Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomorzanin na meczu z Farerami. Mało kto jeździ na Wyspy Owcze. Ciekawość wzięła górę

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Igor Rudziński ze Sztutowa na Pomorzu odwiedził Wyspy Owcze
Igor Rudziński ze Sztutowa na Pomorzu odwiedził Wyspy Owcze Archiwum Igora Rudzińskiego
Wyprawa na mundial do Kataru była wyzwaniem, ale tej na Wyspy Owcze chyba nic nie przebije – mówi Igor Rudziński, kibic piłkarskiej Reprezentacji Polski ze Sztutowa na Pomorzu.

Zacznijmy od końca wyprawy na Wyspy Owcze. Udało się wyrwać stamtąd zarówno piłkarzom Reprezentacji Polski jak i kibicom, choć łatwo nie było…

Mieliśmy zaplanowany lot powrotny dzień po meczu, wieczorem. Mieliśmy lecieć do Norwegii i stamtąd Gdańska. Jednak już jadąc na lotnisko dostaliśmy informację, że lot jest odwołany. Spodziewaliśmy się tego, bo warunki zrobiły fatalne, bardzo mocno wiało. Kolega zażartował wtedy, że linie lotnicze teraz powinny zapewnić nam hotel, w którym moglibyśmy czekać na lot, najlepiej ten, w którym zatrzymała się nasza Reprezentacja. I dosłownie parę minut później dostaliśmy kolejnego sms-a, że mamy zapewniony hotel, i jak się okazało, ten sam, w którym zakwaterowani byli kadrowicze. Wiedzieliśmy, że zawodnicy jeszcze nie wylecieli, mają opóźniony samolot. Kilku kibiców, w tym ja, pojechaliśmy na lotnisko. Jeszcze przez pewien czas można było tam spotkać zawodników, zrobić zdjęcia, porozmawiać. Wkrótce i kadrowicze dostali wiadomość, że ich lot został odwołany i musieli wrócić do hotelu. Z piłkarzami widzieliśmy się zatem jeszcze wieczorem, w hotelu.

Jaka atmosfera panowała wśród graczy, po zmianie trenera, wyrzuceniu Santosa i pokonaniu Farerów. Dodajmy, to było jeszcze przed meczem z Mołdawią.

Nasze rozmowy były raczej kurtuazyjne. Natomiast czuć było, że atmosfera w Reprezentacji jest swobodna. Zawodnicy nie odmawiali rozmów, autografów czy zdjęć. Było bardzo, bardzo sympatycznie.

Pogoda za to nie była. Kolejne loty stanęły pod znakiem zapytania…
Mieliśmy kolejny lot zaplanowany na rano dnia następnego. Reprezentacja również. Jednak już przy śniadaniu dostaliśmy informację, że loty rejsowe tego dnia są odwołane. Kolejny termin wyznaczyli nam na poniedziałek wieczór. Oznaczało to dwa dodatkowe dni na Wyspach. Byliśmy lekko załamani. Wtedy jeden z kolegów poszedł porozmawiać z działaczami PZPN-u, którzy byli jeszcze w hotelu. Zapytał, czy byłaby możliwość, by samolotem z Reprezentacją mogła się zabrać nasza grupa, pięciu kibiców. Podobno decyzję podjął sam prezes Kulesza. Zgodził się. Szybko spakowaliśmy się i udaliśmy na lotnisko. Wylecieliśmy w podróż powrotną prosto do Warszawy z Reprezentacją Polski.

Rozumiem, że Wyspy Owcze nie były na tyle atrakcyjne, by spędzić miło tam dodatkowe dni do odlotu...
Październik jest jednym z najgorszych miesięcy na Wyspach Owczych pod względem pogody. Średnio 25 dni, właśnie w tym miesiącu, pada deszcz. I tak było. W ciągu tych trzech dni słońce wyszło na dwie, może trzy godziny. Wiało i padało niemal cały czas. Zresztą przez pogodę na Wyspach, niemal w ogóle nie dolecieliśmy na czas meczu. Samolot, którym wystartowaliśmy z Kopenhagi na miejsce, został zawrócony już powietrzu. Już widzieliśmy z okien Wyspy, ale warunki pogodowe sprawiały, że piloci nie byliby w stanie bezpiecznie posadzić maszyny. Po czterech godzinach wróciliśmy do Kopenhagi, ale atmosfera była bardzo dobra. Następnego dnia rano, już w dniu meczu rano, udało się ostatecznie i bezpiecznie wylądować na Wyspach. W gronie znajomych, z którymi lecieliśmy na mecz wspominaliśmy, że wyprawa na mundial do Kataru była wyzwaniem, ale tej na Wyspy Owcze chyba nic nie przebije. Aczkolwiek oba wyjazdy będziemy pamiętać do końca życia.

Wspominałeś, że zazwyczaj spotkania z Farerami, na ich terenie, są omijane przez kibiców, rzadko kto się tam wybiera. Poza tym rzeczywiście ostatnio losowania nie kojarzyły zbyt często Polski z Wyspami Owczymi…
To była chyba jedyna okazja okazja w życiu, żeby na Wyspy Owcze pojechać. Długo się zastanawialiśmy, czy się w taką podróż wybrać. Jednak dojazd na Wyspy Owcze jest dość drogi. Nie wiedzieliśmy, czy po meczu z Albanią UEFA nie będzie chciała nakładać jakichś sankcji. Sporo o tym myśleliśmy, i decyzja zapadła w ostatniej chwili. Jest to kraj mało znany, mało odkryty. Byliśmy ciekawi – to nas zmotywowało, by odwiedzić tę część Europy.

Reprezentacja i liga Wysp Owczych są pół amatorskie, ale Farerzy mają opinię zakochanych w futbolu, a na Wyspach jest mnóstwo boisk.
To prawda. Kilka godzin przed meczem naszej Reprezentacji z Farerami byliśmy w okolicach stadionu. Okazało się, że można było... wejść na płytę boiska. W Polsce, w innych krajach jest to nie do pomyślenia, by przed meczem międzynarodowym zwiedzać stadion, chodzić po murawie. Kiedy zwiedzaliśmy Wyspy trafiliśmy także do miasteczka Eioi, w którym znajduje się boisko, reklamowane, jako jedno z najpiękniej położonych na świecie. I na nie, oraz chyba na każde inne, można było wejść. Mało tego, dostępne są piłki. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby sobie pograć, postrzelać. Zatrzymaliśmy się kilku takich miejscach i za każdym razem historia się powtarzała. Obiekty sportowe były otwarte. Miejscowi mówili, że każdy może z nich korzystać, niemal o każdej porze.

Jakie wrażenia, oprócz sportowych, przywozisz z Wysp Owczych?
Jak wszyscy wiemy, to niewielki kraj, z surowym klimatem. Dominuje typowo skandynawska architektura. Ceny mogą być dla gości z Polski szokujące – w przeliczeniu bochenek chleba kosztuje ok. 30 zł, w restauracji podstawowe danie, mała pizza czy kebab to koszt około 70 - 100 zł. Natomiast zarobki na Wyspach Owczych też są bardzo wysokie. Ten morski region słynie z wełny a także tradycyjnego, krwawego połowu wielorybów.

Farerzy czarodziejami piłkarskimi nie są, ale walczyć potrafią, jak oczywiście na pół-amatorów. Jak ocenisz poziom sportowy spotkania między Polską a Wyspami Owczymi?
Krótko mówiąc, zadanie zostało wykonane. Nie było innej możliwości, musieliśmy wygrać, chociaż były momenty, że Farerzy nawet zaczęli naciskać na naszych zawodników i stworzyli nawet pewne sytuacje. Na szczęście udało się naszym piłkarzom szybko zdobyć drugą bramkę i kontrolować mecz.

Kilka słów o kibicach Farerów. Nie są to na pewno Albańczycy, którzy z nienawiścią odnosili się do polskich kibiców w czasie spotkania w Tiranie...
Farerzy są bardzo, bardzo przyjaźni. Przyznam natomiast, że nie było zbyt dużej frekwencji. Co ciekawe, stadion był wyprzedany w całości długo przed meczem, mecz z Polską miało oglądać około 5 tys. kibiców gospodarzy. Gdy się jednak okazało, że Robert Lewandowski nie zagra z powodu kontuzji, miejscowi licznie oddawali bilety. Było ich około 2 do 3 tysięcy. Sam wyjazd na Wyspy Owcze był ciekawym przeżyciem. Wydaje się, że zupełnie innym od spotkań piłkarskich w kontynentalnej części Europy.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki