Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mój ustronny instytut pamięci (ale nie narodowej)

Dariusz Szreter
Dariusz Szreter
Dariusz Szreter
Poniedziałek, 17 maja 2010

Odkąd wuj mojej żony ukończył siedemdziesiąt lat z upodobaniem powtarza zasłyszaną gdzieś frazę: "Im jestem starszy, tym dokładniej pamiętam wydarzenia, które w ogóle nie miały miejsca". Paradoks? Może, ale wywiedziony z głębokiej mądrości życiowej.
Młodość jest szybka i mało krytyczna. Jakże często powtarza jako pewne i sprawdzone, ba, ujrzane na własne oczy, historie, które de facto są zasłyszane i przekręcone lub podkręcone. Ale po latach powtarzania zrastają się z opowiadaczem w całość, a niekiedy rozrastają o nowe "lepiej dopasowane" szczegóły.
Co do mnie, to zawsze byłem sceptykiem. Na wszelki wypadek. Poznawszy, z wiekiem, wyżej opisany mechanizm łapię się na tym, że zaczynam niejako naturalnie powątpiewać w swoją przeszłość. Odpuszczam upór obstawania przy swojej wersji historii. Czasem nawet gotów jestem podejrzewać, że moje wspomnienia z lat pacholęcych, szkolnych i studenckich to tylko dobrze opowiedziany sen.
Aż tu nagle w miniony weekend wylądowałem w Lublinie. Nie było mnie tam 20 lat, od czasu uzyskania dyplomu magistra filozofii miejscowego uniwersytetu. Mam więc z tym miastem swoje porachunki: pięć długich lat bardzo intensywnego (nie tylko intelektualnie) żywota. Powrotowi towarzyszył zatem niepokój: ile z tamtych wspomnień wytrzyma w zderzeniu z rzeczywistością?
Stary budynek KUL stał na swoim miejscu, chociaż obok wyrósł przytłaczający go nieco wieżowiec Instytutu Jana Pawła II. Ale, poza łącznikiem między oboma gmachami, wszystko pozostało jakby nietknięte. Ten sam dziedziniec z rabatkami i pomnikiem, te same ławki na dziedzińcu i korytarzach, wyszlifowane tysiącami studenckich siedzeń, w tym i moim. Te same poręcze, drzwi i okna takie same, choć wymienione na termoizolacyjne. Ta sama szkolna tablica w lektorium i nawet ten sam przedpotopowy, a w każdym razie przedokrągłostołowy, wieszak na płaszcze. Przesiadując godzinami na zajęciach, nie zawsze pasjonujących, bezwiednie rejestruje się szczegóły, które potem spoczywają zapomniane w zakamarkach mózgu, by uaktywnić się w sprzyjającym momencie, ku całkowitemu zaskoczeniu "magazyniera".
Dlaczego więc o mało co nie wszedłem do damskiej toalety?
Później podczas serdecznego spotkania z niewidzianym od 20 lat kolegą, który w tym czasie zgłębiał meandry logik wielowartościowych oraz wprowadzał kolejne roczniki studentów w paradoksy logiki prawniczej, zadałem najważniejsze tego wieczoru pytanie:
- Marku, czy aby na wydziale nie zamieniono pomieszczeń toalety męskiej i damskiej?
- Tak - uśmiechnął się Marek - jakieś 10 lat temu.
Ja też się uśmiechnąłem, ale tylko na chwilę. Oto bowiem wyłonił się przede mną kolejny paradoks:
Czy, wziąwszy pod uwagę materię dowodu ostatecznie rozstrzygającego na korzyść mojej pamięci, można uznać, że nie taka ona (pardon pour le mot) gówniana, czy wręcz przeciwnie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki