Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Raport sopocki - aleja wisielców

Henryk Tronowicz
Henryk Tronowicz
Henryk Tronowicz
Byłem w środę w sopockim Urzędzie Miasta świadkiem nieczęstego zdarzenia. Oto przed imprezą promocyjną nowej książki Hanny Domańskiej "Sopockie rozmaitości", ktoś nabył egzemplarz, usiadł, przekartkował tom od ręki, po czym pobiegł kupić dwa egzemplarze dodatkowo.

Dlaczego jednak Hanna Domańska w słowie odautorskim dezawuuje własny wysiłek, gdy mówi, że "Rozmaitości" to praca, która nie do końca jest poważna? Jak to? Poważna autorka funduje nam rzecz niepoważną? Jej autozniewaga korekty wymaga. Według prowadzącego wieczór promocyjny Wojciecha Fułka, "Sopockie rozmaitości" to bodaj najbardziej osobista z książek Domańskiej. Tym razem zgadzam się z Fułkiem w pełni. Mozolnie zebrane przez autorkę rozmaitości z dziejów Sopotu to lektura barwna, wnikliwa i przez to poważna. Ilekroć będę teraz zaglądał do Sopotu, to zawsze z "Rozmaitościami" w kieszeni.

Czas oddala zdarzenia dawne, a ciekawość wobec dawnej wielonarodowej mozaiki mieszkańców kurortu rośnie. Dzięki pracy Domańskiej poznajemy legion osób oczarowanych sopockim krajobrazem i przyglądamy się przedziwnej karuzeli nieruchomości, które w mieście wciąż przechodziły z rąk do rąk. Tom otwiera rozdział sensacyjny - sugerująca w tytule krwawy horror - "Aleja wisielców". Autorka przypomina smętne losy utracjuszy, którzy po zgraniu się w sopockim kasynie do suchej nitki, zatracali poczucie sensu życia. Jedni więc brali powróz i szli na swój ostatni spacer do parku Północnego. Inni wchodzili na 510-metrowe molo i życiową ruletkę kończyli na metrze pięćset jedenastym. Złudne uroki hazardu można uznać za zabawę poważną albo mało poważną, ale refleksja nad ludzkim losem skłania do powagi zawsze jednakowo.

Domańska śledzi biografie i obyczaje dziesiątków sopockich rodzin. Oprowadza po zakamarkach ich domostw, odnotowuje śluby i rozwody (i rozwody unieważnione). Letniskowe i ludyczne walory Sopotu fascynowały zamożne europejskie mieszczaństwo. Główny sopocki deptak, przez nas potocznie zwany Monciakiem (Domańska nie toleruje tej nazwy), przed wojną przypominał potężny hipermarket. Lecz oto nagle powiada autorka krytycznie, że z czytaniem książek nigdy w Sopocie nie było najlepiej. Ale w jej książce pierwsze skrzypce gra elita. Aż roi się w niej od Czcigodnych Mistrzów oświeconych lóż masońskich (a zgodnie z tradycją wolnomularską, w ślady ojców idą synowie, a później często i wnukowie).

Gdański edytor Polnord - Wydawnictwo Oskar zadbał w książce o cenne ilustracje. Ja nie przepadam za nazwą Krzywy Domek. Sugerowałem już na tych łamach niegdyś, że dla mnie to Piękny Krzywus.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki