Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od Hello Mark do Kamp!: Piątek na Open'erze

Tomasz Rozwadowski
Koncert Foals mógł się podobać nie tylko fanom zespołu.
Koncert Foals mógł się podobać nie tylko fanom zespołu. Tomasz Bołt
Pogoda w Trójmieście jest coraz lepsza: w piątek na Open'erze było ciepło aż do wieczora, co tylko ułatwiało zabawę przy muzyce. A muzyka dopisała tego dnia w pełni. Każdy, w zależności od gustów, musiał trafić w ten piątek w Gdyni na swój wielki koncert. I nieważne, czy był to występ Jacka White'a, zespołów Foals czy Wild Beasts, a może Lykke Li. Satysfakcja była gwarantowana.

Dzień zaczął się od poznańskiego zespołu Hello Mark grającego na Alter Stage, Chłopcy grają synth-pop niemal żywcem wzięty z lat 80. i robią to z dużym wyczuciem stylu i wyraźną przyjemnością, która natychmiast udziela się słuchaczom. Można się przy tym bawić tak beztrosko jak przy, nie przymierzając, disco-polo, a nie ma się poczucia wstydu po fakcie. Zespół na koniec zagrał cover z repertuaru nieodżałowanego Andrzeja Zauchy, co świadczy o ich kulturze muzycznej. Brawo Wielkopolsko!

Dzień na scenie namiotowej otworzyła Misia Ff, która jest nikim innym tylko Misią Furtak, liderką nagrodzonego Paszportem Polityki zespołu Tres b. Jej autorski program nie różni się drastycznie od tego, co jest znane z płyt zespołu, ale podchodzi do charakterystycznej dla tej artystki fascynacji rockiem alternatywnym lat 80. i 90. od nieco innej strony. I zdecydowanie może się podobać.

O godz. 19 na główną scenę wyszli The Foals, jeden z najlepszych zespołów brytyjskiej sceny ostatnich kilku lat, znani już gdyńskiej publiczności z Open'era 2011. Wtedy grali w deszczu repertuar z albumu "Total Life Forever", teraz w wieczornym słońcu promowali piosenki z ubiegłorocznej płyty "Holy Fire". Występowanie w świetle dziennym jest bardzo trudne, Brytyjczycy poradzili sobie z tym wyzwaniem bez mrugnięcia okiem. Potrafią grać depresyjnie i nerwowo, tym razem zagrali głośno, energetycznie i transowo. I ponownie kupili gdyńską publiczność. Frontman Foals Yannis Philippakis dwukrotnie wychodził do fosy dzielącej zespół od publiczności, co jeszcze bardziej rozgrzewało pierwsze rzędy słuchaczy. Trudno było się nie bawić podczas tego setu, a przecież nie zabrakło także czysto artystycznych satysfakcji.

Bezpośrednio potem, na Here & Now Stage Mela Koteluk została bardzo ciepło przyjęta przez fanów. Spokojnie można powiedzieć, że w Polsce istnieje gatunek muzyczny, który można roboczo nazwać "muzyką programu trzeciego" i Mela jest jedną z jego czołowych postaci.

Open'er Festival 2014. Trzeci dzień [RELACJA, ZDJĘCIA, WIDEO]

Jeszcze w trakcie jej występu na pobliską Tent Stage wyszedł brytyjski zespół Wild Beasts, obecny na Open'erze po czteroletniej przerwie. Kwartet z Kendal należy do pupili krytyków muzycznych i nie wyłamię się z chóru wielbicieli: to naprawdę doskonały zespół. Tegoroczny album, czwarty w dyskografii "Present Tense" jest wyprawą w kierunku muzyki lat 80., w odłamie znajdującym się pomiędzy rockiem i elektroniką. Można przerzucać się porównaniami do Simple Minds, Depeche Mode, Ultravox czy Blue Nile, ale podobieństwa są powierzchowne, pod cienką warstwą stylizacji kryją się odlotowe po prostu piosenki, w dodatku wykonane w najlepszy z możliwych sposobów, Największą zaletą czwórki z Kendal jest obecność dwóch świetnych wokalistów prowadzących, co daje możliwość niemal operowego konstruowania muzycznej akcji. Z której to możliwości Wild Beasts korzystają, że lepiej nie można.

O godz. 22 na główną sceną zawładnął Jack White. Inaczej powiedzieć się nie da w przypadku króla współczesnego rockandrolla. Jack zagrał na Open'erze już po raz czwarty, przywoził wszystkie zespoły, którymi kierował. The White Stripes, The Raconteurs i teraz program autorski. W centrum uwagi była oczywiście jego tegoroczna płyta Lazaretto, ale nie zabrakło także piosenek wszystkich z poprzednich formacji oraz poprzedniej płyty solowej. To, co White wyczynia z amerykańską tradycją muzyczną od bluesa i country przez różnorakie odmiany rocka po hip-hop jest podziwu godne, a przecież nie jest to odgrywana na żywo encyklopedia, tylko rewelacyjnie działająca na publiczność, mieniąca się barwami i tryskająca energią muzyka.

Pod koniec występu White'a, na scenie Here & Now rozpoczął się koncert Bena Howarda. Młody muzyk pochodzi z niewielkiego Totnes w hrabstwie Devon, czyli jest ziomkiem grającego w środę Metronomy i wypada mieszkańcom zachodniej Anglii pozazdrościć tak interesującej sceny muzycznej. Ben bywa okreśłany jako bard, ale jego twórczość nie daje się przyporządkować do folku. To bardzo ciekawie wymyślony i świetnie wykonany balladowy rock, kiedy trzeba melancholijny, momentami zaskakujący witalnością. Co ważne, publiczność nie była na tę muzykę obojętna, co wróży mu sporą popularność w Polsce i uprawdopodabnia powrót także na bardziej kameralne festiwale lub sceny klubowe.

Przedostatnim występem tego dnia na scenie namiotowej był koncert Banks, młodej Amerykanki mieszkającej od pewnego czasu w Wielkiej Brytanii. Można ją zaliczyć do R&B, a charakterystyczną cechą jej stylu są nawiązania do muzyki bliskowschodniej. To co robi, może się podobać, a przecież jest to artystka dopiero na początku swojej drogi. Jak bardzo można się rozwinąć na przestrzeni zaledwie trzech albumów, pokazała na koniec piątku na głównej scenie szwedzka wokalistka i autorka piosenek Lykke Li.

Koncert był znakomicie zrobiony od strony wizualnej, co nie przytłoczyło ani głównej bohaterki, ani jej świetnych piosenek, lecz podbudowało i pogłębiło magiczny klimat tego występu. Lykke Li, która autorsko współpracuje blisko z Bjornem Yttlingiem ze znanego gdyńskiej publiczności zespołu Peter Bjorn & John, czerpie pełnymi garściami z klasycznego popu, soulu i R&B, ale potrafi z tych klimatów zbudować coś bezsprzecznie swojego. Jest to połączona zasługa wielkiego talentu, inteligencji, osobowości scenicznej i bardzo charakterystycznego, mocnego, nosowego głosu o ciemnej barwie. Idealny wybór wykonawczyni na koncert, który stawiał kropkę nad wyczynami Jacka White'a, sam będąc niebagatelnym wyczynem.

Trzeci dzień zamknął na scenie namiotowej zespół Kamp! z Łodzi. Tak więc piątek zaczął się i zakończył synth-popem. Taka klamra mogła się podobać. Tym samym, trzy czwarte Open'era za nami.

[email protected]

OPEN'ER FESTIVAL 2014 NASZ SERWIS SPECJALNY

KLIKNIJ I ZOBACZ: LINE-UP, WAŻNE INFORMACJE ORAZ ZDJĘCIA I FILMY

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki