Wszystko zaczęło się od nakrętek. I wokół nich wciąż się kręci: próby bicia i ustanawiania nowych rekordów Guinnessa, festyny, koncerty, licytacje... Choć to nie do końca prawda.
- Bo nakrętki to tylko część akcji, którą prowadzimy, by pomóc Małgosi Samoszuk z Wejherowa - podkreśla Marcin Daraż, helanin, pracownik tutejszego szpitala a od dwóch lat także radny. - I to ona nakręciła nas, by zacząć działać.
Tak to się zaczęło.
Pomysł z kosmosu
Najpierw był poruszający reportaż w lokalnej telewizji, która działa m.in. na terenie powiatów wejherowskiego i puckiego. Ewa Samoszuk, mama z Wejherowa, opowiadała o swojej córce Małgosi, która urodziła się z szeregiem poważnych schorzeń. Aby uratować dziecko, potrzebne były spore pieniądze m.in. na szereg operacji.
Najprostszym sposobem na ich zdobycie było zbieranie i sprzedaż m.in. plastikowych nakrętek butelek. Bo to akcja, którą można realizować bez większych nakładów i dosłownie wszędzie.
Już wtedy w Helu - wiosną, krótko po narodzinach Małgosi - zaczęto zbierać nakrętki. Akcja szła, ale trochę jak po grudzie. Bo trzeba było tłumaczyć, wyjaśniać, przekonywać, zachęcać...
- Jakoś to było, ale bez widocznych rewelacji - przyznaje Marcin Daraż. - Zbieranie nakrętek było fajne i pomocne, ale pieniędzy z tego nie było zbyt wiele. Wiedziałem, że trzeba wykombinować coś bardziej spektakularnego.
Wśród osób, które obejrzały reportaż był helanin Marcin Daraż. Materiał trafił na podatny grunt, a w głowie informatyka i zarazem samorządowca zaczęły kiełkować pierwsze pomysły, z którymi przyszedł do swojego kolegi - szpitalnego logistyka i przewodniczącego Rady Miasta Marka Chronia.
- Marcin zjawił się u mnie i powiedział: bijemy rekordy Guinnessa - mówi Marek Chroń i uśmiecha się szeroko. - Pomyślałem wtedy, że to naprawdę jakiś pomysł z kosmosu. Bo jak? U nas, w Helu, mamy ustanawiać światowe rekordy? To wydawało się mocno nierealne. Ale na szczęście Marcin był nieugięty.
Guinness dobry, ale...
I tak urodziła się wakacyjna impreza, w trakcie której helanie, ale i turyści: przybijali piątki, żółwika, tłumnie tańczyli i krążyli po mieście ludzkim pociągiem, czy - jak kto woli - "weselnym" wężem.
Wszystko po to, by pobić i ustanowić nowe rekordy świata. Nieco zwariowane i mocno nieszablonowe, ale to właśnie był haczyk, który tak naprawdę miał zupełnie inny cel niż wakacyjną zabawę.
- Rekordy, rekordami - podkreśla Daraż. - Jak nam się uda je pobić, to super. Ale bardziej zależało nam na tym, by jak największa liczba osób dowiedziała się o Małgosi, jej problemach i pomogła jej.
Udało się poruszyć wiele serc. Owszem, dwaj helanie mocno się napracowali, nabiegali a nawet trochę narazili swoim rodzinom, ale efekt był niesamowity.
- Nasi gastronomicy, przedsiębiorcy, kwaterodawcy, ale i zwykli mieszkańcy, jeszcze przed zabawą przekazali mnóstwo datków dla Małgosi - mówi Marek Chroń. - Była gotówka, ale i wiele innych rzeczy. Kto mógł, dawał co miał. Za to do dziś jesteśmy im ogromnie wdzięczni.
Guinnessowe rekordy - które wciąż jeszcze czekają na oficjalne potwierdzenie - zrobiły swoje: o Małgosi dowiedziało się tysiące ludzi. A nakrętki - dosłownie - rozkręciły się.
Weź sobie plakat
Daraż i Chroń stwierdzili, że prostą przecież w założeniach , zbiórkę plastikowych koreczków uproszczą jeszcze bardziej. Zaprojektowali więc oraz sporządzili plakat i wzory nalepek na pudełka i umieścili na swoim portalu wirtual-nyhel.pl i zaczęło się...
- Mało tego, nigdy w domu nie zbieraliśmy plastików, a teraz stoją u nas dwa kosze: jeden na nakrętki, drugi na butelki - śmieje się Daraż.
Mania zbierania ogarnęła helan we wszystkich pokoleniach. Nakrętki butelek kolekcjonują wszyscy: dzieci i dorośli. Uczniowie i seniorzy. Bo bardzo łatwo włączyć się do akcji - wystarczy ściągnąć z sieci materiały, okleić jakiekolwiek pudełko na nakrętki, wydrukować plakaty i rozpocząć zbiórkę.
- Nasza helska świetlica Bocianie Gniazdo błyskawicznie podchwyciła pomysł - mówi Chroń. - Przedszkola też nie trzeba było specjalnie zachęcać... I tak to poszło w nasz helski świat.
Oficjalnie nakrętki można przynosić do jednego pokoju w Urzędzie Miasta. To taki punkt zbiorczy. Ale jedynie w teorii. Bo plastiki można zostawiać gdziekolwiek w magistracie, szpitalu, szkole, restauracjach czy sklepach. A nawet...
- Idę sobie któregoś dnia ulicą, zaczepia mnie jeden z mieszkańców - relacjonuje Marcin Daraż. - Upewnia się, że ja to ja, "ten od akcji" i wyciąga woreczek z nakrętkami. Serce mi urosło!
Chce się chcieć
Dwaj helanie przyznają, że pracy przy nakrętkowej akcji pomocy Małgosi - ale i z wcześniejszym pomysłem organizacji "guinnessowej imprezy" - jest sporo.
- Najważniejsze, by jak najwięcej ludzi wiedziało, że Małgosia wciąż potrzebuje pomocy - podkreśla Marek Chroń. - Marcin ma trochę więcej czasu ode mnie, dlatego w naszym imieniu jeździ na wszystkie imprezy pomocowe, gdzie zbieramy pieniądze niezbędne na operacje. A cały czas myślimy o kolejnych pomysłach...
Okazji nie zabraknie, bo andrzejkowe, mikołajkowe czy noworoczne imprezy dedykowane będą z pewnością kilkumiesięcznej wejherowiance.
- A na przyszły rok szykujemy niespodziankę - mówi z tajemniczym uśmiechem Daraż. - Nic więcej nie powiem, ale na pewno będzie i głośno, i wesoło.
A tymczasem wszyscy zbierają nakrętki. W helskim szpitalu stoi już sześć dużych, 120-litrowych worków pełnych plastikowych zakrętek. A codziennie do magistratu trafiają kolejne pakunki. Pokaźny worek przekazało m.in. słynne helskie fokarium.
14 ton nakrętek, ale nie tylko
Małgosi Samoszuk pomóc można nie tylko zbieraniem nakrętek.
Bo oprócz nich można oddawać też plastikowe butelki oraz zużyte materiały biurowe takie jak tonery do drukarek.
- Urzędy lub firmy muszą mieć ich dowód utylizacji, ale to nie problem, bo fundacja, z którą współpracujemy wystawi odpowiednie druki - mówi Marek Chroń.
Nie trzeba koniecznie wozić nakrętek do Helu - bo można je sprzedać w jakimkolwiek lokalnym punkcie skupu, a potem pieniądze wysłać na konto Małgosi. Wszystkie niezbędne dane znajdziemy na facebooku (www.facebook.com/dlamalgosi). Bo i tu dotarli helanie.
Jak do tej pory udało się zebrać aż 14 ton nakrętek - to zasługa Ewy Samoszuk, mamy Małgosi, która rozpropagowała pomocową akcję dla swojej córeczki w okolicach Wejherowa i Starogardu Gdańskiego.
Helanie podkreślają, by każdy - w miarę możliwości - włączył się w pomoc: bo to nic nie kosztuje, a można dziecku uratować życie.
- Nam dwóm w zupełności to wystarczyło, by pomagać- mówią Marek Chroń i Marcin Daraż.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?