Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Raport z innego wymiaru - Pani Irena

Henryk Tronowicz
Odejście gwiazdy, chociaż osobiście nieznanej, budzi taki sam smutek i żal jak odejście kogoś z najbliższych. Odejście Ireny Kwiatkowskiej smuci inaczej. Bo przez smutek silnie przebijają wspomnienia jej porywających ról, skeczów, black-outów, jej brawurowa estradowa sprawność i cudowny temperament.

Pani Irena grywała z jednakim powodzeniem zarówno szekspirowskiego Chudogębę, jak i Hermenegildę Kociubińską, którą to postać Konstanty Ildefons Gałczyński napisał dla niej specjalnie w Teatrzyku Zielona Gęś.

Dla niej też napisał głośny surrealistyczny monolog "Sierotka", przy czym musiał się poeta trochę nad swoim utworem potrudzić, gdyż Pani Irena zgłaszała reklamacje - brakowało jej w tym wierszu "Sierotce" rytmu. Gdy jednak wreszcie tekst przyjęła i wygłosiła, Konstanty Ildefons wypowiedział pamiętne słowa: " Lepszej aktorki u nas nie było i nie będzie".

Aleksander Zelwerowicz - legendarny rektor warszawskiego Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej - przepowiedział Irenie Kwiatkowskiej cały tok jej kariery aktorskiej: "Ta dziewczyna zacznie powoli piąć się w górę, ale w drugiej połowie życia nie będzie schodzić ze sceny".

A inni? Jerzy Gruza (reżyser): "Wszystko grała, co chciała. Podnosiła to nasze... żyćko, oczko wyżej".
Stanisław Tym (satyryk): "Żarty w interpretacji Pani Ireny nabierały zawsze dodatkowej głębi" . Edward Dziewoński (reżyser i aktor): "Znam wszystkie monologi Kwiatkowskiej. Gdy wykonywała kiedyś jeden z nich, Wiesio Gołas krztusił się ze śmiechu i odgryzł kawałek szklanki". Roman Dziewoński (syn Edwarda, biograf Pani Ireny): "Kwiatkowska jest obdarzona autentycznym geniuszem". Andrzej Łapicki (aktor): "Dowcip w ustach Kwiatkowskiej błyszczał niejednym odcieniem. Nadawała wymiar absurdu, surrealizmu, podszywała go ironią. Nadawała swoim postaciom czwarty wymiar. Wśród aktorów młodszego pokolenia nie widzę następców".

Warszawska publiczność chodziła do teatru i do kabaretu na Kwiatkowską tak, jak się chodziło na Dymszę, Sempolińskiego czy potem na Dziewońskiego do Dudka. Teraz mówi się, że bez Pani Ireny już nigdy nie będzie tak komicznie. Wystarczyło, że wychodziła na estradę i wypowiadała pięć słów ("Ach, jak on mnie... pocieszał!"), a widownia już kipiała z radości.

Narażę się czytelniczkom, które nie odrywają wzroku od "Trędowatej". Jam tego arcydzieła nie tknął nigdy, lecz kiedy Irena Kwiatkowska parodiowała powieść Mniszkówny przez radio, boki zrywałem. Nikt też tak jak Pani Irena nie czytał przed mikrofonem "Ptasiego radia" Tuwima czy "Pchły Szachrajki" Brzechwy. A jej "Roztańczone nogi" - z filmowego musicalu "Hallo, Szpicbródka" - powinno się pokazywać w szkołach baletowych.

Jestem z pokolenia radiowego teatru Eterek Jeremiego Przybory i telewizyjnego Kabaretu Starszych Panów. Serial "Czterdziestolatek" śledziłem głównie dla jej epizodów z "kobietą pracującą". Kilka lat temu pani Irena Kwiatkowska pojawiła się w kręconym w Domu Aktora w Skolimowie filmie Jacka Bławuta "Jeszcze nie wieczór". Wspomina Bławut: "Pani Irena pojawiała się przed kamerą znienacka, ale nie pytała, co kręcimy, kto gra, kto reżyseruje. Pewnie to już nie miało dla niej znaczenia".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki