Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powiat starogardzki: Czy w rodzinie zastępczej bito dzieci? Prokuratura zbada sprawę

Maciej Jędrzyński
W piątek odbyło się spotkanie, na którym mieszkańcy mocno bronili rodziny
W piątek odbyło się spotkanie, na którym mieszkańcy mocno bronili rodziny Maciej Jędrzyński
Sąd w Starogardzie Gdańskim wydał postanowienie o odebraniu dzieci rodzinie zastępczej z podstarogardzkiej miejscowości. Dzieci informowały w szkole m.in. o traktowaniu ich w rodzinie przez "ciocię" i "wujka", skarżąc na zastraszanie, bicie, szarpanie, krzyki, ciągnięcie za uszy i za pejsy, uderzenia szklanką w głowę, uderzenia palcami dziecka o blat zmywaka, klęczenie na grochu, zderzanie dziewczynek głową o głowę. Jeśli podejrzenia się potwierdzą, opiekunom może grozić kara nawet pięciu lat pozbawienia wolności. Ze względu na dobro dzieci prokuratura nie ujawnia szczegółów sprawy.

Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Starogardzie Gdańskim o sprawie dotyczącej rodziny zastępczej dowiedziano się z miejscowego Zespołu Szkół Publicznych. Z relacji Tatiany Neumann - dyrektor PCPR - wynika, że z psychologiem szkolnym oraz pedagogiem szkolnym rozmawiało 6 spośród 8 dzieci znajdujących się w tej rodzinie. Dzieci informowały w szkole m.in. o traktowaniu ich w rodzinie przez "ciocię" i "wujka", skarżąc na zastraszanie, bicie, szarpanie, krzyki, ciągnięcie za uszy i za pejsy, uderzenia szklanką w głowę, uderzenia palcami dziecka o blat zmywaka, klęczenie na grochu, zderzanie dziewczynek głową o głowę. Była też mowa o tym, że były bite, szarpane i popychane przez biologicznego syna prowadzących rodzinę zastępczą.

- Po otrzymaniu tych informacji ja oraz nasz psycholog dwukrotnie rozmawialiśmy z tymi dziećmi i informacje uzyskane ze szkoły się potwierdziły - mówi Tatiana Neumann. - Zdecydowaliśmy, że sprawę należy skierować do sądu rodzinnego i prokuratury. Sąd natomiast wydał postanowienie o umieszczeniu dzieci na czas postępowania prokuratorskiego w innych rodzinach zastępczych. Dzieci nie mają kontaktu ze sobą i są objęte kuratorskim nadzorem.

Pani Barbara i Stanisław mieli od 8 lat w rodzinie zastępczej troje rodzeństwa, a od 2 lat kolejne troje dzieci - też rodzeństwo. Cała ta szóstka jest w wieku 10-14 lat. Latem br. trafiły do nich, poprzez PCPR, jeszcze dwie dziewczyny w wieku 14-15 lat. Ponadto małżeństwo ma dwoje adoptowanych dzieci i jedno dziecko biologiczne.

- Gdy te starsze dziewczynki znalazły się tutaj latem, coś zaczęło być nie tak... - mówi pani Barbara. - Atmosfera zrobiła się gorsza, im się tu nie podobało. Pewnie dlatego, że zostały w ten sposób rozdzielone z dwójką dzieci z rodzeństwa. Namówiły młodsze dzieci, aby poskarżyły się na nas w szkole. Wiem to, bo młodsze dzieci same mi potem opowiedziały, że zostały zmanipulowane i że to, co mówiły o nas, było zmyślone.

Pani Barbara dodaje, że już wcześniej pedagog szkolny był przez nią informowany o jej obawach, co do zachowania starszych dziewcząt.

- Mówiłam, że mogą przyjść i poskarżyć na nas, że u nas źle się dzieje - opowiada mieszkanka. - Teraz już ich nie ma, zostały zabrane. Pisałam w tej sprawie do PCPR, nie chciałam, aby dalej tu były.
Tatiana Neumann, dyrektor PCPR, podaje, że ma informacje, iż owe dwie starsze dziewczynki są teraz zastraszane za pomocą SMS-ów. Dyrektor nie podaje jednak szczegółów na ten temat.

- Poinformowałam o tych SMS-ach prokuraturę - mówi Tatiana Neumann, dodając, że wszystkie dzieci z rodziny są obecnie objęte nadzorem kuratorskim, a o monitoring w całej tej sprawie poprosiła rzecznika praw dziecka.

Tymczasem rodzina cieszy się bardzo dobrą opinią mieszkańców. W podstarogardzkiej miejscowości, w której mieszka, zebrano ostatnio około 200 podpisów jako dowód wsparcia dla małżonków. Wczoraj odbyło się tam spotkanie z udziałem mieszkańców bardzo oburzonych tym, że decyzją sądu z rodziny zabrano dzieci. Wśród obecnych był też 20-letni Marcin.
- Trafiłem do tej rodziny zastępczej w wieku 15 lat i byłem w niej do 18 roku życia - mówi pan Marcin. - Miałem problemy w szkole, sporo narozrabiałem, a gdy znalazłem się w tej rodzinie wyszedłem na człowieka i teraz sobie radzę w życiu. Byłem tu przyjęty jak własny, rodzony syn. I tu nikt nikogo nie bił, się nie znęcał.

Małżeństwo dysponuje pozytywnymi opiniami na piśmie na swój temat oraz opieki, jaką sprawowało nad dziećmi, m.in. od lekarza chorób dziecięcych, od Rady Sołeckiej czy proboszcza miejscowej parafii, Jacka Cirockiego. Ksiądz proboszcz napisał w swojej opinii z 25 listopada br. m.in.: "Dzieci żyły tam zawsze zgodnie, widziałem na ich twarzach prawdziwą radość i poczucie bezpieczeństwa. Jednak od pewnego czasu - od ostatnich wakacji, gdy dołączyła do tego domu dwójka dorastających dziewcząt, zauważyłem zmianę. Zdaje się, że te dwie podrastające dziewczyny wciągały te mniejsze dzieci w swój świat nastolatków, tworząc wśród nich podziały i młodzieńcze bunty".

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki