Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Smoleński chichot Putina. Scenariusze "smoleńskie" na rok 2013

Tomasz Słomczyński
fot. Przemek Świderski
Co stanie się z wrakiem tupolewa? Czy jego ewentualne sprowadzenie do Polski przybliży zakończenie sporu? Scenariusze "smoleńskie" na rok 2013 - kreśli Tomasz Słomczyński

Załóżmy, że w nadchodzącym roku wrak tupolewa 154 do Polski nie trafi.
- I dobrze, niepotrzebna nam kupa złomu - powiedzą ci, którzy nad Smoleńsk przedkładają prawa gejów i legalizację marihuany.

- Hańba, zdrada, ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie - po raz kolejny zaintonują ci, którzy nad prawa gejów i marihuanę przedkładają honor narodu.

Albo stanie się inaczej: w nadchodzącym roku wrak tupolewa zostanie Polsce zwrócony.
- I dobrze, niech w końcu Polacy wyrzucą na złom swoje frustracje, lęki i kompleksy i zajmą się wreszcie palącą kwestią marihuany - powiedzą jedni.
- Hańba, zdrada, ojczyznę racz nam wrócić Panie, itd. - powiedzą drudzy, zwracając uwagę, że za późno, że niegodnie, że bez honoru.

Tak czy inaczej, czekają nas kolejne odcinki wojennego serialu produkcji rodzimej, realizowanego jednak w kooperacji z Rosją. Jaki będzie jego scenariusz?


Odcinek 1 (pilotażowy): Baronessa bez szans

Scenariusz, jaki by nie był, zostanie mocno osadzony w polskich realiach. A te w grudniu 2012 są następujące:
Radosław Sikorski ogłosił publicznie, że zwrócił się z prośbą do szefowej unijnej dyplomacji, baronessy Catherine Margaret Ashton, żeby ta, podczas rozmów UE z Rosją, poruszyła sprawę powrotu wraku do Polski.

Inicjatywa ministra spraw zagranicznych została okrzyknięta porażką. Nie tylko przez opozycję. Prof. Tomasz Nałęcz skonstatował, że apel "na pewno nie ułatwi działania pani Ashton". To, co miał na myśli prezydencki minister, szerzej tłumaczy Daniel Passent, publicysta, którego trudno byłoby posądzić o przynależność do "ludu smoleńskiego": "Wypowiedź ministra Sikorskiego uważam za niefortunną. Trzeba było dać pani Ashton szansę, dać szansę i sobie podczas wizyty w Moskwie, a wszystko upublicznić po tych spotkaniach. Przynajmniej można by wówczas było powiedzieć, że polska dyplomacja robiła co może. Być może Radek Sikorski działał na rynek wewnętrzny, chciał pokazać jaki jest stanowczy, ale tutaj pozytywna reakcja będzie krótkotrwała, bo minister przywiezie z Moskwy kolejne 'niet'." - pisał w felietonie publicysta "Polityki".

Wróćmy jednak do faktów, składających się na pierwszy, pilotażowy jeszcze, odcinek przyszłorocznego serialu:
Minister spraw zagranicznych Rosji wyraził "skrajne zdumienie" polską inicjatywą.

Potem lady Ashton poruszyła temat "na marginesie" rozmów. Następnie Radosław Sikorski pojechał do Rosji, żeby usłyszeć od Siergieja Ławrowa, że Rosja zrobi wszystko, żeby jak najszybciej oddać Polakom wrak.
- Będę trzymał za słowo rosyjskiego ministra spraw zagranicznych - skomentował Sikorski.

Kilka dni później Władimir Putin stwierdził, że porozmawia ze śledczymi, żeby... No właśnie do końca nie wiadomo, jak rozumieć deklarację rosyjskiego prezydenta, który jednak stwierdził:
- Nie sądzę, byśmy powinni trzymać się wiecznie tego wraku.
- Zauważamy nowy ton w wypowiedziach władz rosyjskich, ale ucieszymy się dopiero, gdy wrak Tu-154 M trafi do Polski - Radosław Sikorski odniósł się do słów Władimira Putina.

Samopoczucie (czyt.: uczucie radości) polskiej dyplomacji zależne będzie więc od rozmów Putina z rosyjskimi śledczymi.

Odcinek 2: Tupolew w Rosji
Wrak tupolewa w 2013 roku nie trafi do Polski.

Władimir Putin rozłoży ręce i stwierdzi, że w jego, demokratycznym przecież kraju, władza polityczna nie ma wpływu na decyzje prokuratorów. Są oni niezależni w swoich poczynaniach.

Radosław Sikorski nie będzie miał powodów do radości. Wręcz przeciwnie.

Dotychczas polski rząd stał na stanowisku, że współpraca z Rosjanami układa się pomyślnie. Konsekwencją takiej opinii jest konstatacja, że polskie władze kontrolują sytuację, że wyjaśnianie przyczyn tragedii smoleńskiej zmierza ku ostatecznym, niepodważalnym wnioskom. Idąc dalej: że właściwą była decyzja, żeby śledztwo oddać w ręce Rosjan.

Pierwszą jaskółką zmiany tego stanowiska jest wspomniane grudniowe żądanie Sikorskiego.

Odmowa wydania wraku może postawić partię rządzącą w bardzo niewygodnej sytuacji. Bo argument: "wszystko jest w porządku" przestanie mieć rację bytu.

Tymczasem Rosjanie będą lansować tezę o "roszczeniowych Polakach", którzy nie mogą zrozumieć, że wrak jest potrzebny w Moskwie prokuratorom.
- Jesteśmy przez Sikorskiego wystawiani na pośmiewisko - usłyszymy w kraju.

Zewrą się szeregi tych, którzy sprawę Smoleńska nazywają zdradą narodową. W prezencie zostanie im dostarczony argument: "dotychczas nie chcieli postawić na swoim, a teraz nie potrafią".

Echa kolejnych marszów będą docierały na Kreml...

I wtedy nastąpi przełom. To kluczowy moment scenariusza. Polacy nagle zrozumieją, że w rozgrywce z Rosją nie można dzielić sił.

I okaże się, że Polska dyplomacja ma w zanadrzu kolejne ruchy. Być może nie są to asy w rękawie, bo o takie w tej sytuacji trudno, ale że są to realne i profesjonalne działania dyplomatyczne, które mogą celnie trafić w dobre samopoczucie (wciąż rozmawiającego ze śledczymi) przywódcy Rosjan.

Widząc to opozycja, z pełnym zrozumieniem, nie bacząc na partykularny interes, zagra w jednej drużynie z partią rządzącą, chociażby w Parlamencie Europejskim. Zrobi to dyskretnie i skutecznie. Polska racja stanu weźmie górę i w efekcie tzw. opinia międzynarodowa spowoduje, że Rosji nie pozostanie nic innego, jak oddać Polsce wrak tupolewa.

Taki serial może i byłby krzepiący, jednak spotkałby się z totalną krytyką recenzentów: nie oddaje polskich realiów.
A te wskazują na scenariusz odmienny.

Wrak nadal w Rosji. W Polsce coraz częściej słyszymy rotę: "Ojczyznę wolną racz nam wrócić..." Jeśli nie ma wolnej Polski, to wszystko... Wszystko można i trzeba zrobić, żeby wróciła. Bo przecież niepodległość jest dobrem najwyższym. Z czasem walka o nią usprawiedliwi coraz bardziej radykalne środki. Tu już nie chodzi o spór wokół takich czy innych rozwiązań systemowych, przepisów, decyzji gospodarczych czy politycznych. Tu chodzi o honor, o wolną Polskę!
Kosy na sztorc. Chichot Kremla. Koniec serialu.

Odcinek 2 (opcjonalnie): Tupolew w Polsce.
A co będzie jeśli jednak wrak tupolewa w 2013 roku trafi do Polski?
Można sobie wyobrazić, że strona rządowa powoła komisję do rozstrzygnięcia, co dalej z roztrzaskanym samolotem. Przy jednym stole zasiądą politycy, od prawa do lewa. Będą wymieniać się argumentami. Po kilku dniach obrad w zaciszu gabinetu wszyscy pójdą na kompromis. Ustalą, co dalej z wrakiem, który w ten sposób stanie się symbolem jedności narodowej.

Taki scenariusz raczej się nie spełni. Rzecz jasna - nie uwzględnia polskich realiów.
- Szczątki tupolewa, to nie tylko dowód, ale i symbol - stwierdził ostatnio Adam Hoffman.

To bardzo ciekawe stwierdzenie. Nasuwają się pytania: Czego dowód? Co symbolizuje?
- Dowód mordu. Zamachu. Niebywałej zbrodni - bo to już stwierdzono, takie słowa padły.
- Dowód strasznej katastrofy, powstałej z winy głównie Polaków - bo te słowa też już padły.

Strony trzymają się w szachu: ktoś będzie musiał odszczekać to, co mówił.

W jednej ze scenariuszowych opcji, po sprowadzeniu wraku (głównego dowodu w śledztwie) do Polski okazuje się, że to był zamach. Rząd podaje się do dymisji, sam Tusk staje przed Trybunałem Stanu, mówi: "Przepraszam, zawiniłem, proszę o łaskę".
W drugiej opcji okazuje się że to była katastrofa. Jarosław Kaczyński stwierdza, że mylił się on i jego eksperci, że pomyłka była straszliwa, że przeprasza za swoje insynuacje i na zawsze wycofuje się z polityki.

Te scenariusze nadają się tylko do kosza. Nikt w Polsce w takie bajki nie uwierzy.

Więc jak będzie?
Wiele wskazuje na to, że na początku roku powstanie komisja pod przewodnictwem dr Macieja Laska, szefa Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych i byłego członka komisji Millera. Jej zadaniem ma być kontrargumentowanie tez wysuwanych przez zespół Antoniego Maciarewicza. Choć komisja jeszcze nie powstała, nie wydała żadnego komunikatu, została już okrzyknięta rządowym narzędziem do walki z opozycją, komisją do walki ze "smoleńską prawdą".

W efekcie te same wygięte blachy, oglądane przez różnych ekspertów, zaświadczą o zderzeniu z brzozą ("charakterystyczne dla tego typu zdarzeń wygięcie"), jak i o wybuchu ("co potwierdzają liczne fakty").

Te same wysokoenergetyczne cząstki będą świadczyć o wybuchu ("bez cienia wątpliwości"), jak i o obecności pestycydów ("co było do przewidzenia").

Poszczególni naukowcy będą dyskredytowani. W efekcie żaden z tych, którzy będą chcieli pozostać w społecznym odbiorze niezależnymi, nawet się do wraku nie zbliży.

A sam wrak stanie się symbolem, co już zapowiada Adam Hoffman. I, biorąc pod uwagę polskie realia, nie będzie to symbol tragedii, która połączyła Polaków.

Będzie to symbol hańby, zdrady narodowej, zmowy milczenia, upadku Niepodległej. Będzie to symbol warcholstwa, kołtuństwa, zaściankowości. Jak kto woli, każdemu jego symbol.

Scenariusz ostatni: Zaciskam zęby i wspieram
I być może, kiedy w końcu trafi do Polski, zostanie oddany na złom, przetopiony na pomnik, rozczłonkowany na relikwie, umieszczony w muzeum albo w kościele. Takie pomysły się dzisiaj pojawiają. Ale one już nie będą miały znaczenia. Bo najbardziej prawdopodobny scenariusz jest jeden - to ten, który mocno siedzi w polskich realiach.

Chyba, że te ostatnie ulegną zmianie. A to, jak się wydaje, jest trudne, ale możliwe.

Bo powyższy obraz Polski podzielonej nie oddaje w pełni rzeczywistości. Oprócz wojujących stron pojawia się nowa grupa, coraz liczniejsza. Rośnie w siłę "smoleńskie centrum". Ostatnio termin ten zdefiniował Paweł Kowal:
- Rozsądni ludzie, którzy dawno podejrzewali, że sposób wyjaśniania katastrofy nie trzyma się standardów.

Co ciekawe i rzadkie - Kowal, człowiek prawicy, przywołuje słowa Włodzimierza Cimoszewicza, jednego z liderów lewicy, który mówił, że śledztwo smoleńskie prowadzone jest "jak sprawa o kradzież z garażu". - Widać jak na dłoni moc wraku leżącego w Rosji.

Nie tylko przypomina o katastrofie, ale też wobec tego widoku, śpiewka "państwo zdało egzamin", brzmi kiepsko - stwierdza szef PJN. Ma zapewne na myśli cisnące się, nie tylko jemu, pytania: Jaka jest wartość materiałów przesyłanych nam przez Rosjan, skoro znajdujące się tam oczywiste błędy spowodowały, jak na razie sześć ekshumacji, a wiele wskazuje na to, że będą kolejne (prokuratura jeszcze ich nie zapowiada, ale część rodzin deklaruje, że będzie o ekshumacje wnioskować)? Dlaczego na konferencji prokuratury stwierdza się, że nie może być mowy o trotylu na wraku tupolewa, zaś kilkanaście dni później mówi się o tym, że urządzenia jednak trotyl zidentyfikowały (abstrahując od źródła jego pochodzenia - materiału wybuchowego czy pestycydów)?

Dlaczego badanie tych próbek musi trwać miesiącami? Dlaczego musiały zostać w Rosji? Czy już trafiły do Polski? I dlaczego to badanie w ogóle, po wielu miesiącach od roztrzaskania samolotu, jest realizowane?

W przyszłym, 2013 roku, niezależnie od przebiegu polsko-polskiej wojny, pytania te będą zadawane, nie tylko przez zwolenników Maciarewicza. Dlatego rząd w coraz mniejszej mierze będzie mógł uchylać się od odpowiedzi.

Tymczasem Paweł Kowal "zaciska zęby, popiera działania Sikorskiego i radzi to innym".

W tym ostatnim już scenariuszu Polacy, nie porzucając smoleńskiej dociekliwości, najzwyczajniej w świecie, zachowują rozsądek.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki