Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasze marzenie o biało-czerwonej

Redakcja
Z Tymoteuszem Listewnikiem, przewodniczącym Organizacji Marynarzy Kontraktowych NSZZ Solidarność, rozmawia Dorota Abramowicz

Pływał Pan pod tanimi banderami?
Cały czas pływam - pod flagą wysp Bahama, Gibraltaru, ale także banderami narodowymi innych państw.

Nie tęskni Pan za biało-czerwoną?
Byłbym bardzo szczęśliwym człowiekiem, pracując na polskim statku. Ale marynarz musi się godzić na to, co mu oferują.

Do tej pory nie mogę zrozumieć, dlaczego w zinformatyzowanym, europejskim państwie XXI wieku nikt nie wie, ilu polskich marynarzy pływa pod obcymi banderami.
Mnie doszła wieść o 35 tysiącach, ale są to dane ogólnie zasłyszane. Nikt nie prowadzi dokładnych statystyk. Takie jest, jak widać, zainteresowanie tym zawodem...

Nie uważa Pan, że brak zainteresowania jest wzajemny? Nasi marynarze w końcu nie płacą podatków w kraju, szukają zatrudnienia tam, gdzie dobrze płacą, i to może oni odwrócili się od Polski?
Słyszałem tego rodzaju opinie, połączone z zarzutami, że wykształcono ich głównie w Polsce, że podatnicy łożyli na ich szkoły, a teraz "śmietankę" spijają obcy armatorzy. Nie zgadzam się z tym.

I może to prawda?
Osoby powtarzające tego rodzaju opinie zapominają, że nasi marynarze mieszkają w Polsce i przywożą tu z każdego rejsu duże ilości żywej gotówki. Kupują mieszkania, samochody, utrzymują swoje rodziny, kształcą dzieci. Nie pływają pod polską banderą nie z własnej winy. Po pierwsze, mamy za mało "naszych" statków, po drugie, oferowane przez naszych armatorów warunki nie są zbyt atrakcyjne.

Dlaczego?
Ze względu na obowiązujące w Polsce przepisy. Koszty armatora są tak wysokie, że nie jest on w stanie podnieść pensji do poziomu rekompensującego zabierane przez państwo składki na ZUS i podatki.
Jak to jest, że armatorom niemieckim, duńskim, irlandzkim opłaca się pływać pod narodową banderą, a Polakom to jakoś nie wychodzi?
Tam państwo pomaga armatorom, rejestrującym statki pod flagą narodową. U nas też pojawiały się różne "genialne pomysły", jak pomóc i przy okazji nie stracić. Minister gospodarki morskiej z LPR zaproponował, by marynarze zeszli z opłatami poniżej minimalnej składki ZUS. Problem w tym, że marynarze byliby najbardziej na tym poszkodowani. W Irlandii do 2012 r. państwo płacić będzie składki na ubezpieczenie społeczne za każdego zatrudnionego pod narodową banderą.

Opłaci się to Irlandczykom?
Tak. Państwo nie wspomaga bezpośrednio finansowo armatora, ale pomaga obniżyć koszty zatrudnienia załóg. Niemcy także stworzyli przepisy, które pomagają "dbać o swoich". Nawet tzw. drugi rejestr niemiecki nakazuje, by na statku było co najmniej pięciu niemieckich marynarzy. Jeśli nie ma chętnych, należy szukać marynarzy w krajach Unii Europejskiej (stąd tak duże zainteresowanie Polakami), a dopiero gdy i tu pojawią się problemy - poza Unią.

I tak większość marynarzy z Polski trafia na statki tanich bander. Narzekają?
Wszystko zależy od armatora. Niektórzy przeflagowują statki, utrzymując takie same warunki pracy i bezpieczeństwa, jakie oferowali załogom pływającym pod narodową banderą. Inni - nie.

Płacą grosze?
Międzynarodowa Organizacja Pracy ustaliła minimalną stawkę pensji starszego marynarza na ok. 600 dolarów miesięcznie. Pracodawcy, którzy podpisali układ zbiorowy, muszą przestrzegać minimum określonego przez ITF (Międzynarodową Federację Transportowców) - 1675 dol. Trzeba też pamiętać, że marynarz, pływający na statku pod tanią banderą, jest zdany tylko na siebie. W razie wypadku otrzymuje tylko jednorazowe odszkodowanie. Nie dostanie żadnej renty, zostaje bez środków do życia. Proszę mi wierzyć, na pewno wielu naszych marynarzy chętnie wróciłoby na polskie statki.

Co wobec tego powinno zrobić polskie państwo, by wykorzystać potencjał świetnie wykształconych nawigatorów, mechaników, elektryków...
Należy przede wszystkim opracować pakiet ustaw, które zachęcą do inwestowania w żeglugę w Polsce. To stara zasada - by osiągnąć zyski, należy najpierw wydać. Wystarczy spojrzeć na armatorów europejskich - duński Maersk, niemiecki Hamburg Sud (związany z firmą Oetker), by uwierzyć, że każda złotówka włożona w żeglugę ma szansę zwrócić się z zyskiem.

Może to nie czas na takie apele. Mamy ogólnoświatowy kryzys, statki wożą coraz mniej...
Kryzys prędzej lub później minie, a polską flotę można i trzeba odbudować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki