Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowe Muzeum Sztuki, a w tle stary konflikt personalny

Grażyna Antoniewicz
Grażyna Antoniewicz
Rydwan, jedno z dzieł w kolekcji NOMUS - budzi sporo kontrowersji związanych głównie z kosztami poniesionymi przez Gdańsk z okazji jego zakupu na potrzeby muzeum
Rydwan, jedno z dzieł w kolekcji NOMUS - budzi sporo kontrowersji związanych głównie z kosztami poniesionymi przez Gdańsk z okazji jego zakupu na potrzeby muzeum fot. Przemysław Świderski
Nowe Muzeum Sztuki w Gdańsku niezmiennie budzi emocje. Spotkanie z okazji wydanego właśnie katalogu kolekcji NOMUS stało się okolicznością do publicznego postawienia pytań o powody rozwiązania współpracy z Anetą Szyłak, która do końca grudnia była kierowniczką tej instytucji. Kolekcja to w dużej mierze jej dziecko i zwieńczenie wieloletnich starań. Na spotkaniu wyrażano obawy środowiska o przyszłość muzeum. Odbyła się pełna emocji akcja protestacyjna. Padły zarzuty o przemoc oraz niewypełnianie obowiązków pracowniczych.

Muzeum zainaugurowało działalność w 2017 r., jednak dopiero w 2021 r. zostało otwarte dla zwiedzających. Umowa z Anetą Szyłak wygasła 31 grudnia 2021 r. O tym, że jej nie przedłużono, opinia publiczna dowiedziała się właśnie przy okazji prezentacji katalogu. Konkurs na stanowisko kierownika NOMUS ma zostać rozpisany w najbliższym czasie.

Jacek Friedrich, dyrektor Narodowego Muzeum w Gdańsku:

Nie ukrywam, że współpraca z panią Anetą Szyłak jako pracownikiem etatowym była bardzo trudna. Pani Szyłak jest osobą, która nie potrafi podporządkować się rygorom, terminom, procedurom i zasadom pracy zespołowej, które są kluczowe w funkcjonowaniu publicznej instytucji kultury. Równocześnie ceniąc dotychczasowe osiągnięcia zawodowe pani Anety Szyłak, zamierzaliśmy kontynuować współpracę na innych zasadach. I w tej sprawie osiągnęliśmy porozumienie. Zgodnie z umową pani Aneta Szyłak piastowała stanowisko kierowniczki NOMUS-u do 31 grudnia 2021 r., a po tym terminie mieliśmy podjąć współpracę już na nowych zasadach. Planowaliśmy zatrudnianie pani Anety Szyłak na zasadzie „wolnego strzelca” pracującego przy projektach badawczych czy wystawienniczych. Poza uzgodnieniami zawartymi w umowie zawarliśmy także porozumienie ustne, zgodnie z którym pani Aneta Szyłak zakomunikuje taki stan rzeczy środowisku, czy to podczas otwarcia NOMUS-u, czy w okolicach tej daty. Sądziłem, że swoją misję w ramach muzeum uważa ona za zamkniętą i wraz z otwarciem NOMUS-u, teraz na nowych zasadach, chce kierować swoją karierą.

Myślę, że tej sytuacji, w której się znaleźliśmy, można byłoby uniknąć, gdyby ta niepisana umowa została przez nią wypełniona. Jednak pomimo złamania przez panią Anetę Szyłak naszych ustaleń prowadziliśmy rozmowy na temat kształtu naszej dalszej współpracy, jakie zadania mogłaby podjąć, w jakich terminach, za jakie honoraria - to były normalne negocjacje. Równolegle, zgodnie z ustaleniami, rozpoczęliśmy nowy etap współpracy - pani Aneta Szyłak od początku tego roku prowadziła w NOMUS-ie płatne oprowadzania kuratorskie po wystawie, która powstała według jej koncepcji.

Sytuacja zmieniła się zasadniczo po tym, jak pani Aneta Szyłak publicznie oskarżyła mnie o stosowanie wobec niej przemocy w pracy. Jestem zdeterminowany, by to wyjaśnić, dlatego prowadzę konsultacje z prawnikami.

Aneta Szyłak, kuratorka i krytyk sztuki współczesnej:

To, że odeszłam z Muzeum Narodowego na emeryturę, na którą nie chciałam się wybrać, wynika z sytuacji, która została tak zaaranżowana, że trochę nie miałam wyjścia, bo było to w momencie, kiedy zmieniano mi umowę. Dano mi wówczas do zrozumienia, że albo podpiszę bezterminową umowę i deklarację, że odchodzę na emeryturę, albo się rozstajemy. Mając już doświadczenie bardzo nieprzyjemnego traktowania, wiedziałam, że albo nie zostanie podpisana ze mną ta umowa, albo będę tak długo źle traktowana, że sama odejdę. Oczywiście zależało mi na tym, żeby otworzyć NOMUS-a, żeby dokończyć ten projekt, ale też liczyłam na to, że po sukcesie otwarcia jakoś się dogadamy. Próbowałam doprowadzić do wycofania tego emerytalnego wniosku i złożyłam takie pismo, ale pan dyrektor odmówił. Ale uzgodniliśmy sukcesję, czyli kto po mnie będzie, i oboje się zgodziliśmy co do tej osoby.

Niestety, wspólnie proponowanej następczyni odmówiono tego stanowiska. Traktuję to jako dowód złej woli. Uzgodniliśmy też zakres prac naukowo-badawczych, które ja będę wykonywać, a które miały obejmować okres najbliższych trzech lat. Umowa miała być podpisana w styczniu. Tymczasem umowy nie ma. Więc mam prawo przypuszczać, że takiej umowy nie będzie, bo mamy drugą połowę marca. Takie granie na zwłokę jest znamienne. Trudno mówić o dobrej woli, gdy sprawa mojego zniknięcia z NOMUS-a nie została zakomunikowana. Artyści zadają konkretne pytania, niektórzy protestują, chcą wiedzieć, co będzie dalej z NOMUS-em, i dostają dwa komunikaty, że nic więcej nie będzie, że to, co się zadziało, to już szczyt możliwości, czyli pan dyrektor nie ma zamiaru rozwijać tego projektu, krótko mówiąc. Jednocześnie pan dyrektor zaczyna mówić na mój temat rzeczy, które są we mnie wymierzone, czyli że powinien był mnie wielokrotnie zwolnić. Ciekawe, na jakiej podstawie, czy na tej, że pan dyrektor mnie nie lubi, że są między nami różnice światopoglądowe, różnice, jak powinna wyglądać instytucja, bo pan Friedrich chce scentralizowanej, pionowej struktury, gdzie on jest jedynym władcą. Nie było żadnego zebrania, na którym dochodzilibyśmy wspólnie do jakichś wniosków, decyzji na tak lub nie, albo były one na tak, a potem zmieniane na nie. To była niesłychanie trudna współpraca i nie ukrywam, że w obecnych warunkach nawet gdybym chciała pójść do sądu pracy, to nie wyobrażam sobie powrotu do Muzeum Narodowego, to jest wykluczone, ale nie chciałabym, żeby ten projekt się zmarnował.

Na razie nie podejmuję żadnych kroków, ale ponieważ pan dyrektor straszy mnie sądem za mówienie prawdy, to jeszcze nie wiem, jakie będą moje decyzję. Jednak zalecałabym panu dyrektorowi rozwagę, ponieważ mam i świadków, i dokumentację różnych sytuacji. Także to spotkanie, które zostało nagrane, jest tego najlepszym dowodem, bo widać, że pan Friedrich mści się na mnie, próbując zniszczyć mój wizerunek w oczach środowiska. Mało tego, nazywa to środowisko klubem towarzyskim, co uważam za obraźliwe. NOMUS pracuje z żywymi artystami, więc oczywiste, że się znamy, na tym polega praca ze środowiskiem, nie pracujemy z dziełami martwych mistrzów.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki