Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pete McLeod: Kiedyś ci piloci byli moimi superbohaterami, a teraz mogę się z nimi ścigać [ROZMOWA]

Rafał Rusiecki
Pete McLeod dzieli się swoim doświadczeniem z pilotami latającymi w grupie pretendentów, w tym z Polakiem Łukaszem Czepielą
Pete McLeod dzieli się swoim doświadczeniem z pilotami latającymi w grupie pretendentów, w tym z Polakiem Łukaszem Czepielą mat. Red Bull Content Pool
Kanadyjczyk Pete McLeod jest najmłodszym pilotem w stawce Red Bull Air Race. Debiutował w sezonie 2009 w wieku 25 lat. W tym sezonie ten 29-letni zawodnik zajmuje znakomite, czwarte miejsce. Opowiada nam o tym, w jaki sposób można zajść w tym sporcie na sam szczyt.

- Po trzech przystankach zajmujesz czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej. Jak się z tym czujesz?
- To bardzo dobre miejsce. Mam tyle samo punktów, co trzeci Nigel Lamb. Dla mnie to najlepsza lokata, jak do tej pory. Ten sezon obfituje w sukcesy. Jestem najmłodszym pilotem w grupie master. Po 2010 roku mieliśmy przerwę w zawodach Red Bull Air Race, więc to dopiero mój trzeci sezon startowy. Mój samolot spisuje się bardzo dobrze.

- Jesteś zaskoczony tym miejscem?
- Muszę przyznać, że w ostatnich dwóch startach miałem pecha w finałach. Niewiele zabrakło mi do zajęcia miejsc na podium. W Chorwacji i Malezji byłem czwarty. Wciąż czekam więc na pierwsze zwycięstwo. Nie mogę być jednak niezadowolony. Paul Bonhomme czy Hannes Arch to zawodnicy nieprzeciętni. Zdaję sobie sprawę z ich potencjału i nie jest łatwo ich doścignąć. Robię to w swoim tempie. Silniki i śmigła są teraz ujednolicone, co powoduje, że mały błąd na trasie kosztuje bardzo dużo czasu.

- Jak więc czujesz się w gronie tak doświadczonych pilotów?
- Dla mnie to zaszczyt rywalizować z nimi. Kiedyś, kiedy jeszcze uczyłem się latać, ci ludzie byli dla mnie superbohaterami. A teraz mogę się z nimi ścigać. Jestem Kanadyjczykiem, a Amerykanie Kirby Chambliss i Michael Goulian to naprawdę duże nazwiska w lotnictwie akrobatycznym. Jasne, że chcę być od nich lepszy, ale nadal frajdę sprawia mi sama możliwość bycia w jednym zespole rywalizujących ze sobą facetów.

- No właśnie. Co może się stać w Gdyni? Co możesz powiedzieć o specyfice toru nad Zatoką Gdańską?
- Pierwsze loty miałem w piątek i muszę powiedzieć, że dały mi one dużo satysfakcji. Zresztą podobne odczucia mieli pozostali piloci. Ostatni przystanek w Malezji miał bardzo prosty tor. Teraz poprzeczka idzie w górę.

- Ten gdyński jest trudniejszy?
- Tak, zdecydowanie. To takie odświeżające. Trzeba tutaj podejmować duże ryzyko, aby mieć dobre czasy. Dla mnie to interesujące. Tor w każdym miejscu jest zmieniany. Dodatkowym utrudnieniem w Gdyni są wysokie fale oraz wiatr, który powoduje, że pylony się ruszają. Na szczycie przemieszczają się o metr w każdą ze stron. To bardzo utrudnia zadanie, ponieważ latamy blisko pylonów. Myślę, że na tym torze może się wydarzyć wszystko. Niektórzy podczas treningów latali tutaj bardzo szybko, a inni mówiąc wprost zawalili sprawę. Myślę, że wiatr będzie w dużej mierze decydował o tym, jaką strategię przyjmą poszczególni piloci.

- Tak jak wspomniałeś, jesteś jednym z najmłodszych pilotów. W sobotę i niedzielę wasze popisy będą z zapartym tchem oglądać tysiące ludzi, a wśród nich dzieci. One też będą miały marzenia, aby kiedyś znaleźć się na waszym miejscu. Co im możesz doradzić? Jaki jest sposób na to, aby być pilotem Red Bull Air Race?
- Często sam zadaję sobie to pytanie. Może niektórzy widząc 50-latka myślą, że to jest jeszcze odległy czas. Ja zaczynałem latać w Air Race, kiedy miałem 25 lat. Pokazałem wszystkim: hej, ja też potrafię. Ale do rzeczy. Po pierwsze trzeba zostać pilotem. W różnych krajach w wieku 16-18 lat można zdobyć podstawową licencję pilota. Potem trzeba latać. Zawodnicy Red Bull Air Race wywodzą się z zespołów akrobatycznych. Na specjalnych zawodach nabywają niezbędne doświadczenie. To sztuka, aby latać tak blisko ziemi czy wody i nie popełnić błędu. W tegorocznej serii zawodów jest klasa pretendentów. Oni podnoszą swoje umiejętności, rywalizują na tym samym torze co my. Szkolą się także podczas obozów kwalifikacyjnych. To pozwala im dostać się do klasy mistrzowskiej. Ja w debiutanckim sezonie 2009 nie miałem takiej możliwości. Nie było po prostu klasy pretendentów. Od razu trafiłem do dużej ligi.

- Na głęboką wodę...
- Tak. Wrzucono mnie i kazano pływać (śmiech). Myślę, że to bardzo dobra droga: licencja, zespoły akrobatyczne, obozy kwalifikacyjne, klasa pretendentów i na koniec mistrzowska. To tak jak w wyścigach samochodowych, w których zaczyna się od tych najwolniejszych aut, tych mniej agresywnych.

- My w Polsce trzymamy kciuki za Łukasza Czepielę, który rywalizuje w grupie pretendentów. Widziałeś go może na torze?
- Nie miałem takiej okazji. Rozmawialiśmy jednak ze sobą. Pokazywał mi nagranie swojego przelotu. To zabawne. Bo wiesz, są nowi piloci, którzy chcą podnosić umiejętności. Ty musisz jednak uważać. Bo jeśli dzisiaj doradzisz im w jakiejś sprawie, to jutro może się okazać, że wykorzystają to, żeby ciebie wygryźć. Kiedy ja zaczynałem moim mentorem był Hannes Arch. Ale teraz, kiedy jestem na szczycie, wskazówki „zniknęły” (śmiech). Wracając do Łukasza, lata dobrze. Oczywiście musi się jeszcze wiele uczyć. Musi skupić się na lataniu, a nie na porównywaniu z innymi. Musi opanować wiele rzeczy, które są ważne na torze. To przychodzi z czasem. Myślę, że jeśli zastosuje się do wskazówek, które mu dałem, będzie o 2 sekundy szybszy, niż był dzień wcześniej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki