Na pierwszy ogień poszło Pomorze - z uwagi na Euro 2012. Czas realizacji? Maksymalnie 12 miesięcy. Burmistrzowie, jak Polska długa i szeroka, klną gorączkowo, szukając miejsca pod nowe drogi. A przerażeni właściciele terenów, które gminy będą niebawem hurtem anektować, łapią się za głowy.
W Warszawie jednak podkreślają, że sytuacja jest szczególna, bo priorytetem jest bezpieczeństwo obywateli.
- Statystyki nie kłamią. W ciągu trzech lat znacząco wzrosła liczba wypadków z udziałem autobusów i pieszych - mówi Jaromir Popczyński z Departamentu Komunikacji Ministerstwa Infrastruktury.
To wypadki śmiertelne, ale też trwałe uszkodzenia ciała. Według policyjnych statystyk tylko na Pomorzu miesięcznie dochodzi do grubo ponad stu zdarzeń. Urzędnicy w Warszawie wymyślili sposób na to, jak powstrzymać rosnącą falę wypadków. We wszystkich powiatowych miastach gminy będą musiały wygospodarować miejsce na specjalne "buspasy". To obligo. Nawet dla miast, w których autobusy nie wjeżdżają do centrum.
W ministerstwie twierdzą, że to "perspektywiczny projekt".
- Dziś kilkunasto- lub kilkudziesięciotysięczne miasteczko może nie mieć np. wewnętrznej linii autobusowej, ale za dwa, trzy lata sytuacja może diametralnie się zmienić - tłumaczy Popczyński. - A do tego czasu z osobnych pasów mogą korzystać gimbusy lub np. taksówki.
Gminy mają rok czasu na zrealizowanie projektu. Ministerstwo obiecuje, że pomoże przy pracach dokumentacyjnych, ale pieniądze miasta muszą znajdować same.
W poszczególnych powiatach nad przebiegiem prac czuwać mają naczelnicy wydziału komunikacji lokalnego starostwa. Tydzień temu do urzędów trafiły wytyczne i regulacje prawne.
- Mamy restrykcyjnie podejść do tematu - przyznaje naczelnik Ilona Sawicka ze starostwa w Pucku. - Ale jednocześnie pomagać np. w uzyskaniu odpowiednich pozwoleń.
Czy jednak rządowy projekt nie wprowadzi więcej zamieszania niż przyniesie korzyści? Naczelnik Sawicka komentuje dyplomatycznie.
- Każdy projekt, który podnosi poziom bezpieczeństwa, jest cenny - kwituje.
Mniej wyrozumiały jest Marek Rintz, burmistrz 12-tysięcznego Pucka. Tu większość ulic jest raczej wąska, więc problemy z wygospodarowaniem miejsca pod "buspasy" będą spore. A pomysł z miejską linią autobusową już kilka lat temu testowano. Nie sprawdził się.
Ale urzędnicy już pracują nad odpowiednim projektem. "Buspas" z ul. Wejherowskiej pobiegnie dalej Wybickiego, potem osiedlem Grodzisko i zakończy się nad brzegiem zatoki. Stamtąd, z przystani dalej będzie można płynąć promem prosto do Kuźnicy.
- Co to w ogóle za pomysł? - kręci głową burmistrz Rintz. - Jak zwykle, małe gminy znów są pokrzywdzone...
Po mieście już krążą geodeci, wydzielają tereny, które w Pucku zajmą "buspasy". Dotarliśmy do informacji, z których wynika, że część z nich to m.in. prywatne ogródki, podjazdy na posesjach, ogrodzenia, a w kilku przypadkach nawet garaże lub części budynków mieszkalnych. To wszystko będzie musiało zniknąć w ciągu maksymalnie roku.
W ciągu najbliższych 2-3 miesięcy do właścicieli działek zapukają urzędnicy z puckiego magistratu. Przyjdą z proponowaną ceną wykupu gruntu lub ewentualnym odszkodowaniem. Na kokosy, jak się dowiedzieliśmy, jednak nie ma co liczyć.
W Pucku urzędnicy spodziewają się, że akcja spotka się z falą społecznych protestów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?