18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pachnący dom. Dlaczego dopalacze wróciły do sklepów? [REPORTAŻ]

Tomasz Słomczyński
Archiwum PP
Przynajmniej od sierpnia jest jasne, że środki psychoaktywne wróciły do sklepów. Państwowe służby doskonale zdają sobie z tego sprawę ale nic nie mogą z tym zrobić. A miało być inaczej - pisze Tomasz Słomczyński

Kupiłeś Świerkowe Igiełki? To będziesz miał potężną bombę, zobaczysz.
Nastolatków jest trzech. Dwóch ma na sobie bluzy dresowe, kaptury naciągnięte na czoła. Jeden z tych w kapturze, na zaimprowizowanym stoliku, kartą bankomatową formuje kreski z białego proszku. Drugi ze mną rozmawia. Traktuje mnie jak swojaka, zioma, choć jestem starszy od nich przynajmniej o dwadzieścia lat.

Publikujemy tylko 5 proc. treści. Resztę, 95 proc. przeczytasz po zalogowaniu się.

- Dopalacze nam pozamykali, a niuchać coś trzeba, nie? - śmieje się od ucha do ucha.
- A wy co macie?
- Czereśniowe Dotknięcie. Pierwszy raz bierzemy. Zobaczymy, czy będzie napiżdżać. Z pałami jest spokój. Co najwyżej wylegitymują. Towaru nie zabiorą, nie mają takiego prawa. Bo to jest legalne.
Stoimy na zapuszczonym boisku klubu sportowego Gedania. Minęła dwunasta, otwarto już sklep z akcesoriami zapachowymi.
Jest jeszcze ten trzeci. Ubrany w trochę obciachowy sweterek, niezbyt modną wśród nastolatków kurtkę. Uśmiecha się speszony. Czyta etykietkę.

- "Produkt nie do spożycia" - i śmieje się nerwowo.
To będzie jego pierwszy raz.
Wszystko dzieje się tuż obok Szkoły Podstawowej nr 49 w Gdańsku. W pobliżu jest gimnazjum, dwa licea i zawodówka. Tu, na boisku albo w pobliskich bramach dzieciaki wciągają do nosa albo palą w lufkach kupione przed chwilą substancje.

Miało nie być litości

W październiku 2010 roku premier Donald Tusk wygrażał sprzedawcom dopalaczy: "Nie będzie litości dla ludzi, którzy życie młodych ludzi chcą zamienić w piekło uzależnienia".

Afera dopalaczowa wprowadziła nowe rozwiązanie, które miało być skutecznym narzędziem do okazywania braku litości. Z jednej strony, za pomocą załączników do ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, kolejne pojawiające się na rynku specyfiki miały być zakazywane i usuwane z obrotu. Wiele mówiono o tym, że musi być uruchomiona procedura szybkiego uchwalania kolejnych nowelizacji ustawy, zawierających załączniki z pojawiającymi się na rynku nowymi substancjami.

Z drugiej zaś strony, służby sanitarne miały wchodzić do sklepów, rekwirować towar, następnie trzymać go przez osiemnaście miesięcy, w którym to czasie towar miał być zbadany.

Po takim badaniu możliwe są dwa scenariusze: zidentyfikowane substancje są zakazane (czyli - wymienione w załączniku do ustawy). Wtedy sprawa jest prosta - ten, który je sprzedawał, złamał prawo, poniesie odpowiedzialność karną.
A co, jeśli zidentyfikowanych w badaniu substancji nie ma w załączniku do ustawy, a więc nie są zakazane?

- Nie szkodzi, i tak nie będą sprzedawane. Zostaną one, jako szkodliwe dla zdrowia i życia, uznane za tzw. środki zastępcze i wycofane z obrotu - mówili przed dwoma laty autorzy zmian w prawie.

Od tamtego czasu minęły dwa lata i substancje psychoaktywne, nie różniące się niczym od dopalaczy, wróciły do sklepów. Kupuje się je dokładnie tak samo, jak dwa lata temu. Wszystkie służby o tym wiedzą, przynajmniej od sierpnia. I co? I nic. Na gruncie obowiązującego prawa, zmienionego na skutek tzw. afery dopalaczowej, nie można nic na to poradzić.
Lekarze są zgodni, że po całej aferze sprzed dwóch lat, liczba pacjentów gwałtownie zmalała. Teraz zaczyna wzrastać w niektórych miastach, m.in. w Gdańsku, gdzie otwarto sklepy z "zapachami". Ofiary śmiertelnej jeszcze nie było.

Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dopalaczy nie prowadzimy

Jest po jedenastej, do otwarcia sklepu P-Dzostało jeszcze ponad pół godziny. Odpalam internet, wpisuję nazwę sklepu, zaglądam na fora internetowe. Po chwili nie mam już wątpliwości, że w sklepie, który zaraz zostanie otwarty, sprzedawane są środki odurzające. Na dostępnych w internecie grafikach widzę wizerunek saszetki z wdzięczną nazwą: "Świerkowe Igiełki".
Orientuję się, że przed dwoma miesiącami portal trojmiasto.pl napisał o sprzedaży dopalaczy w Gdańsku. Dziennikarze zakupili towar w sklepie P-D, zlecili przebadanie go. Zawierał coś, co się nazywa UR-144. Szukam informacji, co to jest? Trafiam na relację po spożyciu UR-a: "Mój znajomy zapalił pierwszy raz UR-a w sobotę, fazę miał normalną, było fajnie. Ale już od 3 dni mówi że go to dalej trzyma, nie wychodzi z domu, boi się ludzi, mówi że czuje się jak w innym świecie, ma stany depresyjne i niekontrolowane napady śmiechu, wmawia sobie że mu to zostanie na zawsze. Przejdzie mu?"
Mija 12.00, wchodzę do sklepu.

Zaledwie kilka szklanych gablot w obszernym wnętrzu. W gablotach jakieś puzderka, jakieś laleczki. Niewiele tego i wygląda raczej na dekorację, niż towar do sprzedania.

Od razu uwagę przykuwa drewniana ściana, wymalowana w fioletowe esy-floresy. To jakby przepierzenie, w którym wycięty jest kwadratowy otwór, mniej więcej metr na metr. Po drugiej stronie stoi sympatyczna filigranowa blondynka.
Przede mną mężczyzna, na oko po dwudziestce, w zielonej wojskowej kurtce, drobnej postury, z dłuższymi włosami. Trzyma w ręce kilkadziesiąt saszetek.

- Wezmę trzydzieści. Jutro się rozliczymy - mówi.
- Jasne, nie ma sprawy - odpowiada blondynka. Zwraca się do mnie.
- A pan czego sobie życzy?
- Ja... bym chciał jedną saszetkę - wymownie spoglądam na zaopatrzonego już dilera, który chowa teraz swoje działki do torby.

- Oczywiście. Ale jaką?
Rozpaczliwie próbuję sobie przypomnieć nazwę, którą spostrzegłem na zdjęciu w internecie.
- Świerkowe... coś tam?
- Świerkowe igiełki! - przesympatyczna blondynka promienieje, wyciąga saszetkę, kładzie na ladzie. - Dwadzieścia złotych poproszę.

Nie każdemu jednak udaje się kupić. Dzień później poprosiłem kolegę, żeby poszedł i z głupia frant zapytał o dopalacze.
- Czy są dopalacze?
- Jakie dopalacze? Co pan mówi? Tu nie ma żadnych dopalaczy! - obruszyła się blondyneczka ze P-D.
A sklep ten, jak się okazuje, jest częścią większej całości.

- Wiemy już na pewno, że kilka powiązanych ze sobą kapitałowo i osobowo spółek jest właścicielami takich sklepów w kilku województwach, w pomorskim, wielkopolskim, zachodniopomorskim, warmińsko-mazurskim, łódzkim i śląskim. W tych firmach przewijają się te same nazwiska, choć same firmy bardzo często zmieniają nazwy. Większość jest rejestrowana w Pabianicach i w okolicach Łodzi. Od mniej więcej dwóch miesięcy podejmują próbę zmonopolizowania rynku dopalaczy. Od początku roku zidentyfikowaliśmy już osiem zupełnie nowych substancji psychoaktywnych dostępnych w Polsce - usłyszałem w Głównym Inspektoracie Sanitarnym.
Służby donosiły o tym już od sierpnia.

Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Nie ma dowodów, wysoki sądzie

Dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 49 w Gdańsku pierwsza podniosła alarm. Sklep powstał tuż obok jej szkoły w sierpniu tego roku. Od tego czasu o sprzedaży dopalaczy poinformowała wszystkich - od policji, przez kuratorium, do Rady Dzielnicy. A sklep dalej działa. I cieszy się coraz większą popularnością.

23 sierpnia policjanci zauważyli podejrzane saszetki w rękach dwóch nastolatków wychodzących ze sklepu P-D. Spisali chłopaków, zarekwirowali towar, który trafił do laboratorium na badania. Wkrótce sprawa została umorzona ze względu na brak znamion czynu zabronionego. Jak się okazało, w saszetkach był susz roślinny nasączony kwasem kanabidiolowym. Biegły orzekł, że nie jest to substancja zabroniona. Nie było jej na liście, która stanowi załącznik do ustawy.

- To syntetyczny odpowiednik tzw. THC, który w naturze występuje w konopiach indyjskich. Działa podobnie jak marihuana - tłumaczy dr Marek Wiśniewski z Pomorskiego Centrum Toksykologii.

Potem jeszcze policja dwa razy odwiedzała sklep P-D.
- Policjanci, działając zgodnie z obowiązującymi przepisami, asystowali inspektorom sanepidu podczas zabezpieczania towaru. Odbyło się to we wrześniu i w październiku bieżącego roku. Zabezpieczony towar został zabrany przez służby sanitarne do badań - poinformowała podkom. Magdalena Michalewska z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.
Sprawdzam w przepisach - sanepid ma teraz 18 miesięcy na przebadanie towaru.

Skąd tak długi czas?

To miał być bat na handlowanie dopalaczami - w tym czasie obowiązuje zakaz sprzedaży towaru takiego, jak ten zabezpieczony. Czyli np. Świerkowych Gałązek. Miał być bat, a tymczasem dla producenta oznacza to konieczność zmiany etykietki. Nic przecież nie stoi na przeszkodzie, żeby teraz sprzedawać Świerkowe Igiełki. A że to ten sam produkt? A kto to sprawdzi?

No właśnie. Czy sanepid przebadał zabezpieczony towar? Ustalam, że dotychczas tego nie zrobił. Dlatego, że, po pierwsze - nie ma na to pieniędzy, po drugie zaś - nie bardzo wiadomo, kto miałby takie badanie wykonać.

Kwestia pierwsza - brak pieniędzy. Tłumaczy Ewa Waluk, dyrektor Departamentu Nadzoru nad Środkami Zastępczymi Głównego Inspektoratu Sanitarnego:
- Środki na takie badania są w dyspozycji powiatów. Te zaś bardzo niechętnie przeznaczają je na ten cel. Jeśli chodzi o przypadek z Gdańska, o którym mówimy, otrzymałam informację, że nie ma w budżecie pieniędzy na realizację tego badania.
Kwestia druga - nie wiadomo, kto miałby to badać. Odpowiada Anna Obuchowska, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-

Epidemiologicznej w Gdańsku:
- Na terenie Polski istnieje wiele laboratoriów, które dotychczas badały dopalacze i są gotowe w dalszym ciągu świadczyć takie usługi. Problem leży w wydaniu jednoznacznej opinii, że zidentyfikowany związek stwarza zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi. Dopiero taka opinia pozwala nam na wydanie nakazu wycofania takiego środka z obrotu, na nałożenie kary grzywny, w wysokości nawet miliona złotych.

Dalej Anna Obuchowska tłumaczy, że substancje, których obecność stwierdzana jest w wyniku badań dopalaczy, to często tzw. analogi strukturalne (środki zastępcze) zakazanych substancji chemicznych. Z dużym prawdopodobieństwem można zakładać, że oddziaływanie tych analogów na organizm ludzki wykazuje efekt narkotyczny, i że mogą one wykazywać również inne, nieznane działania uboczne. Ale to, co wynika bezpośrednio z badań, to tylko identyfikacja określonego związku chemicznego. W tej sytuacji twierdzenie o jego szkodliwości, to już domniemania. W literaturze przedmiotu nie ma danych mówiących o zagrożeniu dla życia i zdrowia ludzi - w odniesieniu do konkretnego związku chemicznego, np. zidentyfikowanego w zabezpieczonym towarze.

Innymi słowy - nie ma twardego dowodu, że dana substancja, np. UR-144, jest szkodliwa dla człowieka, bo nie są prowadzone badania na ludziach. I z pewnością argument ten podniesie na sali sądowej każdy adwokat reprezentujący handlarza "zapachami".

- Jeśli więc sanepid nie jest w stanie udowodnić jednoznacznie, że "zapachy" sprzedawane przy szkole w Gdańsku są szkodliwe, to - jak rozumiem, w świetle obowiązujących przepisów, powinna pani pójść do sklepu "P-D", oddać zarekwirowany towar i jeszcze grzecznie przeprosić właściciela sklepu?

- To pan to powiedział - odpowiada Anna Obuchowska.
Tak czy inaczej, zabezpieczony towar leży w magazynach sanepidu i dalej nie wiadomo, co znajduje się w "zapachach".
Tymczasem Świerkowe Igiełki właśnie zakupiło dwóch chłopaków, na oko - czternastoletnich.
- Czy wiecie, co tam się znajduje? Co tak naprawdę będziecie palić? - pytam.
- Świerkowe Igiełki.
- A czy wiecie, że to może być niebezpieczne dla waszego zdrowia?
Odpowiadają śmiechem. Chowają saszetkę do kieszeni i biegną na tramwaj.

Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Liczba zatruć wzrasta

- My też dysponujemy tylko taką nazwą, pacjent mówi nam, że brał np. Świerkowe Igiełki - mówi dr Marek Wiśniewski.
Pomorskie Centrum Toksykologii w Gdańsku. Tu widać najczarniejszą stronę zażywania narkotyków, dopalaczy czy "zapachów". Tu trafiają ci, którzy wymagają natychmiastowej pomocy. Tu też doskonale znane są nazwy "Świerkowe coś tam..." lub "Czereśniowe coś tam...".
- Mieliśmy kilkanaście przypadków zatruć, w których pacjenci wskazują na takie właśnie, dziwne nazwy. Wspominają, że kupowali je w sklepie we Wrzeszczu.

- Jakie są objawy u pacjentów?
- Dokładnie takie same, jak w przypadku dopalaczy. To są ostre zatrucia, zaburzenia świadomości, halucynacje, zaburzenia rytmu serca, uszkodzenia mięśni szkieletowych.
Dr Marek Wiśniewski bierze do ręki saszetkę ze "Świerkowymi Igiełkami", którą zakupiłem w sklepie "P-D". Dokładnie ogląda, wącha.

- Wygląda mi to na suszoną pokrzywę. To jest tak, że ten zielony susz nie ma tu żadnego znaczenia. To jest zwyczajny nośnik. Może nim być również biały proszek wciągany do nosa. Taki nośnik jest nasączony jakąś substancją i to ona wywołuje stan narkotyczny, to właśnie ta substancja może być niebezpieczna. Nie wiadomo jednak, co to jest za substancja.
- Kilkanaście przypadków to dużo?
- Dla przykładu: w okresie, kiedy funkcjonowały sklepy z dopalaczami, mieliśmy ok. 20-30 przypadków zatruć miesięcznie. Potem, po likwidacji sklepów, były to już tylko pojedyncze przypadki. Od około dwóch miesięcy liczba zatruć wzrosła do kilkunastu miesięcznie.

- Dopalacze wróciły?
- Najprawdopodobniej tak.
Nie było jeszcze ofiary śmiertelnej
Twierdzenie to prostują terapeuci: nic nie wiemy o ofierze śmiertelnej. Zażywanie narkotyków może wywoływać stany, które będą bezpośrednią przyczyną np. samobójstwa. To bardzo częste scenariusze. A czy już doszło do takiego zdarzenia? Nie wiemy.

W sierpniu, czyli wtedy, kiedy w Polsce otwierane były pierwsze sklepy z "zapachami", minister zdrowia Bartosz Arłukowicz zdymisjonował Przemysława Bilińskiego ze stanowiska głównego inspektora sanitarnego. Powodem było zaniechanie w realizacji badań dopalaczy. W październiku 2010 roku GIS otrzymał 9,8 mln zł. na badania środków zabezpieczonych podczas wielkiej akcji antydopalaczowej. Jednak pieniądze zostały wydane na paliwo, tonery do drukarek, komputery. Na efekty nie trzeba było czekać: brak tych badań spowodował, że do sądów administracyjnych wpływały skargi złożone przez właścicieli sklepów z dopalaczami. W wielu przypadkach wygrali sprawy. Sanepid nie potrafił udowodnić, że zabezpieczone substancje są groźne dla życia i zdrowia. To zadziałało jak zielone światło dla sprzedawców "zapachów".

Dyrektor Ewa Waluk o sytuacji z dopalaczami wie najwięcej. Pytam więc: - Proszę powiedzieć, co można zrobić, żeby sklep P-D natychmiast zaprzestał działalności?

Pani dyrektor zastanawia się chwilę. Odnoszę wrażenie, że po prostu nie chce powiedzieć, że tak od razu, to nic się nie da zrobić.

- Trzeba natychmiast wdrożyć międzyresortowy program, który umożliwi takie działania.
23 października odbyło się spotkanie, w którym uczestniczyli: minister zdrowia, minister spraw wewnętrznych, główny inspektor sanitarny oraz komendant główny policji, mające na celu wypracowanie wspólnej (nowej?) strategii walki z dopalaczami. Bo nikt już nie ma wątpliwości, że wróciły do sklepów.

***

W najnowszym projekcie nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, zawierającym nowy wykaz substancji zakazanych, nie ma UR-144. Oznacza to, że jeszcze przez mniej więcej rok (tyle trwa proces legislacyjny) nie będzie to substancja zakazana w Polsce.
Nazwy "zapachów" zostały zmienione.

Tomasz Słomczyński
[email protected]

Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki