Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Politycy powinni obejrzeć "Epidemię"

Redakcja
Andrzej Sokołowski
Andrzej Sokołowski
Z dr. Andrzejem Sokołowskim, lekarzem internistą, byłym wieloletnim pracownikiem Instytutu Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni, rozmawia Dorota Abramowicz

Kolejne doniesienia o "meksykańskiej grypie", zwanej też "świńską", sprawiają, że czuję się jak na huśtawce. Wprawdzie dyrektor generalna Światowej Organizacji Zdrowia zapowiada ogłoszenie pandemii, ale z drugiej strony w Polsce - na razie - nie ma wirusa, a na dodatek wiceminister zdrowia mówi, że szpitale są dobrze przygotowane. Czy mam powody do niepokoju?

Kiedy słyszę zapewnienia polityków, którzy twierdzą, że Polska jest gotowa na nadejście epidemii, a w tle kamery telewizyjne pokazują zbliżenia maseczek dla personelu medycznego, zaczynam się z lekka denerwować.

W czym Panu przeszkadzają maseczki?

Zabezpieczenie epidemiologiczne kraju nie może opierać się na dostarczeniu maseczek jedynie dla lekarzy i pielęgniarek.

Maseczki to tylko fragment ogólnokrajowych przygotowań. Wszystkie służby epidemiologiczne są w stanie pogotowia. To nie wystarczy?

Problem polega na tym, że grypa A/H1N1 nie będzie prawdopodobnie jedyną epidemią, jaka zagrozi współczesnemu światu. Od wielu lat eksperci Światowej Organizacji Zdrowia zapowiadają, że ludzkość może spodziewać się kolejnych, groźnych ataków chorób. Mieliśmy już alert z powodu SARS, należy do nich np. gorączka krwotoczna Ebola, powodująca śmierć 60-90 proc. zarażonych. To choroba o wysokiej zaraźliwości, cały czas obecna w Afryce, wymagająca stosowania specjalnych procedur.

Takich jak w amerykańskim filmie "Epidemia" z Dustinem Hoffmanem w roli głównej?

Chociażby takich. Uważam, że niektórzy decydenci powinni obowiązkowo obejrzeć ten film. Wybuch tajemniczej epidemii doprowadza do zamknięcia miasta, chorzy trafiają do szpitala, gdzie umieszczani są w szczelnie zamkniętych salach. Opiekują się nimi lekarze ubrani w specjalne kombinezony.

Nie przesadzajmy. W końcu w Pomorskim Centrum Gruźlicy i Chorób Zakaźnych przed kilkoma laty otwarto specjalne oddziały melzerowskie, przygotowane na przyjęcie ofiar groźnych epidemii, np. ptasiej grypy lub SARS, od niedawna działa tam też nowoczesna stacja dezynfekcji ścieków, korzystająca z lamp ultrafioletowych...

I wszystko to w pawilonach wybudowanych w latach 60. XX wieku. Mówimy o poważniejszym zagrożeniu, które - jeśli do nas dotrze - będzie wymagało zastosowania odpowiednich środków.
Konkretnie jakich?

W latach 2001-2002 powstał projekt, by przy gdyńskim Instytucie Medycyny Morskiej i Tropikalnej powołać ośrodek przyjmujący pacjentów, u których wystąpiły szczególnie niebezpieczne, wysokozaraźliwe choroby. Placówka ta nie została wybrana przypadkowo - tu właśnie pracują specjaliści, zajmujący się chorobami zakaźnymi z całego świata. Pacjenci mieli trafiać do stojącego osobno, niewykorzystanego budynku byłej zwierzętarni. Powierzchnia 500 metrów kw., piwnice 250 m kw., obok lądowisko dla śmigłowców ratunkowych. Wewnętrzny system obiegu wody i ścieków, szczelne pomieszczenia, sterylizacja powietrza. Krótko mówiąc - pełne bezpieczeństwo dla otoczenia.

Byłoby bardziej bezpiecznie niż w gdańskim Szpitalu Zakaźnym?

Oczywiście. Proszę zastanowić się chwilę nad ostatnimi przypadkami, o których tak szeroko opowiadają media. Osoby, które opiekują się "podejrzanymi chorymi", potem wychodzą z pracy. Pytanie - czy wsiadają do autobusów, jadą w ścisku na drugi koniec miasta? Czy kontaktują się z rodziną i znajomymi? Czy są odrębne zbiorniki na fekalia zakażonych? Jak zabezpieczeni są pozostali chorzy? Czy na czas obserwacji "niebezpiecznego pacjenta" pozostaną w szpitalu, czy też zostaną z niego ewakuowani. I dokąd? W razie wybuchu niebezpiecznej epidemii takie właśnie pytania zyskują na znaczeniu.

Sugeruje Pan, że personel medyczny powinien być "uwięziony" wraz z chorym?

W razie przywiezienia pacjenta, podejrzewanego o zakażenie niebezpiecznym wirusem, w zabezpieczonym ośrodku powinien zostać zamknięty na czas obserwacji także personel medyczny - specjalista chorób zakaźnych, pielęgniarka, anatomopatolog.

Po co poddawać kwarantannie specjalistę od sekcji zwłok?

A jak sobie pani wyobraża sytuację, w której pacjent umiera na nieznaną, zakaźną chorobę? Przewiezienie zmarłego do prosektorium byłoby szczególnie niebezpieczne. Sekcję należy wykonać w zamkniętym budynku.

I jak długo trwać by miała ta kwarantanna?

Zaopatrzenie w leki i żywność pozwalałoby na przebywanie pacjenta i personelu w zamkniętym ośrodku przez 20-30 dni.
Ostatecznie jednak ośrodka przy gdyńskim Instytucie Medycyny Morskiej i Tropikalnej nie wybudowano...

Sprzeciwił się temu jeden z ówczesnych wiceministrów zdrowia. Temat zniknął wraz z odwołaniem dyrektora IMMiT, profesora Jacka Górskiego. Gdzieś pewnie w archiwach leży zakurzony i zapomniany projekt , wykonany w firmie Klimor.

Szczerze mówiąc - nie dziwię się. Kogo stać na budowę placówki, która przez miesiące, a może i lata świeciłaby pustkami?

Jeśli poważnie mamy traktować prognozy epidemiologów, to powinniśmy być przygotowani na najgorsze. Także na to, że w jednym z portów Trójmiasta lub na lotnisku w Rębiechowie pojawi się nosiciel niebezpiecznego wirusa. Świat się naprawdę kurczy, podróże trwają coraz krócej. Chorobę w kilka godzin można przenieść z kontynentu na kontynent. Zresztą podobne pytanie powinna zadawać pani tym, którzy decydują o zakupie leków przeciwwirusowych, robią zapasy maseczek i kombinezonów ochronnych.

Albo, tak jak w Łodzi, kupują jedyną w Polsce, specjalną komorę transportową dla osób potencjalnie zakażonych, do której wpompowywane jest specjalne powietrze o ciśnieniu większym niż na zewnątrz, a potem chwalą się dziennikarzom.

I nikt nie traktuje tego jako informacji o wyrzucaniu pieniędzy w błoto. Poczucie bezpieczeństwa nie jest tanie. Powinniśmy sobie, jako społeczeństwo, zdać wreszcie z tego sprawę.

Kto miał płacić za utrzymanie budynku w Gdyni?

Wstępne porozumienie w kwestii utrzymania gdyńskiego ośrodka zawarli wojewodowie trzech województw - pomorskiego, warmińsko-mazurskiego i kujawsko-pomorskiego, którzy uznali wówczas za niezbędne powołanie jedynej tego typu placówki w Polsce północnej.

Czy podobne działają w pozostałych regionach kraju?

Jeśli tak, to są to jedynie specjalne ośrodki w centralnej Polsce, należące do wojska. Nie mam jednak wystarczającej wiedzy, by mówić o ich możliwościach oraz lokalizacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki