MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przed Mirkoviciem otworzyły się drzwi i znalazł sukces

Patryk Kurkowski
Stolica Kociewia powoli staje się drugim domem dla Urosa Mirkovicia. Serbski podkoszowy nigdy nie był obieżyświatem, występował tylko na swoim podwórku, ale przed rokiem otworzyła się przed nim wielka szansa, której wraz z partnerami i trenerem Miliją Bogiceviciem nie zmarnowali. Polpharma Starogard Gdański sięgnęła po swój historyczny, pierwszy medal Tauron Basket Ligi. Sukces był ogromny, a dodatkowego smaczku dodawał mu fakt, że przed sezonem nikt nie liczył się z Kociewskimi Diabłami.

- Trenowałem wiele sportów, ale ze wszystkich najbardziej polubiłem koszykówkę. Kiedy rozpoczynałem grę w basket, nasza drużyna narodowa odnosiła spore sukcesy, i to był jeden z powodów wybrania tej drogi - wspomina swoje pierwsze kroki doświadczony, wszak 28-letni koszykarz.
Mirković to gracz nieszablonowy. Bo jak na silnego skrzydłowego, często ucieka na obwód, gdzie wprawdzie jest bardzo groźny, ale często brakuje go w polu trzech sekund. Znakiem rozpoznawczym, jego sztandarowym zagraniem jest rzut półhakiem, którego powstrzymać rywale w poprzednim sezonie nie potrafili. Ponadto, jak na zawodnika z Bałkanów przystało, charakteryzuje się ogromną walecznością, nieskończonymi pokładami energii.
- Kiedy spojrzysz na naszą historię, zobaczysz, że stoczyliśmy wiele walk i bitew. Możliwe, że jest to w naszej mentalności, ponieważ wszystko, co robimy, robimy z sercem - przyznaje stanowczo jedyny brązowy medalista, który postanowił wrócić do starogardzkiego zespołu.
Jeszcze nieco ponad dwanaście miesięcy Farmaceuci byli stawiani w gronie ekip interesujących, ale w żadnym wypadku w elicie, która między sobą podzieli medale. Nawet mecze przedsezonowe nie zwiastowały tak wiekopomnego sukcesu. Serb miał być jednym z elementów, bynajmniej nie drugoplanowym.
- Na pierwszym miejscu jest sukces Polpharmy, ale jeśli będę miał wystarczającą swobodę, nie będę się bał pokazać co potrafię - mówił tuż po podpisaniu kontraktu Mirković, nie spodziewając się, że to jego wielki sezon. Choć w pewnym stopniu i tak był wyjątkowy, bo pochodzący z Pristiny zawodnik po raz pierwszy wypłynął na głębokie wody, zdecydował się na grę poza granicami kraju.
Aklimatyzacja w stolicy Kociewia zajęła mu sporo czasu. Serb nie mógł wkomponować się do zespołu, wskutek tego brakowało mu też pewności siebie. Mimo wszystko swoją postawą potrafił przekonać do siebie kibiców. Od czasu do czasu pokazywał jednak ogromny potencjał. Formę złapał dopiero pod koniec sezonu, ale trzeba przyznać, że nie mógł sobie wymarzyć lepszego momentu. Polpharma sensacyjnie od początku do końca sezonu zasadniczego kroczyła po wielki sukces, ale w play-offach dopadła ją plaga kontuzji. Wówczas to - gdy niezdolni do gry byli Damian Kulig, Brody Angley oraz lider Patrick Okafor - Uros Mirković i kapitan Łukasz Majewski wzięli ogromny ciężar prowadzenia drużyny na siebie.
Emocjonująca walka o brązowy medal Tauron Basket Ligi z Treflem Sopot chyba na zawsze pozostanie w pamięci i Serba, i kibiców SKS. Wszak już od dawna nie było tak pasjonującej walki na polskich parkietach, w której tak ogromne znaczenie miał punkt. Podopieczni Miliji Bogicevicia ostatecznie sięgnęli po wielkie trofeum, zajęli trzecie miejsce w Polsce. 28-letni gracz z Kraljeva walnie przyczynił się do tego sukcesu.
- Mogę śmiało powiedzieć, że to mój największy sukces w karierze. Nasz zespół miał chemię, przez co graliśmy niemal idealnie. Dawaliśmy z siebie w każdym spotkaniu sto procent. Początkowo nie wierzyłem, że stać nas na tak dobry wynik, ale kiedy spisywaliśmy się coraz lepiej i wygrywaliśmy, zmieniłem zdanie.
Z brązowej Polpharmy nie pozostały nawet strzępy, wszyscy zawodnicy postanowili obrać inny kurs. Nawet Serb najpierw skusił się na ofertę Crveny Zvezdy Belgrad, w której jednak już od dłuższego czasu nie dzieje się najlepiej, klub boryka się ze sporymi problemami finansowymi, nie potrafi dorównać wielkiemu Partizanowi Belgrad.
Farmaceuci po serii czterech porażek byli w wielkiej potrzebie, toteż zatrudnili nowego szkoleniowca Zorana Sretenovicia, jednocześnie przypomnieli sobie o Mirkoviciu.
- Ludzie z Polpharmy zadzwonili do mnie i spytali się, czy chcę tu grać. Powiedziałem sobie "dlaczego nie?". Moim priorytetem na ten sezon była gra w Polsce, a pierwszeństwo miała Polpharma. Lubię ten kraj, tutejszą koszykarską organizację i to, jak ludzie pasjonują się sportem - wyjawił nie tak dawno na naszych łamach serbski podkoszowy.
28-letni wychowanek KK Kosovo Polje trafił do Farmaceutów w trudnym momencie, wszak ekipa przegrała pierwsze cztery spotkania.
- Pierwszą sprawą, którą trzeba tutaj wykonać, jest zakwalifikowanie się do play-off. Trzeba podejść do tego realistycznie. W zeszłym roku zaczęliśmy bardzo dobrze, ale nikt nie spodziewał się, że zajdziemy aż tak daleko. Ten sezon zaczął się gorzej, ale jest jeszcze sporo meczów, więc wszystko jest możliwe - przyznał.
Serb rozegrał już kilka meczów w tym sezonie, ale tylko w jednym zagrał na miarę oczekiwań. - Praktycznie wszystko wygląda podobnie jak przed rokiem. Gramy już dobrze, z meczu na mecz coraz lepiej. W zespole panuje świetna atmosfera. Szkoda tylko porażek z początku sezonu. Mamy teraz większe możliwości, w zespole jest 10 solidnych koszykarzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki