Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po tragedii w Darłowie. Ratownicy po ciężkiej akcji zakończonej śmiercią też potrzebują psychologa [rozmowa]

Tomasz Turczyn
Rozmowa z 59-letnim Krzysztofem Lewandowskim, szefem ratowników w Jarosławcu (gmina Postomino) legitymującym się 30-letnim stażem w ratowaniu ludzi nad morzem.

Często ratownikami są młodzi ludzie. Jak oni sobie radzą z tymi najcięższego gatunkami akcjami? To znaczy, gdy dochodzi do utonięcia.
K.L: Chcąc zostać ratownikiem przechodzą oni kurs Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy. Uczą się reanimacji krążeniowo - oddechowej i nabywają innych potrzebnych umiejętności, które przygotowują ich do zdania egzaminu. Tu zaznaczę, że u mnie nigdy nie jest tak, że załoga ratownicza jest młoda. Jej trzon tworzą ludzie, minimum, o doświadczeniu kilkuletnim. Oni brali udział w wielu akcjach ratunkowych. Odpowiadając na pana pytanie powiem, że "młodych" nie zostawiamy na łasce losu. Kilka razy w tygodniu, przez cały sezon, są zajęcia doszkalające ich wiedzę z egzaminu. Szkolimy ich też z praktycznych umiejętności na morzu, gdzie prowadzimy różne ćwiczenia. Po takim sezonie ich kwalifikacje idą mocno w górę. "Młodym" jest się tylko przez pierwszy sezon pracy.

Jak postępujecie, gdy ktoś utonie?
K.L.: Po każdej akcji spotykamy się i ją omawiamy z odniesieniem do konkretnych sytuacji, czy oglądamy poglądowe filmiki szkoleniowe. Owszem, ma pan rację, bycie ratownikiem nie jest to łatwa i przyjemna praca.

Owszem, ma pan rację, bycie ratownikiem nie jest to łatwa i przyjemna praca

Zobacz: W Łebie ratownicy wyciągnęli z morza tonącego mężczyznę z dzieckiem. Ojciec z 8-latką próbowali wyłowić z wody dryfującą zabawkę

Jak sobie radzą ratownicy w sferze mentalnej po nieudanej akcji ratunkowej?
K.L.: Po jednej z akcji musieliśmy skorzystać z pomocy psychologa. To wówczas, gdy młody chłopak podczas akcji ratunkowej próbował uratować życie mężczyzny, ale niestety nie udało się to. Ratownik bardzo to przeżywał i to była jego pierwsza taka akcja. Czasami pomoc psychologa też potrzebna jest rodzinie, której bliski utonął i tutaj również nie pozostawiamy ludzi samych sobie. Psychologa zapewnia samorząd - gmina Postomino i też dyrektor Zachodniopomorskiego WOPR. Nie ma z tym problemów. Jako ratownicy także zabezpieczamy teren akcji przed gapiami.

Czy gapie bardzo utrudniają Wam ratowanie życia?
K.L.: Zachowania ludzi są różne. Niestety, ale na plażach jest bardzo dużo nietrzeźwych wczasowiczów, którzy są problematyczni. Ale także są wspaniali turyści, którzy pomagają robić tzw. "łańcuch życia". Pamiętam taką sytuację, gdy pomagali nam w ten sposób, gdy turystka zaalarmowała, że zniknął jej mąż. Alarm okazał się fałszywy, bo pan poszedł na spacer nie informując o tym żony. Takie sytuacje też się zdarzają. Generalnie na plażach dominuje beztroska, która może być zgubna. Największym kłopotem są niestrzeżone plaże i praktycznie 90/95 procent zdarzeń notujemy na nich. Turyści, gdy wywieszamy czerwoną flagę zakazującą kąpieli w morzu przenoszą się na nie i tam dochodzi do niebezpiecznych sytuacji. Najgorsze jest to, że ludzie nie chcą słuchać, gdy ich się napomina, aby wyszli z wody. Potrafią odpowiedzieć, że przyjechali na wczasy, aby użyć morza i nic ich nie obchodzi. Kilka dni temu omal nie utopił się 67-letni turysta na niestrzeżonej plaży, ale udało się go ostatecznie uratować przy pomocy wczasowiczów.

Generalnie na plażach dominuje beztroska, która może być zgubna. Największym kłopotem są niestrzeżone plaże i praktycznie 90/95 procent zdarzeń notujemy na nich. Turyści, gdy wywieszamy czerwoną flagę zakazującą kąpieli w morzu przenoszą się na nie i tam dochodzi do niebezpiecznych sytuacji.


Czytaj też: Ponad 50 osób utworzyło łańcuch życia w Sopocie, żeby odnaleźć 6-letniego Huberta

Kąpiące się dzieci w morzu...
K.L.: Nie chcę mówić, że są utrapieniem dla nas. Ale problemem jest to, że rodzice podchodzą bardzo beztrosko do tego, że ich pociechy wchodzą do morza. Przykładowo dziecko 7-letnie same wypływa w tzw. rękawkach, czy na materacu, gdy stan morza jest na poziomie dwóch w skali Beauforta. Tu już jest mała fala i trzeba uważać. Podchodzę do parawanu metr od morza i pytam, czy to Państwa dziecko się kąpie? Oczywiście wcześnie kazałem mu wyjść z morza. Słyszę odpowiedź: "Nie". Szukam dalej. Po chwili znajduję rodziców, którzy leżą na kocach kilka metrów dalej i nie przejmują się swoją pociechą. Są zdziwieni, że ktoś zwraca im uwagę. Turyści nie są wyedukowani. Uważają, że puszczają dziecko do morza tak, jakby wchodziło do basenu. Nie przejmują się falami, wstecznymi prądami, czy też dołkami mogącymi mieć kilka metrów głębokości przy ostrogach palowych, a te mogą być śmiertelnie niebezpieczne. Przykładowo metr od brzegu może być 80 centymetrów głębokości i raptownie spadek na cztery metry. Zachęcam rodziców do korzystania z odcinków strzeżonych na plażach i apelują, do wszystkich, o rozsądek nad Bałtykiem. Jeśli go nie zabraknie, to nie będzie dramatów.

Rozmawiał: Tomasz Turczyn

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki