Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Policja Polityczna w województwie pomorskim. Nowa książka Krzysztofa Halickiego

Przemysław Zieliński
Dr Krzysztof Halicki specjalizuje się w historii polskiej policji. Niedawno odwiedził Tczew, gdzie promował książkę poświęconą Policji Politycznej na Pomorzu w okresie międzywojennym.
Dr Krzysztof Halicki specjalizuje się w historii polskiej policji. Niedawno odwiedził Tczew, gdzie promował książkę poświęconą Policji Politycznej na Pomorzu w okresie międzywojennym. Przemysław Zieliński
Początki Policji Politycznej na Pomorzu nie były łatwe. Bo jak skutecznie rozpracować siatkę obcych agentur, dysponując głównie rowerami i jednym pistoletem na czterech funkcjonariuszy?

Dziejom tej przedwojennej formacji przyjrzał się w monografii pt. „Policja Polityczna w województwie pomorskim w latach 1920-1939” dr Krzysztof Halicki, pracownik Archiwum Państwowego w Bydgoszczy.

Szpiedzy jadą przez Tczew

Policja Polityczna to popularna nazwa komórki Policji Państwowej, do której zadań należała walka ze szpiegostwem, propagandą komunistyczną i akcjami antypaństwowymi. Powstały w sierpniu 1920 r. wydział przybierał różne nazwy, najdłużej funkcjonując jako Służba Śledcza.

- Służyła w niej elita - podkreśla dr Krzysztof Halicki. - Każdy funkcjonariusz musiał złożyć zobowiązanie zachowania ścisłej tajemnicy. Ich legitymacje otwierały wiele drzwi i zapewniały... darmowe przejazdy pociągami.

Agentury policji politycznej na Pomorzu początkowo powstały w Tczewie (już we wrześniu 1920 r.), Chojnicach i Wejherowie. W Wolnym Mieście Gdańsku, mimo wielu prób, nigdy nie udało się ustanowić stałej placówki. Funkcjonariusze z Tczewa operowali na terenie powiatów tczewskiego, gniewskiego, starogardzkiego oraz kościerskiego. Wszyscy podlegali Centrali ds. Niemieckich w Toruniu, której głównymi zadaniami było gromadzenie i analizowanie materiałów oraz opracowywanie sprawozdań dotyczących sytuacji społeczno-politycznej mniejszości niemieckiej. Początki nie były łatwe.

- Najbardziej powszechnym środkiem transportu był rower, a w agenturze wejherowskiej jeden pistolet przypadał na czterech policjantów - dodaje dr Halicki. - Bolączką były też niskie płace, więc zdarzały się częste rezygnacje ze służby, aby zacząć pracę w lepiej płatnym zawodzie. Częste zmiany kadrowe były też spowodowane brakiem dostatecznych kwalifikacji.

Ze względu na granicę z Niemcami i Wolnym Miastem Gdańsk jedną z najważniejszych placówek na Pomorzu była agentura w Tczewie. To właśnie w tym mieście odbywał się duży ruch kolejowy (w ciągu doby przez Tczew potrafiło przejechać nawet 80 pociągów osobowych!), tutaj też krzyżowały się drogi szpiegów przyjeżdżających z innych dzielnic kraju oraz Europy Środkowo-Wschodniej. Kilkakrotnie zdołano ująć w Tczewie osoby przemycające tajne akta.

Tajne wiadomości w zębie

Praca funkcjonariuszy Policji Politycznej w dużej mierze skupiała się na zdobywaniu informacji od - najczęściej - opłacanych konfidentów. Tylko w marcu 1922 r. kierownik agentury w Tczewie otrzymał do dyspozycji 25 tys. marek na wydatki inwigilacyjne dla konfidentów oraz 3 tys. marek dla wywiadowców kontrolujących dworce kolejowe, hotele, restauracje i lokale publiczne. W październiku tego samego roku agentura posiadała ośmiu konfidentów, a dwa lata później już 12, z tego połowę w Gdańsku. Dla porównania - w 1932 r. funkcjonariuszy Służby Śledczej było w Tczewie 18.

- W miastach ich donosicielami byli dorożkarze, lokaje, prostytutki, stróże, kelnerzy, listonosze - wymienia Krzysztof Halicki. - Na wsi z kolei donosili pomocnicy kościelni, grabarze, nauczyciele, leśnicy i myśliwi. Konfidentów dzielono na opłacanych i ideowych.

W służbie wywiadowcom pomagały zdobycze techniki. Szkolono ich z daktyloskopii, porównania pisma ręcznego i maszynowego, badania broni. W razie problemów o pomoc proszono specjalistów ze stolicy. W celu zrobienia zdjęć z ukrycia korzystano z kamery gwiazdkowej - aparatu wielkości dłoni, który ukrywano pod kamizelką, a którego obiektyw do złudzenia przypominał guzik. Tajne wiadomości wysyłano dzięki pomocy gołębi, przenoszono w obcasach, wydrążonych zębach lub w małych kulkach z kości słoniowej, łatwych do połknięcia w razie wpadki.

Zamach na pociąg

Jednym z poważniejszych zadań, które stanęły w dwudziestoleciu międzywojennym przed pomorskimi funkcjonariuszami Policji Państwowej, było ustalenie przyczyn katastrofy kolejowej, do której doszło w nocy z 30 kwietnia na 1 maja 1925 r., na linii kolejowej między Tczewem a Starogardem Gdańskim.

- Do zwalczania akcji sabotażowych na kolejach przeznaczone były przede wszystkim jednostki policji, które współpracowały z dróżnikami kolejowymi - mówi dr Halicki. - Zdawano sobie jednak sprawę, że grupy dywersyjne mogły współdziałać z pracownikami kolejowymi oraz mieszkańcami wsi przylegających do torów kolejowych. Dlatego też zwracano szczególną uwagę na funkcjonariuszy pełniących służbę w dziale ruchu oraz na trasach i zarządzano obserwację mieszkańców.

Wspomniana katastrofa pod Starogardem była jednym z najtragiczniejszych tego typu wydarzeń w międzywojniu. Przyczyną, jak się okazało, było rozkręcenie szyn. W efekcie pociąg międzynarodowej relacji Insterburg (obecnie Czerniachowsk) - Berlin zsunął się z blisko 10-metrowego nasypu. Na miejscu zginęło 25 osób, cztery kolejne zmarły w szpitalach Tczewa i Starogardu. Ponad 60 osób odniosło obrażenia. W większości ofiarami wypadku byli obywatele Niemiec.

- Od początku założono, że zamach mógł mieć podłoże polityczne i wzięto pod uwagę trzy grupy sprawców: organizacje niemieckie, komunistyczne oraz zwolnionych kolejarzy, którzy w akcie zemsty mogli dokonać zamachu - wyjaśnia nasz rozmówca. - Technika wykonania zamachu wskazywała zdecydowanie na działanie specjalistów. Uwzględnili oni bowiem takie czynniki jak czas oraz ukształtowanie terenu (wysoki nasyp na zakręcie). Wielowątkowe śledztwo, mimo ogłoszenia nagrody w wysokości 50 tys. zł, nie doprowadziło do wykrycia sprawców katastrofy.


Odwrócone role

Tuż przed wybuchem II wojny światowej w Policji Państwowej służyło około 33 tys. funkcjonariuszy. W walkach zginęło 2,5-3 tys. z nich, a do niewoli radzieckiej dostało się 12 tys. kolejnych. Połowa z nich - jeńcy obozu w Ostaszkowie - jej nie przeżyła, kończąc życie w dołach śmierci w Miednoje.

- Policja Polityczna dążyła do całkowitej likwidacji grup komunistycznych, których najwięcej działało na terenie Gdyni i Grudziądza - mówi Krzysztof Halicki. - Po wojnie role się odwróciły. Inwigilowani i zamykani w aresztach „towarzysze” w ramach akcji „Targowica” zaczęli teraz ścigać dawnych policjantów i więzienników...


Książka dr. Krzysztofa Halickiego „Policja Polityczna w województwie pomorskim w latach 1920-1939” przybliża mało znany rozdział historii.
Dzięki publikacji możemy się dowiedzieć, jak wyglądało formowanie Policji Politycznej oraz zasady jej funkcjonowania, jaka była jej organizacja wewnętrzna i rola w życiu państwowym i politycznym II Rzeczypospolitej. Autor przedstawił działalność, przemiany oraz miejsce Policji Politycznej w strukturze Policji Państwowej oraz organach administracji publicznej na Pomorzu.
Podstawą opracowania były materiały źródłowe znajdujące się w polskich i zagranicznych archiwach. Ponadto wykorzystano informacje z dzienników ustaw i dzienników urzędowych, piśmiennictwa periodycznego oraz wspomnienia.

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki