Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Huelle: "Śpiewaj ogrody". Między Wagnerem a Rilkem RECENZJA

Jarosław Zalesiński
K.Misztal/archiwum DB
Na "Śpiewaj ogrody", najnowszą, tylko co wydaną w Znaku powieść gdańskiego pisarza Pawła Huellego, można patrzeć jak na summę jego poprzednich gdańskich opowieści. Więcej nawet - jak na summę "gdańskiego" powieściopisarstwa, które polegało na odkrywaniu "ducha miasta", przypominaniu jego przeszłości, pokazywaniu, jak nakłada się ona na teraźniejszość.

"Śpiewaj ogrody" można uznać za summę tej literatury, bo - po pierwsze - żadna z tych książek, łącznie z książkami samego Huellego, nie objęła tak rozległego czasu. Dzięki kunsztownej kompozycji, szkatułkowym opowieściom w opowieściach, swobodnie wędrujemy wraz z narratorem po różnych zakamarkach gdańskiej historii, od napaści Prusów na cysterskie opactwo w XIII wieku, przez potop szwedzki, francuski desant na Wester- platte w XVIII stuleciu, a dalej przez historię Wolnego Miasta Gdańska i II wojnę światową po współczesność. Mało tego: wyruszamy nawet na niewolnicze plantacje w Ameryce Południowej i odbywamy z parą głównych bohaterów (tylko kto tutaj jest głównym bohaterem?) dwudziestowieczne tournée po obu Amerykach.

Ta czasowa rozległość jest zresztą powodem pewnej skazy "Śpiewaj ogrody", która co jakiś czas psuje nam przyjemność lektury. Jak bowiem, jeśli nie encyklopedycznie i co nieco sztucznie, wprowadzać do jednej historii tyle wątków? Huelle robi to niekiedy tak, jakby korzystał z wyszukiwarki Google albo i strony ściąga.pl. Po trosze dzieje się tak dlatego, że "Śpiewaj ogrody", podobnie jak większość książek Huellego, ma schemat powieści o dojrzewaniu: jej narratorem jest ktoś, w kim możemy domyślać się samego pisarza, podrostek, potem maturzysta i dopiero w finale - autor świadomie komponujący całą tę historię. Ów podrostek i maturzysta, zanim dojrzeje do snucia własnej opowieści, przyswaja wiedzę o świecie od innych, trochę jak w szkolnej ławie. Przy okazji Huelle usadza jednak w tej szkolnej ławie także i czytelnika, i to bywa irytujące.

Poza tą jedną kroplą dziegciu opowieść - najmocniejsza strona "Śpiewaj ogrody" - a dokładniej: piękno tej opowieści, jest prawdziwą beczką miodu. Huelle finezyjnie snuje kolejne wątki, splata je ze sobą, prowadzi przez całą książkę. Nie bez powodu muzyka zajmuje w tej historii tyle miejsca. Sama opowieść także ma formę i fakturę dzieła muzycznego. Widać to w rytmie fraz zdań czy w zmysłowych, nasyconych detalami (czasem też niestety encyklopedycznie przywoływanymi) obrazach. Książka, która wzięła na siebie zadanie bronienia piękna, sama jest piękna.

Metafora nowożytności

"Śpiewaj ogrody" można uznać za summę "gdańskiej" literatury z drugiego jeszcze powodu, innego niż czasowa rozległość opowiadanej historii. Chodzi o to, że "gdańskie" powieści Huellego czy Chwina tak naprawdę nigdy nie były gdańskie, w tym sensie, że żadna z nich nie sprowadzała się do samej tylko ewokacji historii miasta. Na przykład w "Weiserze Dawidku" Pawła Huellego ukrytym tłem historii jest religijna tęsknota, w "Hanemannie" Stefana Chwina - takim ukrytym tłem jest, jak to ujawniał sam pisarz w wywiadach, wojna na Bałkanach i groźne memento, które ze sobą przyniosła na progu ponoć wolnego już i demokratycznego świata.

Z powieścią "Śpiewaj ogrody" dzieje się nie inaczej. Oczywiście, mamy tu gdańską historię w różnych odsłonach, od bardzo osobistej historii samego Huellego (niegdyś mieszkańca górnego Wrzeszcza, przywoływanego przez niego wcześniej, a dzisiaj - Oliwy, gdzie rozgrywają się zasadnicze dla tej powieści wydarzenia), po najważniejsze fakty z całej historii miasta. Nie o sam Gdańsk jednak w tym wszystkim chodzi. Dzięki poutykanym w powieści licznym kulturowym aluzjom udało się Huellemu zbudować opowieść, która staje się metaforą całej naszej nowożytności. Nowożytności, w której to, co piękne, co dobre, co ludzkie, stale było podmywane przez nawracające fale brzydoty, zła, barbarzyństwa. I tak dzieje się do dzisiaj.

Kto jest głównym bohaterem tak rozumianej opowieści? Nie sama tylko pani Greta, niemiecka właścicielka domu przy ulicy Polanki, która zdecydowała się pozostać w Gdańsku po 1945 roku, by tu czekać na powrót z sowieckiego łagru jej zaginionego męża, kompozytora Ernesta Teodora Hoffmana. Ich wspólna historia zajmuje w książce najwięcej miejsca, to prawda. Ale niepoślednim, a kto wie, czy nie równie ważnym bohaterem wydaje się też niejaki Francois de Venancourt, francuski oficer, który osiedlił się w Gdańsku w XVIII wieku i nabył posiadłość, która po dwóch stuleciach stała się miejscem życia Grety i jej męża. To od de Venancourta zaczyna się zasadnicza dla powieści duchowa historia.

O losach de Venancourta dowiadujemy się dzięki spisanemu przez niego pamiętnikowi, przypadkowo odkrytemu w czynszówce posesji przy ulicy Polanki. Chwyt z ukrytym w tajemnej szkatule, a potem przypadkowo odnalezionym dziełem wyraźnie pochodzi z osiemnastowiecznej powieści, tak jak i mrożące krew w żyłach zbrodnicze epizody z życia de Venancourta mogłyby się pojawić w powieściach markiza de Sade. Jeśli zaś przyjrzeć się temu, jak de Venancourt filozofuje na kartach swojej "Pieśni nadchodzącej nocy", usłyszymy np. zapowiedź myśli Fryderyka Nietzschego i jego "woli mocy". Tak to, zdaniem Huellego, w XVIII stuleciu, które zdetronizowało Stwórcę i w jego miejsce postawiło samowolę człowieka, zaczęło się to, dla czego sceną w XX stuleciu stał się między innymi Gdańsk.

Ogród chwastów

Gdańsk, ale i Sopot, bo wiele wydarzeń rozgrywa się tam właśnie, a dokładniej - w Operze Leśnej w czasie organizowanych do 1944 roku festiwali wagnerowskich. Wymyślona przez Huellego sensacyjna opowieść obraca się wokół odkrytego przez Ernesta Teodora Hoffmana manuskryptu nieznanej opery Wagnera "Szczurołap z Hameln". Znana legenda o szczurołapie, który uwolnił miasteczko Hameln od plagi szczurów, a potem, gdy odmówiono mu zapłaty, uprowadził na zatracenie wszystkie dzieci, ma w sobie dwuznaczność, którą Huelle świetnie wykorzystał. Tak jak w operze Wagnera grany na flecie motyw szczurołapa powraca w nieskończoność, tak i w ludzkiej historii, a już na pewno w historii nowożytnej, harmonia i destrukcja wciąż się przeplatają. Także w powieści Huellego. Zadbany ogród pani Grety zostanie na koniec całkowicie zdewastowany i porośnięty chwastami, ale próba opowiedzenia przez narratora historii jej życia staje się jedną więcej próbą obronienia tego, co piękne, co dobre, co ludzkie.

Tytuł "Śpiewaj ogrody" Huelle zaczerpnął z poezji Rilkego, do której sięgnął w swojej twórczości Ernest Teodor Hoffman. Rilke, poeta ducha, jest w tej powieści przeciwstawiony ludzkiej i artystycznej pysze Wagnera. Podobnie szeroko tu przywoływana kultura Kaszubów oddycha jeszcze tym, co duchowe, a kultura Hollywoodu to dzisiejsze wcielenie - tak, tak - Wagnerowskiej grafomanii. Ta antynomia jest stale obecna. Nas, naszych wyborów, także dziś doty-czy.
Mimo swych mankamentów "Śpiewaj ogrody" to powieść znakomita.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki