Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Seksmisja w cieniu sierpa i młota

Dariusz Szreter
Piątek, 27 listopada 2009

Jak to dobrze, że doczekaliśmy czasów, w których można kręcić takie filmy, jak "Rewers". I nie chodzi oczywiście o pokazanie bez osłonek grozy stalinizmu, bo to zrobił już z górą ćwierć wieku temu Leszek Bugajski w "Przesłuchaniu", a w ostatnich dwóch dekadach jeszcze wielu innych reżyserów. Zasługą Andrzeja Barta i Borysa Lanosza jest to, że ten ponury epizod naszych dziejów z deheroizowali.

Znacząca dla wymowy filmu jest jedna z końcowych scen, gdy syn Sabiny zapala świeczkę w kościele przy tablicy poświęconej, jak tłumaczy swojemu amerykańskiemu przyjacielowi: "bohaterom polskiego podziemia, takim jak mój ojciec". Tymczasem widz dobrze wie co to za "bohater" był z jego papy. Takie pielęgnowanie fałszywego obrazu swoich rodziców i dziadów to nie tylko przypadłość wielu pojedynczych osób, ale w pewnym sensie całej naszej społeczności. Żyjemy mitami, żywimy się nimi na każdym kroku, a autorzy filmu ten fałsz podsuwają nam pod nos i w dodatku robią to w niezwykle atrakcyjnej i oryginalnej formie. Weźmy choćby ubeków. Marcin Dorociński nie wpisuje się w ciąg demonicznych postaci stworzonych przez Jerzego Stuhra ("Matka królów"), Janusza Gajosa ("Przesłuchanie") czy Cezarego Pazurę ("Pierścionek z orłem w koronie"). Żaden z niego książę ciemności. Daleko mu nawet do współczesnego agenta Tomka. To zwykły chłopski syn, któremu mimo pewnych rysów zewnętrznej atrakcyjności ("Można powiedzieć, że przystojny" - mówi o nim matka Sabiny), co chwila wyłazi słoma z butów. Okazuje się też nie do końca groźny - daje pokonać zdesperowanej kobiecie (prawie) domowym sposobem. Może nawet nie był do końca zły, choć szansy na odkupienie mu nie dano.
Jeśli coś łączy "Rewers" z filmami, które wymieniałem wyżej, to przesłanie, że tylko kobiety umiały sobie radzić ze stalinizmem, przeżyć go na tyle godnie na ile to było możliwe. Faceci albo się dawali otumanić, albo się załamywali i zeświniali, albo pozwalali głupio zabić. Być może to rezultat tego, że lata 50. mimo ówczesnych bajań o doniosłej roli traktorzystek, milicjantek i innych przodowniczek socjalistycznego współzawodnictwa pracy, wciąż były okresem silnie patriarchalnym i mężczyźni z natury rzeczy pozostawali bardziej wystawieni na system, który - choć totalitarny - do kuchni zaglądał jednak rzadziej i z mniejszym zapałem.

"Rewers" w swoim antymaskulinizmie posuwa się zresztą jeszcze dalej, nawet poza granice "Seksmisji". Okazuje się, co mówi wprost babcia Sabiny, że mężczyźni potrzebni są właściwie tylko po to, żeby kobiety mogły mieć dzieci, które zapewnią im opiekę na starość. Tak więc nawet jeśli jakaś rozłoży nogi przed niewłaściwym osobnikiem, to i tak, w ostatecznym rachunku wyjdzie jej to na dobre. Cóż po facetach? Potrafią tylko pić na umór (jedyny, którego w filmie nie widzimy ani razu z kieliszkiem jest za to niepoprawnym dziwkarzem, co przywodzi go do zguby), a jak już się trafi jakiś wrażliwy i zadbany, to - jak w dowcipie - ma już chłopaka.

Ale nawet jeśli panowie A.B. i B.L. płeć brzydką potraktowali niepięknie, to i tak zrobili doskonały film. Czy na Oscara? - Chyba nie, za dużo trzeba by Amerykanom tłumaczyć - uważa mój blogowy kolega, Henio Tronowicz.

A może wcale nie? Może to jeszcze jeden mit o naszej polskiej wyjątkowości?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki