Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szarża, która stała się legendą

Redakcja
Pułkownik Mastalerz poległ podczas szarży pod Krojantami
Pułkownik Mastalerz poległ podczas szarży pod Krojantami Archiwum
Szarża pod Krojantami przedstawiana jest czasami w oderwaniu od działań pozostałych szwadronów, a tymczasem była ona elementem bitwy nadgranicznej,

jaką toczył przez cały dzień 1 września 1939 r. 18. Pułk Ułanów Pomorskich. Efekt szarży w znaczeniu psychologicznym był sukcesem, wprowadziła ona w szeregach niemieckich dyskomfort psychiczny ,co zauważył i uwiecznił w swoich wspomnieniach gen. Heinz Guderian "Zastałem ludzi z mego sztabu w hełmach bojowych, w trakcie ustawiania działka przeciwpancernego na stanowisku bojowym. Na moje pytanie, co ich do tego skłoniło, otrzymałem odpowiedź, że w każdej chwili pojawić się może polska kawaleria, która rozpoczęła natarcie".

Gdy płk Kazimierz Władysław Mastalerz obejmował dowodzenie 18. pułkiem, jednostka ta w ramach koncentracji Pomorskiej Brygady Kawalerii uczestniczyła w realizacji zadań szkoleniowych w rejonie Tucholi i Czerska. Pułk został przesunięty w rejon Chojnic, gdzie brał udział w rozbudowie tzw. linii Grzmota, czyli kilkukilometrowego pasa umocnień. Ułani fortyfikowali południowy rejon obrony Chojnic, od brzegu Jeziora Charzykowskiego do dworu Zamarte. Zasadniczych prac jednak nie dokończono. 24 sierpnia płk Mastalerz otrzymał sygnał nakazujący mu przeprowadzenie mobilizacji. Przebieg jej był sprawny. 26 sierpnia 18. pułk wszedł w skład nowo powstałego zgrupowania "Chojnice", które obok OW "Kościerzyna" i Pomorskiej Brygady Kawalerii utworzyły Grupę Osłonową "Czersk" (powstała 25 sierpnia, dowódca gen. bryg. Stanisław Grzmot- Skotnicki). Nowym bezpośrednim przełożonym Mastalerza został dowódca Zgrupowania "Chojnice" - płk Tadeusz Majewski.

Dowódca zgrupowania postanowił zorganizować obronę Chojnic, które miał zamiar bronić do godz. 15-16, następnie pod naporem wroga planował wycofać się i w stałym kontakcie bojowym opóźniać jego przemieszczanie się, tak by jak najpóźniej osiągnąć rejon obrony za Brdą. Tam, aż do otrzymania kolejnych rozkazów, chciał zorganizować stałą obronę.

1 września o godz. 4.45 Niemcy rozpoczęli ostrzał artyleryjski. Mgła zaległa okolicę. Na pozycje 18. pułku ruszyło natarcie 76. pułku piechoty zmotoryzowanej 20 Dywizji Piechoty Zmotoryzowanej XIX Korpusu Armijnego, pod dowództwem pochodzącego z Chełma gen. Hainza Guderiana. Pierwsza bronić zaczęła się placówka plut. Jana Sasa, która na rozkaz dowódcy 2 szwadronu rtm. Jana Ładosia wycofała się. Niemiecka piechota wsparta wozami bojowymi zniosła wysunięte placówki ogniowe i zaatakowała pozycje na pierwszej linii obrony. Mimo przewagi ogniowej nieprzyjaciela linia ta wytrzymała i odparła pierwsze uderzenie Niemców. Walki były zacięte. Około godz. 14 dowódca Zgrupowania "Chojnice" wydał jednak rozkaz opuszczenia Chojnic. Zauważył też, że nieprzyjaciel zagraża odcięciem drogi odwrotu dla batalionu ON Czersk. Po porozumieniu z gen. Skotnickim wypracował rozkaz dla Mastalerza o wykonaniu siłami 18. pułku przeciwuderzenia. Ok. godz.17 swoje stanowiska zaczął opuszczać batalion ON "Czersk". W rejon leśniczów ki, gdzie znajdował się dowódca 18. pułku ułanów, przybył łącznik od gen. Grzmota-Skotnickiego por. dypl. Grzegorz Cydzik. Niemal jednocześnie zameldował się wyznaczony do dyspozycji płk. Mastalerza szwadron czołgów rozpoznawczych TKS ( 13 tankietek) z 81. dywizjonu pancernego pod osobistym dowództwem dowódcy dywizjonu mjr. Franciszka Szystowskiego. Przybył także 8 szwadron kolarzy ( por. Tadeusz Rawski ). Oba pododdziały zostały przydzielone z Pomorskiej Brygady Kawalerii, jako wzmocnienie pułku na czas wykonania zamierzonego już przeciwuderzenia. Por. Cydzik przywiózł rozkaz generała dla płk. Mastalerza, który literatura sprowadza do często cytowanego zdania: "... Pułk przed zmierzchem wykona całością natarcie na Niemców, po czym pozostawi jeden szwadron w styczności z Niemcami, resztę pułku wycofać za Brdę gdzie są nasze umocnienia...". Według innych wersji miał to być przyjacielski list, który zawierał prośbę: "Pomnij naszej przeszłości - miał pisać gen. Skotnicki - za wszelką cenę powstrzymaj ruch Niemców, czym prędzej przechodząc do akcji zaczepnej".
Możliwe jest, że oprócz generalskiego rozkazu płk Mastalerz nieco wcześniej otrzymał także szczegółowy rozkaz od dowódcy Zgrupowania "Chojnice" płk. Majewskiego. Mastalerz odpowiedział por. Cydzikowi, że rozkaz wykona. Jednak musiał przekazać wstępne decyzje odnośnie jego realizacji, z którymi Cydzik się nie zgodził. Możliwe, że rozważał wykonanie szybkiego zagonu konnego. Doszło między nimi do słownego starcia. Zdenerwowany Cydzik wyjechał i o wszystkim zameldował gen. Skotnickiemu. Ten zgodził się ze swoim oficerem, ale na ingerencję w działania płk. Masztalerza było już za późno.

Po wyjeździe Cydzika Mastalerz zarządził krótką odprawę. Wszyscy uczestnicy zostali zapoznani z decyzją dowódcy pułku, który postanowił podzielić siły na dwie grupy. Pierwsza siłami 3. szwadronu bez plutonu z dwoma plutonami ckm, wspartymi szwadronem czołgów TK i brygadowym szwadronem kolarzy utrzymać miała zajmowaną pozycję opóźniania na skraju lasu przy szosie Rytel-Chojnice. 4. szwadron z plutonem ckm po przejściu w rejon Lotynia (skraj lasu) miał ubezpieczać pułk w kierunku Nowej Cerkwi. Dowódcą grupy został dowódca szwadronu ckm rtm Zygmunt Ertman. Drugą grupę stanowił oddział manewrowy 1. i 2. szwadron oraz po jednym plutnie 3. i 4. szwadronu. Po trasie Kruszka - Krojanty - Pawłowo ta grupa miała przejść na tyły przeciwnika i zaatakować go, po czym wycofać się na Granowo i dalej na linie umocnień własnych w rejonie Rytla. Stawiając zadania płk Mastalerz nakreślił na mapie trasę marszu, która wiodła z dala od uczęszczanych dróg, wśród starych drzew gęstego lasu. Na ubezpieczenie przemarszu wyznaczono 1. pluton 4. szwadronu pod dowództwem por. Kazimierza Uranowicza. Przysłuchujący się stawianym zadaniom adiutant pułku rtm.Wacław Godlewski zorientował się, że zadania oddziału manewrowego są bardzo ryzykowne i podenerwowany miał zwrócić się do swego przełożonego słowami: - Co pan przez to rozumie? Jak pan zamierza wykonać rozkaz dowódcy? Pan pułkownik jednak nie zamierza urządzić szarży?
Wtedy miał mu płk Mastalerz odpowiedzieć dziś już legendarnym zdaniem: - Nie pan mnie będzie uczył, młody człowieku, jak się wykonuje niewykonalne rozkazy! (lub za młody pan, młodzieńcze, aby mi mówić, jak się wykonuje niewykonalne rozkazy).

O godzinie 17.30 wyruszyła grupa manewrowa. Pierwszy szedł w szpicy pluton ubezpieczenia por. Uranowicza. Łącznie wyszło na akcję ok. 280 ludzi. Marsz był skryty, bez styczności z przeciwnikiem jechano kłusem. Ok. godz. 19 po przejściu mniej więcej połowy drogi, osiągnięto rejon Krojant, wówczas niespodziewanie szperacze - ułani por. Uranowicza - dostrzegli w odległości 300-400 m od skraju lasu, odpoczywających na łące niemieckich piechurów. Sadząc po liczbie żołnierzy oceniono, że był to batalion wojska. Niemcy byli wyluzowani. Jedni spali, inni rozmawiali, golili się, leżeli, śmiali... Sądzono, że nie są ubezpieczeni. Dla Polaków wydawała się to okazja dana im przez opatrzność. Podjęto decyzję o szarży. Padły stosowne komendy. Pod osłoną lasu szwadrony uszykowały się w dwa rzuty i sformowały szyki do ataku. Z obnażonymi szablami w dłoniach ruszono na wroga. Pierwszy prowadził swój szwadron rtm. Świeściak, za nim komendę "szable w dłoń" wydał rtm. Ładoś. Z 250 ułańskich gardeł ryknęło polskie "hurrrraaa". Zaskoczeni Niemcy rozbiegli się. Jedni panicznie, inni w pozornym nieładzie. Jednak większość biegła w kierunku drogi i znajdujących się tam zarośli. Odważniejsi dopadli swojej broni i zaczęli strzelać w kierunku szarżujących. Trafiony został rtm. Świeściak. Wtem na lewe skrzydło wyjechał poczet Mastalerza. W tym momencie niespodziewanie z zarośli od strony szosy odezwały się karabiny maszynowe. Strzelały ukryte transportery. Ich kule dosłownie rozszarpały poczet dowódcy pułku. Płk Mastalerz poległ skoszony serią, padł ppor. rez. Tadeusz Mlicki (oficer informacyjny). Zabity koń adiutanta rtm. Godlewskiego uratował mu życie. Polacy nacierali dalej, cięto dognanych Niemców szablami, chwila wydawała się wiecznością. Ogień niemiecki zbierał krwawe żniwo. Ktoś usłyszał trąbkę. Rozpędzone szwadrony zrobiły unik i znikły za wysokim nasypem kolejowym. Wszystko trwało jak obliczył Zygfryd Szych ok. 1,5 minuty. Na polu bitwy zostali zabici i ranni. Oblicza się, że zginęło od 20 do 25 ułanów. Poległ prowadzący szarżę rtm. Świeściak. Ok. 50 ułanów zostało rannych. Jak się okazało, pododdziałem z którym starła się grupa manewrowa 18. pułku, był 2 bat. 76. pułku piech. zmot. 20 DPZ. Mieli oni za zadanie oczyścić las z resztek sił polskich, ale nim zaczęli, spadła na nich kawaleria polska. Pułk, pod dowództwem kolejno rotmistrza Jana Ładosia i majora Stanisław Malecki, walczył tego dnia jeszcze do północy.

18. Pułk Ułanów Pomorskich otrzymał po bitwie order Virtuti Militari

Cudem ocalał sztandar, poszarpany kulami z oderwanym od drzewca orłem. Jego wygląd idealnie pasował do stanu pułku. Na zbiórkę pułku przyjechał gen. bryg. Stanisław Grzmot-Skotnicki. Przed frontem oddziału oświadczył: "Dokonane przez Was czyny wynoszą Wasz pułk pod względem bitności na czołowe miejsce wśród kawalerii. Czyn Wasz będzie zapisany złotymi głoskami w historii jazdy polskiej". Następnie, jak bywało w wojnie polsko-bolszewickiej, zdjął własny krzyż Virtuti Militari i udekorował nim pierwszego stojącego na skrzydle ułana, tym samym symbolicznie udekorował pułk W czasie wojny Kapituła Orderu Virtuti Militari nie działała. Generał Skotnicki za kilkanaście dni poległ w bitwie nad Bzurą. Potwierdzenie odznaczenia pułku Krzyżem Orderu Virtuti Militari nastąpiło w Londynie Dekretem z dnia 11 listopada 1966 r.: "W uznaniu niezwykłego męstwa w okresie II wojny światowej 1939-45 został nadany 18. Pułkowi Ułanów Pomorskich Krzyż Srebrny Orderu Wojennego Virtuti Militari. Kapituła Orderu VM w Londynie". Postrzępiony kulami wroga sztandar pułku został 3 września przez rotmistrza Godlewskiego oddzielony od drzewca i schowany do skórzanej torby. Drzewiec został wyrzucony do rzeki. 4 września 1939 r. rtm. Godlewski w towarzystwie mjr. Maleckiego rtm. Ertmana, wach. Urbana i innych ułanów zakopał płat sztandaru na terenie poligonu w Grupie, ok. 100 - 150 m od drogi Świecie - Warlubie. Tego dnia faktycznie przestał istnieć 18. Pułk Ułanów Pomorskich. Mimo podjętych prób sztandaru nigdy nie odnaleziono. Nie ustalono miejsca spoczynku płk. Kazimierza Mastalerza, Niemcy ciało zabrali z pobojowiska i potajemnie pogrzebali. Możliwe, że obawiano się, by płk Mastalerz po śmierci nie stał się dla nich groźniejszy niż za życia.

Podobnie zrobiono z innym słynnym ułanem Rzeczypospolitej, majorem Henrykiem Dobrzańskim "Hubalem".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki