Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skończył 74 lata, ale mógłby się ścigać z niejednym nastolatkiem

Irena Łaszyn
Wnuczęta - Adaś i Zuzia - kibicują dziadkowi. Czy nordic walking stanie się w przyszłości także ich pasją?
Wnuczęta - Adaś i Zuzia - kibicują dziadkowi. Czy nordic walking stanie się w przyszłości także ich pasją? archiuwm prywatne
Zawsze żył aktywnie. Ale do głowy mu nie przyszło, że w wieku emerytalnym zacznie startować w mistrzostwach świata i stawać na pudle, a żona zostanie jego osobistym paparazzi. Jan Białous z Gdańska, uprawia chód sportowy i nordic walking, promuje Gdańsk na antypodach i zaraża entuzjazmem rodzinę.

Zaczął jedenaście lat temu, w wielkiej tajemnicy. Najpierw trenował w mieszkaniu. Stawał przed lustrem, ćwiczył charakterystyczne chodziarskie ruchy, robił kilka rundek po korytarzu. Potem próbował w lesie i nad morzem, jeśli akurat nie było gapiów. Nie chciał się ośmieszyć.
- Na topie był wtedy Robert Korzeniowski, złoty medalista olimpijski - tłumaczy Jan Białous z Gdańska. - Uważnie śledziłem jego karierę, podpatrywałem technikę chodu, ten sport bardzo mi się podobał. A któż nie chciałby być drugim Korzeniowskim?

Szkopuł w tym, że Korzeniowski był o 31 lat od Białousa młodszy, a zaczął 16 lat wcześniej.
- Miałem 63 lata, gdy po raz pierwszy wystartowałem w zawodach - uśmiecha się pan Jan. - Było to w Trąbkach Wielkich, podczas Mistrzostw Okręgu Pomorskiego Weteranów w Lekkoatletyce. Pojechałem i najpierw pobiegłem, bo ja wtedy głównie zajmowałem się joggingiem, a potem zapytałem sędziów, czy mogę spróbować swoich sił w chodzie. Zdziwili się, ale pozwolili. A gdy mnie zobaczyli w akcji, wykrzyknęli: - Gdzieś ty się, chłopie, uchował? Przecież ty masz stawy i styl chodziarza!

Wziął się do roboty. Na Mistrzostwach Polski Weteranów w Warszawie zdobył złoty medal. Ten pierwszy. Bo medale tak się wkrótce posypały, że teraz - w towarzystwie pucharów i zdjęć z imprez sportowych - zajmują pół salonu.
- Trudno powiedzieć, które z nich są najważniejsze - przyznaje. - Może te dwa złote z Halowych Mistrzostw Europy w Helsinkach z 2007 roku? Gdy ja szedłem na trzy i pięć kilometrów, akurat urodził się mój wnuk Adaś.

Dziś Adaś mocno dziadkowi kibicuje. Podobnie jak wnuczka Zuzia, z którą czasem wybiera się na kijki. Nordic walking stał się bowiem jego kolejną pasją. Tak się tej dyscyplinie poświęcił, że stał się mistrzem i startuje w zawodach organizowanych przez Polską Federację Nordic Walking. Mało tego - zabiera na te imprezy rodzinę.

Biega po plażach, przedziera się przez chaszcze
Zawsze żył aktywnie. Jeździł rowerem, tańczył - podobnie jak żona - w zespole stoczniowym, uprawiał jogging.
- Zbiegałem plaże od Helu aż po rosyjską granicę - opowiada. - Żona zostawała w Krynicy Morskiej lub Piaskach, spacerowała, a ja gnałem kilkanaście kilometrów w jedną stronę, kilkanaście - w drugą. Gdy zmachałem się, wracaliśmy. Nie wyobrażam sobie życia bez ruchu i kolejnych wyzwań. Z pilotem od telewizora i w kapciach. Skończyłem 74 lata, ale mógłbym się ścigać z niejednym nastolatkiem.
Wskazuje na puchary, które dostał podczas różnych sportowych imprez.
- Najcenniejszy to ten, który dostałem podczas Ekstremalnego Rajdu na Orientację Harpagan, w 2000 roku - uważa. - Byłem najstarszym zawodnikiem, a trasę 100 kilometrów, w ekstremalnych warunkach, przedzierając się nocą przez lasy i chaszcze, pokonałem w ciągu 23 godzin i 15 minut. Zmieściłem się w czasie, bo zawody trzeba zakończyć w ciągu jednej doby.
Promuje Gdańsk za własne pieniądze
Chód sportowy pochłonął go bez reszty. Od jedenastu lat jeździ na wszystkie możliwe zawody, od mistrzostw Polski po mistrzostwa świata. Wraca z medalami. Tam, gdzie jest, stara się promować swoje rodzinne miasto. Startuje w koszulce z herbem Gdańska, staje w niej na podium. Podobnie jak inni zawodnicy reprezentujący Pomorski Związek Weteranów Lekkoatletyki.
- Nie mamy z tego żadnych korzyści - wyjaśniają. - Miasto nas nie wspiera. Kogo bowiem obchodzi dziadek bijący rekordy gdzieś na antypodach?
- Mnie obchodzi - włącza się Regina Białous. - Bardzo jestem z męża dumna. Cieszę się, że trenuje, dba o kondycję, staje na pudle.

Żona w zawodach nie startuje, ale zawsze z nim jeździ. Jest jego menedżerem i… paparazzi. Załatwia, organizuje, fotografuje, wspiera. I kombinuje pieniądze. Bo oni jeżdżą na te mistrzostwa na własny koszt. Sami płacą za przeloty i hotele. Poświęcają na to hobby wszystkie dochody i oszczędności.
- Z naszych emerytur nie dalibyśmy rady, dlatego muszę dorabiać - tłumaczy pani Renia. - Zajmuję się sprzedażą bezpośrednią, oferuję roboty, które same sprzątają.
Byli we Włoszech, Hiszpanii, Francji i innych krajach. Najbardziej kosztowna była wyprawa do Sydney w Australii, na World Masters Games, taką weterańską olimpiadę. Pomimo że korzystali z promocji, bo pani Renia przez kilka miesięcy buszowała w internecie, czekając na okazję, za bilet w obie strony, dla jednej osoby, płacili 4150 zł.

Jaki był efekt tych wyrzeczeń? Złoto na 20 kilometrów i srebro na pięć. Zdjęcie Jana Białousa , z herbem Gdańska na piersi, ukazało się w tamtejszej prasie. A był przecież tylko jednym z 400 chodziarzy. Dodajmy - startowali tam zawodnicy zdecydowanie od niego starsi. Jeden miał 101 lat! I z takim numerem startowym szedł po medal. W swojej kategorii wiekowej wygrał w cuglach.
- Wyprawy na mistrzostwa to takie nasze emeryckie urlopy - przyznaje pani Renia. - Jeździmy głównie na zawody i do sanatoriów.
- W tym roku nigdzie nie pojedziemy - zauważa pan Jan. - Oszczędności się skończyły. Będę chodzić po gdańskich parkach i ulicach.
Swego idola, dzięki któremu w ogóle się zainteresował chodziarstwem, poznał kilka lat temu. Wprawdzie nigdy się z Robertem Korzeniowskim nie ścigał, ale parę razy rozmawiali.
- On jest teraz VIP-em, a nie zawodnikiem - przypomina pan Jan.

Na zdrowe serce i sen
Nordic walkingiem pan Jan zainteresował się trzy lata temu. Od kolegów, z którymi chodzi na wykłady na Gdańskim Uniwersytecie Trzeciego Wieku, usłyszał o starszych ludziach z kijkami, którzy spotykają się na AWFiS i działają w ramach programu "Zdrowie dla Pomorzan". Udało mu się do jednej z grup dołączyć.
- Nordic walking uruchamia 90 procent mięśni, czego nie czyni żaden inny sport - podkreśla Jan Białous. - Lepiej dzięki tej dyscyplinie oddychamy i myślimy, mamy zdrowsze stawy, serce i sen. Można ją uprawiać przez cały rok, bez względu na pogodę, i wynikają z tego wyłącznie korzyści.
Pod warunkiem że się nauczymy dobrze chodzić. Bo nordic walking to nie w kij dmuchał. Wymaga odpowiedniej techniki i odpowiedniego sprzętu. Nie może być fuszerki. A kijków do nordic walkingu nie wolno pomylić z kijkami trekkingowymi, co zdarza się nawet sprzedawcom.
- I nie można chodzić na pająka - przypomina Zuzia.

Na pająka jest wtedy, gdy człowiek przesuwa lewą nogę razem z lewą ręką, zamiast czynić to na przemian, a kijek traktuje jak laskę, do asekuracji. Zdaniem znawców, to nieporozumienie. Niestety, wielu kijkowiczów, co widać na gdańskich ulicach, używa kijków niezgodnie z przeznaczeniem.
Białousowie chodzą w duecie, czasem zabierają wnuki. Robią to dla zdrowia i dla relaksu, ale uczestniczą też w zawodach.
- W ubiegłym roku Zuzia przegoniła babcię, była na mecie przede mną - uśmiecha się pani Renia.

W plener i na parkiet
Dbają o zdrowy tryb życia i dobre jedzenie. Nie palą papierosów, alkoholu używają z umiarem. Nie przejadają się, ale śniadanie wręcz celebrują. Ono jest najważniejsze i zimą - razem z prasówką (z "Dziennikiem Bałtyckim" na czele, który w ich domu był od zawsze) - trwa niekiedy dwie i pół godziny. Na stole muszą być ryby, dobrej jakości wędliny, sery, miód, razowy chleb. Obowiązkowo - owoce i warzywa. Oczywiście, z własnej działki, niepryskane.
Nie rozpieszczają się. Pędzą w plener nawet podczas deszczu i śnieżycy. Nie przesiadują przed telewizorem. Unikają polityki. Czasem obejrzą jakiś program sportowy. Ale generalnie - zamiast tkwić przed szklanym ekranem, wolą śledzić mecz na żywo.
Kochają ludzi i dobre towarzystwo. Balety i imprezy. Ostatnio się uczyli tańczyć argentyńskie tango.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki