał kapitał katarski. Urzędnicy mieli m.in przekładać terminy kolejnych etapów przetargów po to, aby SPFG wziął w nich udział. Biuro na dowód przedstawiło stenogramy z podsłuchów rozmów ministra skarbu Aleksandra Grada, wiceministra Zdzisława Gawlika oraz prezesa ARP.

Prokuraturę zawiadomiła kancelaria premiera po tym, jak otrzymała informację od CBA.
- Nie było żadnej korupcji urzędników w sprawie przetargu na stocznie - przekonywał wczoraj Wojciech Dąbrowski, prezes ARP. - Nie było możliwości ingerowania w przebieg przetargu. Na każdym etapie był on kontrolowany przez obserwatorów wyznaczonych przez Komisję Europejską.
Jak tłumaczył Dąbrowski, sprzedaż odbywała się poprzez witrynę internetową stworzoną przez Państwową Wytwórnię Papierów Wartościowych, a sam przetarg organizował niezależny zarządca kompensacji wybrany przez radę wierzycieli obu stoczni.

Dlaczego w podsłuchanych przez CBA rozmowach z ministrami skarbu padało określenie "nasz" inwestor w odniesieniu do SPFG?

- Ponieważ zależało nam na kontynuowaniu produkcji w stoczniach, a tylko ten inwestor składał takie deklaracje - mówił Dąbrowski. - W dodatku tylko on wpłacił wadia na zdecydowaną większość majątku produkcyjnego. Inwestor nie był jednak faworyzowany, a inni nie byli dyskryminowani.
Dąbrowski stwierdził, że sam wnioskował do CBA o tzw. tarczę antykorupcyjną i wiedział, że może być podsłuchiwany.
Nieprawidłowościom zaprzecza także Ministerstwo Skarbu. - W przetargu na kluczowe aktywa stoczniowe wprost związane z produkcją statków udział potwierdził (poprzez wpłacenie wadium) tak naprawdę tylko jeden inwestor, pozostali byli zainteresowani aktywami należącymi do stoczni, ale niezwiązanymi wprost z produkcją stoczniową - czytamy w komunikacie resortu. - W związku z tym ministerstwo zabiegało o udział inwestora, który dokona zakupu wszystkich istotnych aktywów stoczniowych i kontynuację produkcji stoczniowej. Inwestorem, który publicznie to deklarował, był tylko Stiching Particulier Fonds Greenrights.

Z nagranych przez CBA rozmów wynika, że minister skarbu Aleksander Grad rozważał możliwość przesunięcia terminu rozpoczęcia licytacji majątku Stoczni Gdynia, ponieważ nie było potwierdzenia udziału w niej katarskiego inwestora.

- Gdyby inwestor ten nie wziął udziału w przetargu - licytacji dnia 13 maja 2009 roku (już po wpłaceniu wadium), nie byłoby szans (w tym procesie) na sprzedaż kluczowych aktywów stoczniowych i zapewnienie kontynuacji produkcji stoczniowej - tłumaczy resort skarbu. - Dlatego też prawdą jest, że minister Skarbu Państwa pytał ARP o prawne możliwości ewentualnego przesunięcia rozpoczęcia aukcji. Po otrzymaniu informacji o braku możliwości prawnej przesunięcia aukcji inwestor ostatecznie zdecydował się na udział w licytacji.

Fundusz wylicytował po siedem składników majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie, włącznie z suchymi dokami i pochylniami. Pieniędzy jednak nie zapłacił. Stracił natomiast wadium. Na konto Stoczni Gdynia trafiło 26,5 mln zł, a Stoczni Szczecińskiej Nowa 9,5 mln.

Wczoraj minister Grad zdecydował, że jego zastępca, wiceminister Zdzisław Gawlik, nie będzie już nadzorował sprzedaży stoczni. Zajmie się tym wiceminister skarbu Adam Leszkiewicz. Także prezes ARP Wojciech Dąbrowski i jego zastępca Jacek Goszczyński zostali odsunięci od sprzedaży stoczni. W agencji nadzorować ją będzie Andrzej Szortyka.

Warszawska prokuratura nie zdecydowała jeszcze, czy będzie śledztwo w sprawie domniemanego niedopełnienia przez szefa CBA Mariusz Kamińskiego obowiązku zawiadomienia prokuratury o możliwych nieprawidłowościach przetargowych.

KE się przyjrzy

Komisja Europejska po doniesieniach w sprawie "afery stoczniowej" baczniej przyjrzy się kolejnemu przetargowi zaplanowanemu na listopad. Rzecznik KE ds. konkurencji Jonathan Todd zapowiedział, że Bruksela nie będzie sprawdzać, czy w majowym przetargu doszło do nieprawidłowości. To zadanie scedowała na polski wymiar sprawiedliwości.

W kolejnym przetargu KE będzie nadzorowała polski rząd, czy procedura będzie zgodna z wytycznymi Brukseli i nie będzie dochodzić do faworyzowania bądź dyskryminowania inwestorów.
Ponowne przetargi na stoczniowy majątek mają odbyć się 26 i 27 listopada. Pierwsza pod młotek pójdzie Stocznia Gdynia. Ostateczne umowy sprzedaży mają zostać podpisane do końca roku. Jeśli się to nie uda, stocznie zostaną postawione w stan upadłości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki