Prof. Dudek: LGBT miało polaryzować, ale działa umiarkowanie, a propaganda PiS bywa tak agresywna i przerysowana, że aż przeciwskuteczna

Sprzeciw rzecznika praw obywatelskich, krytyka z zagranicy, protesty na spotkaniach z wyborcami i apele by wpisywać się do rejestru wyborców i głosować przeciwko niemu. Po co prezydent Andrzej Duda i jego sztab na finiszu kampanii postanowili przekonywać o LGBT „próbuje nam się wmówić, że to ludzie, a to jest ideologia”? Żeby spolaryzować opinię publiczną? Zmobilizować osławiony „twardy elektorat” PiS?

Oczywiście, że chodzi o polaryzację. To wypowiedzi poparte badaniami, z których wynika, że Polacy w większości są nazwijmy to „zachowawczy” w sferze obyczajowej i generalnie nie akceptują mniejszości seksualnych w takim stopniu, jak przedstawiciele tych mniejszości by sobie życzyli. Poziom tego braku akceptacji jest oczywiście zróżnicowany bo dla jednych niedopuszczalne są już związki partnerskie, dla innych - małżeństwa homoseksualne, a najszersza grupa – z tego co pamiętam nawet powyżej 90 procent populacji - nie godzi się na adopcję dzieci przez pary homoseksualne.
To może być temat korzystny dla prezydenta Dudy przedstawiającego się jako obrońca rodziny i uderzającego w głównego rywala – Rafała Trzaskowskiego, który na samym początku prezydentury w Warszawie podpisał „Kartę LGBT Plus”.
Gra toczy się także o elektorat Krzysztofa Bosaka, którego poparcie według różnych badań waha się od 3 do nawet 7 czy 8 procent. Wyborcy Władysława Kosiniaka-Kamysza czy Szymona Hołowni w drugiej turze Andrzeja Dudy raczej nie poprą. Uznał więc, że pozostaje mu liczyć na to, że wynikającą chociażby z polityki gospodarczej, niechęć stronników Konfederacji wobec PiS, przezwycięży ich niechęcią do LGBT.

Niezależnie od wątpliwości natury etycznej czy patrząc z punktu widzenia czystej kalkulacji, udało się?

Powiedziałbym, że w umiarkowanym stopniu, głównie ze względu na słowa posła Przemysława Czarnka, („Ci ludzie nie są równi normalnym ludziom” w kontekście społeczności LGBT – dop. red.). Poseł Czarnek zdecydowanie przesadził i powiedział coś, z czego prezydent Duda będzie się teraz do końca kampanii tłumaczył.
Każda narracja ma granice skuteczności i kiedy staje się przerysowana robi się kontr-skuteczna. Jeśli lubi pan słodką herbatę, to chętnie wypije pan taką, do której wsypę łyżeczkę cukru, ale przy 3 czy 5 łyżeczkach, zemdli pana i zatęskni pan za gorzką.
Podobnie może to zadziałać w mediach. Regularnie śledzę „Wiadomości” i TVP Info, i muszę powiedzieć, że przekaz jest tam taki, że prezydentem Polski próbuje zostać wcielenie zła – mam na myśli oczywiście Rafała Trzaskowskiego. Oskarżania o różne najdziksze rzeczy: demoralizację czterolatków, chęć wypłaty ogromnych odszkodowań Żydom, o to, że jest właściwie niemiecko-rosyjską marionetką i wiele innych rzeczy, mogą w pewnym momencie wzbudzić dla niego wręcz współczucie. To wszystko jest tak grubymi nićmi szyte, że przypomina najgorsze kalki nawet nie z okresu stanu wojennego, ale czasów stalinowskich. To jest problem propagandy PiS-u, która czasem jest tak agresywna i przerysowana, że robi się przeciwskuteczna…

Wybory za półtora tygodnia. Spodziewa się pan jeszcze jakichś „wrzutek”, które potrząsną sondażami?

Z całą pewnością. Różne strony będą chciały zaszkodzić oponentom, choć nie wiem czy okażą się w tym skuteczne. Sztaby dwóch głównych kandydatów najcięższe wrzutki trzymają na drugą turę, ale pozostałe, już właściwie bez szans na nią, mogą stosować różne chwyty by zapewnić sobie, choć brązowy medal. Myślę, że okazją do nadania nowej dynamiki rywalizacji może być także zaplanowana na środę 17 czerwca 2020 roku wieczorem debata czy właściwie pseudo-debata w TVP, w której udział potwierdziło już bodaj 11 kandydatów.