Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nauczyciel kontra uczeń - słabszy przegrywa. Jakie chwyty dozwolone?

Małgorzata Gradkowska
Rys. Bartek Brosz
Co możemy zrobić, kiedy uczeń nas prowokuje? Niewiele, a co gorsza trudno liczyć na pomoc - mówią nauczyciele Małgorzacie Gradkowskiej

W połowie sierpnia Ewelina zaczyna gorzej spać. Mąż Magdy wie, że w niedzielę wieczorem lepiej jej nie zaczepiać, bo ona już uzbraja się psychicznie na poniedziałek i wszystko ją wkurza. Janusz już kompletnie nie pamięta, dlaczego chciał robić to, co robi, ale jednym tchem potrafi wyliczyć powody, dla których tego nie znosi. Jagoda odlicza każdy dzień tygodnia do weekendu.
Ewelina jest polonistką w zawodówce, Magda - polonistką w gimnazjum, Janusz uczy matematyki w liceum, a Jagoda - chemii w wiejskim gimnazjum.

Publikujemy tylko 5 proc. treści. Resztę, 95 proc. przeczytasz po zalogowaniu się.

To jest wojna

Miał być wywiad. W Suwałkach kilka dni temu rozpoczął się proces gimnazjalistów, pozwanych przez nauczycielkę - za obrażanie funkcjonariusza państwowego, bo od kilku lat nauczyciele mają taki status. Więc rozmowa miała być właśnie o radzeniu sobie z takimi sytuacjami i przy okazji - o tym, jak to jest być nauczycielem, gdy już się ma dosyć, gdy szkoła wydaje się najbardziej wrogim miejscem i czy w ogóle warto wtedy w tym tkwić.

Nie udało się - wywiad przeprowadza się z konkretną osobą, z imieniem, nazwiskiem, twarzą. Żaden z moich rozmówców nie chciał się na to zgodzić. Reakcja była taka sama: - Chyba zwariowałaś - mówili.

Jagoda: - Jakby się dowiedzieli, czego się boję, czego nie znoszę, to mogłabym spakować manatki i na żadną lekcję już nie przychodzić.
Janusz: - To jest wojna, odsłaniasz słabsze punkty i masz przerąbane. Na własne życzenie.
Magda: - Rodzice uczniów i moi koledzy by mi nie podziękowali. Nauczyciel to ma być siłaczka, ma zaciskać zęby i radzić sobie z każdą sytuacją. Pamiętasz tę sprawę sprzed kilkunastu lat - tego nauczyciela, który dał sobie włożyć kosz na głowę w czasie lekcji? Okazał się winny wszystkiego - i tego, że sobie nie radził, i tego, że to wyszło na światło dzienne.
Ewelina: - Sama chętnie bym podała paru do sądu, ale dyrekcja podziękowałaby mi za pracę. Panuje prosta zasada - nie mów nikomu, co się dzieje, zły to ptak, co własne gniazdo kala i tak dalej. Mogę ci opowiedzieć o szkolnym życiu, ale jako jedna z tysięcy nauczycieli, a nie konkretna nauczycielka.

Lekcja

Jagoda: - Najważniejszy jest wrzesień. Przychodzą po podstawówce, chcą się wykazać przed nowymi kolegami, zdobyć pozycję w grupie. Jak odpuścisz, po tobie. Jak zadaję pracę domową, to muszę ją sprawdzić, bo następnym razem połowa nie odrobi. Jak powiem, że przy następnym numerze wpiszę uwagę, to muszę o tym pamiętać, bo oni na pewno będą pamiętali, że odpuściłam. Powiesz, że u ciebie na lekcjach nie można mieć włączonych telefonów, a potem nie zareagujesz, gdy ktoś będzie wysyłał sms-a, to już nie będą respektowali żadnych zakazów. Ale potem też nie można tracić czujności. Każdego dnia będą próbowali mi udowodnić, że mogą więcej. Poprosiłam jednego, żeby wytarł tablicę. Wytarł połowę i usiadł, bo powiedział, że nie jest tu sprzątaczką, mam go uczyć, a nie wysługiwać się przy sprzątaniu. Klasa w rechot. Wezwałam go do tablicy jeszcze raz, kazałam rozwiązać zadanie z poprzedniej lekcji, potem kolejne z pracy domowej. Nie umiał, wstawiłam jedynkę. Wiem, że to poniżej pasa, ale tylko w ten sposób mogłam mu pokazać, że nie jest silniejszy.

Janusz: - Może gdybym uczył w dobrym liceum, byłoby inaczej. Ale moje przyjmuje takich, którzy nie dostali się do żadnego, bo za mało punktów mieli po egzaminie gimnazjalnym. Przychodzą do szkoły, bo im rodzice każą, ale na lekcjach... Szkoda gadać. Zrobiłem sprawdzian kilka dni temu w maturalnej klasie, na dwadzieścia dwie prace dwanaście jedynek. Jeden mi powiedział - "a co, bo na studia mnie nie przyjmą? Do zapier... na tirach matura niepotrzebna".

Ewelina: - Żaden ze znajomych nie rozpoznałby mnie w tej wrednej babie, w którą się zamieniam, gdy tylko wchodzę do klasy. Wiem, że są szkoły, w których nauczyciel może z uczniami pogadać, pośmiać się, odpuścić od czasu do czasu. W mojej szkole to właściwie niemożliwe. Nie żartuję, nie spoufalam się z uczniami.

Przerwa

Ewelina: - Na przerwie otworzyłam kiedyś drzwi do damskiej toalety. Usłyszałam "spierdalaj, kurwo". Poszłam do dyrektora, dziewczyna dostała naganę i koniec.

Magda: - Nie znoszę dyżurów na korytarzu. Jeśli na lekcjach jest trudno zachować dyscyplinę, to sobie wyobraź, co się dzieje na przerwie. Robią na przykład sztuczny tłok. Mówią na to kocioł. Manewrują tak, żeby nauczyciel znalazł się w rogu korytarza i nie był w stanie się przecisnąć. Nie udowodnisz im, że robią to specjalnie.

Jagoda: - Petardy po Nowym Roku. To, co im zostanie po Sylwestrze, przynoszą do szkoły, huk, dym, a winnych nie ma. W ubiegłym roku odpalili w sali gimnastycznej. Dyrektor poprosił strażaków, żeby zrobili pogadankę, pokazywali zdjęcia spalonych po petardach domów, dorzucili pourywane ręce. Dwa dni później znowu ktoś odpalił, chociaż tym razem na boisku.

Janusz: - Alkohol. Czasami po lekcjach ekipa sprzątająca wynosi z terenu szkoły worek butelek po piwie. Dwa lata temu mieliśmy chłopaka z chorobą alkoholową! Maturzysta, pił w domu, rodzice nie mieli na niego żadnego wpływu. Przychodzili po pomoc do szkoły, z pretensjami, że go nie wychowujemy!

Granice

Magda: - Młoda nauczycielka złożyła donos na policję, bo już nie wytrzymała. Miała w klasie grupę drugorocznych, z którymi nie potrafiła sobie poradzić od początku. Najpierw to były jakieś głupie żarty, potem seksualne aluzje, w końcu któryś próbował ją napastować. Skarżyła się dyrektorowi, zbywał żartami. Myślę, że zlekceważył problem, bo wcześniej nauczycielki, które uczyły w tej klasie, nic takiego nie sygnalizowały. Wzywała rodziców, ale chłopacy się rozzuchwalali coraz bardziej. Doniosła na policję, był sąd rodzinny, oni dostali kuratora, ona zrezygnowała z pracy, bo nadal się bała. Teraz dyscyplina jest większa, bo nowy dyrektor nie boi się kontaktować z policją.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Ewelina: - Jak się pracuje w zawodówce, to z policją ma się do czynienia często. Ale to my jesteśmy bardziej zestresowani niż uczniowie. Mówię do jednego, że muszę zadzwonić do jego kuratora, bo narozrabiał, a on, żebym włączyła telefon na głośnomówiący, to sobie wszyscy razem porozmawiamy.

Janusz: - Zapowiedziałem ostatnio kartkówkę, przychodzę na lekcję, każę wyciągnąć kartki, a oni mi mówią, że nie mogę im jej zrobić. Bo ja wiem, że oni nie uważali na lekcji, więc z mojej strony to próba upokorzenia ich. Młody nauczyciel może by odpuścił, żeby sobie u nich zapunktować. Ja wszystkim kazałem na tych kartkach napisać, że nie podejdą do kartkówki, ponieważ nie umieją. Przeszło im. Trzeba mieć refleks i być konsekwentnym.

Dyscyplina

Magda: - Wypracowałam sobie przez lata opinię nauczyciela, z którym nie warto zadzierać. Ale jedna z klas jest bardziej, no, powiedzmy - niesforna - niż inne. W ubiegłym roku już się z nimi dogadywałam, ale teraz przychodzą do mnie po lekcji z nauczycielem, który nie potrafi ich zdyscyplinować. Dostają małpiego rozumu, tracę mnóstwo czasu, żeby ich postawić do pionu. I tak co tydzień we wtorek, w inne dni nie mam z nimi takiego problemu.

Jagoda: - Jest regulamin, statut szkoły i co z tego? Ilu uczniów przejmuje się obniżoną oceną ze sprawowania? Z moich obserwacji wynika, że niewielu. Ilu daje rodzicom uwagi w dzienniczkach do podpisania? Na wywiadówkę przychodzi najwyżej połowa rodziców, chociaż w tych najtrudniejszych klasach informujemy ich o zebraniach telefonicznie.

Magda: - Albo kwestia mundurków. W gimnazjach trzeba je nosić. Przyjdzie taki jeden z drugim bez i co mu zrobisz? Wyślesz do domu, to już nie wróci, wpuścisz bez mundurka - dajesz sygnał innym, że można.

Godzina wychowawcza

Jagoda: - Ledwie zdążę posprawdzać usprawiedliwienia i podpisy w dzienniczkach.

Janusz: - Śmiech na sali, to ostatnia lekcja, większość się zmywa.

Magda: - Staram się, ze względu na fajne dziewczyny w mojej klasie, zaoferować im coś dodatkowego. Ostatnio zaprosiłam blogerkę, naszą byłą uczennicę. Większość nawet nie udawała, że słucha. Ale dla tych kilku, które słuchały, warto było.

Regulamin

Za portalem edukacja.pl: Nauczycielowi respektującemu prawa ucznia nie wolno w żaden sposób go obrazić, używając przykrych słów. Niedozwolone jest kierowanie w jego stronę ironicznych uwag, złośliwości. Nie powinno się także w sposób werbalny pokazywać swojego zniecierpliwienia. Choć to nauczyciel jest osobą stającą na czele określonej grupy, nie powinien okazywać swojej wyższości, używając różnych epitetów. Nie może być także sytuacji, w której to nauczyciel obraża się na ucznia z jakiegoś powodu. Powinien raczej szukać rozwiązania sytuacji, pokazać, w jaki sposób można załagodzić zaistniałe spory. Nie powinno być podziału na gorszych i lepszych. Z praw uczniów jasno wynika, że każde dziecko powinno być traktowane tak samo. Nauczycielowi zatem nie wolno nikogo faworyzować ani poniżać.

Ewelina: - Nauczycielowi zawodu w ubiegłym roku wybili szybę w samochodzie, dzień po tym, jak miał scysję z dwoma takimi ze swojej klasy, bo próbowali zastraszać innych. Nikogo nie złapał za rękę, ale wiadomo było, że to któryś z nich wybił. Chciał powiedzieć policji, ale dyrekcja mu wyperswadowała. Żeby nie eskalować konfliktu. Są wyżsi, silniejsi. Co im zrobię, wpiszę uwagę?

Jagoda: - Nie mogę wdawać się z nimi w słowne potyczki. Nie powinnam przegrać, bo stracą w stosunku do mnie respekt, ale nie powinnam też wygrać, żeby ich nie upokorzyć.

Janusz:- Przestałem zwracać uwagę na odzywki w stylu "nie chce mi się tutaj siedzieć", "ale siara", bo nie starczyłoby mi czasu na przerobienie materiału. Nie mogę zabrać telefonu, jeśli złamią zakaz używania, bo to własność prywatna.

Magda: - Nie powinnam wzywać rodziców, bo w ich pojęciu oznacza to, że nie radzę sobie ze swoją pracą. Jeśli zawiadomię dyrektora, to on będzie musiał ich wezwać, zwróci mi uwagę, że sobie nie radzę. Nie powinnam zostawiać uczniów na drugi rok. Bo mogą zdemoralizować młodszych kolegów, a poza tym lepiej szybciej się go pozbyć, będzie spokój.

Janusz: - Ale wyrzucać też za bardzo nie można. Jest niż demograficzny, każdy uczeń na wagę złota. Będzie za mało uczniów, to ktoś dojdzie do wniosku, że szkoła nie jest potrzebna.

Jagoda: - Dwadzieścia lat temu, gdy zaczynałam pracę, zdarzały się klasy, gdzie był jeden - dwóch uczniów, z którymi ciężko było sobie poradzić. Zwoływało się rady, godzinami debatowaliśmy nad tym, co robić, jak reagować. Teraz od trzech lat nie miałam klasy, w której nie byłoby problemu z kilkoma uczniami.

***

Ewelina, Jagoda: - Żałuję, że nie pracuję w podstawówce.
Janusz: - Gdybym kilka lat temu wiedział, w jakim kierunku idzie szkoła, odszedłbym. Teraz mam do emerytury dwa lata, wytrzymam.
Magda: - Narzekam, ale wszyscy przecież narzekają.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki