MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Miłość na cztery ręce i jeden fortepian

Irena Łaszyn
Przemek Świderski
Dlaczego polsko-kanadyjski pianista słał miłosne wyznania do urzędników w Wiedniu? Co się zdarzyło w Górach Skalistych, a co nad wodami Motławy? O Zuzanie šimurdovej i Mikołaju Warszyńskim, którzy mieszkają w Korei Południowej, koncertują na całym świecie, a gdańszczanom zaprezentowali tańce hiszpańskie, pisze Irena Łaszyn.

Poznali się w Górach Skalistych. To było osiem lat temu, w Międzynarodowym Centrum Sztuki w Banff, w Kanadzie, gdzie oboje trafili na staż. Tam po raz pierwszy zagrali na fortepianie na cztery ręce.

- Całkiem przypadkiem, bo duety były losowane - wspomina Zuzana šimurdova.
- Można powiedzieć, że to los zdecydował o naszym dalszym życiu - dodaje Mikołaj Warszyński. - Od początku poczuliśmy chemię, pokrewieństwo dusz. Oboje kochaliśmy Chopina i Liszta, oboje byliśmy po słowiańsku rozmarzeni.

I oboje bardzo uzdolnieni, choć dopiero na początku muzycznej kariery. Zuzana, absolwentka studiów pianistycznych w Ostrawie i Brnie, miała stypendium Aschberga przyznane przez UNESCO. Mikołaj, stypendysta Neumeiera, który ukończył z wyróżnieniem studia pianistyczne na University of Alberta w Edmonton i konserwatorium w Rotterda-mie, chciał jeszcze zrobić magisterium i doktorat w Montrealu. Dokładnie - na temat Karola Szymanowskiego i międzykulturowych wpływów w jego kompozycjach. Szymanowski zawsze go zachwycał.

- Jestem Polakiem, urodziłem się w Gdańsku, ale jako czteroletni chłopiec wyjechałem z rodzicami do Kanady - tłumaczy. - Moja mama jest skrzypaczką w Edmonton, a muzyka zawsze była obecna w naszym domu.

- W moim też - przyznaje Zuzana. - Pradziadek, Eduard Marhula, uczeń Leosa Janaczka, założył nawet pierwszą szkołę muzyczną w Ostrawie, teraz nosi ona jego imię. On się urodził 4 grudnia 1877, ja - 5 grudnia 1977 roku .
Zuzana, podobnie jak Mikołaj, całkiem nieźle mówi po polsku.

- To dzięki Mikołajowi się nauczyłam - twierdzi. - I dzięki Fryderykowi Chopinowi, który był moją pierwszą miłością i dla którego jeździłam do Polski. Nazwisko Mikołaja skojarzyło mi się z Warszawą i moim ulubionym kompozytorem. Od razu zwróciłam na niego uwagę. I bardzo się zmartwiłam, gdy zobaczyłam go z jakąś ładną dziewczyną, w zażyłych stosunkach. Nie wiedziałam, że to jego siostra…

Dzielił ich ocean

Wtedy, w tych Górach Skalistych, słuchali mazurków Chopina, jedli polską czekoladę, patrzyli sobie w oczy, ale jeszcze nie byli pewni, czy chcą spędzić razem całe życie. Ona, po trzech miesiącach, musiała wracać do Czech, on - do Montrealu. Dzielił ich ocean.

- Pomyślałam, że to nierealne - przyznaje Zuzana. - Odległość zabija wszelkie związki. Nawet gdyby Mikołaj mieszkał w Krakowie, a nie w Kanadzie, byłoby trudno utrzymać tę znajomość. Tak mi się wydawało.
Ale do siebie pisali i dzwonili. Rozmawiali po kilka godzin dziennie. A po siedmiu tygodniach, gdy Zuzana uczestniczyła w konkursie pianistycznym w Londynie, Mikołaj nieoczekiwanie do niej przyleciał.

- Byłam tak szczęśliwa, tak dobrze grałam, że zdobyłam pierwszą nagrodę - śmieje się Zuzana šimurdova.
A potem polecieli do Ostrawy, by Mikołaj mógł poznać jej rodzinę, i do Edmonton, by Zuzana poznała jego najbliższych. Niejako "przy okazji" zdała egzaminy na uniwersytet w Montrealu. Została przyjęta. Już wiedzieli, czego chcą.

- To było piękne lato - opowiada Mikołaj. - Do głowy nam nie przyszło, jak wielkie nas czekają kłopoty. Gdy jesienią Zuzana poleciała do Warszawy, na Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina, okazało się, że już do Kanady nie może wrócić. Władze imigracyjne nie uwierzyły w naszą "love story".

- Składałam podanie za podaniem, ich rozpatrywanie trwało w nieskończoność - opowiada Zuzana. - Mijały miesiące, a my usychaliśmy z tęsknoty.

Ich przyszłość zależała od urzędników z Ambasady Kanadyjskiej w Wiedniu. To oni decydowali o losach mieszkańców Europy Wschodniej.

- Zbierałem różne załączniki i rekomendacje - relacjonuje Mikołaj. - Zbierałem też pieniądze na podróże do Europy. Tylko w ten sposób mogliśmy się widywać. W walentynki, w lutym 2006 roku, przekazałem urzędnikom w Wiedniu kolejne podanie. Obwiązałem je czerwoną wstążeczką. Ale to też nie zrobiło na nich wrażenia.

Zuzana wyjawia, że Mikołaj był tak zdesperowany, iż gotów był zrezygnować ze studiów w Montrealu i przeprowadzić się do Czech lub Polski. I wtedy, nieoczekiwanie, zadzwonił telefon. Od jej wyjazdu z Kanady mijało półtora roku, był grudzień 2006 roku.

Akurat pędziła do Konserwatorium Muzycznego w Opawie, gdzie była nauczycielką, gdy jakiś głos w słuchawce powiadamiał ją, że może ruszać do Kanady. Ale pod jednym warunkiem: Musi przekroczyć granicę w ciągu dwóch tygodni, bo inaczej stracą ważność badania medyczne, niezbędne przy takim wyjeździe. Prawie zemdlała z wrażenia.
- Rzuciłam pracę, ucałowałam rodzinę i poleciałam do Montrealu - mówi.

Ponownie zdała na tamtejszy uniwersytet, zrobiła dyplom. A Mikołaj - wymarzony doktorat z Szymanowskiego. Jego praca tak się spodobała, że dostał kolejne prestiżowe stypendium, tym razem z Fundacji Towarzystwa Kultury w Quebec.

A potem koncertowali solo i w duecie, zwiedzili kawał świata. Grali w Kanadzie, USA, Polsce, Austrii i we Włoszech. Zdobywali nagrody. Żyli szczęśliwie.

Jak matematyka

Mikołaj mówi, że muzyka jest jak matematyka. Ale matematyka na wyższym poziomie abstrakcji, gdy już stanowi sztukę.

- Muzyka to suma przeżyć kompozytorów, zapisany przez nich kod. Jeśli chcemy ją właściwie odczytać, to musimy sięgnąć głębiej, aż do duszy. Znaleźć klucz. Sam kod nie wystarczy.
On szukał tego klucza od dziecka. Najpierw skrzypce, potem fortepian. I podsłuchiwanie ptaków. Zanim poszedł do szkoły muzycznej, chciał zostać ornitologiem. Albo kolarzem. Ale w wieku 15 lat zostawił ptaki i rower, poświęcił się muzyce.

Według Zuzany, która chciała zostać pianistką już w przedszkolu, najbardziej fascynujący jest Fryderyk Chopin, wciąż go odkrywa na nowo. Mikołaj zachwyca się ostatnio Janem Sebastianem Bachem, w którego perfekcyjnej muzyce dopatruje się elementu spirytualnego.

Dwa wesela i koncert

Pobrali się dwa lata temu, w… skansenie Fort Edmonton, w sercu kanadyjskiej Alberty, gdzie czas się zatrzymał 150 lat temu.

- Jechaliśmy koleją parową, odbyliśmy podróż przez cztery epoki - opowiadają. - Ślub wzięliśmy w małym drewnianym kościółku. Było przepięknie i bardzo wzruszająco.

W uroczystości nie mogła jednak uczestniczyć czeska rodzina Zuzany. Dlatego postanowili wesele powtórzyć, tym razem zorganizują je w zamku Poruba, z 1573 roku, na obrzeżach Ostrawy. To już za parę dni. Pojadą tam prosto z Polski, razem z rodzicami Mikołaja, którzy specjalnie przylecieli z Kanady.

- Specjalnie na wesele?
- Na wesele i na nasze koncerty, bardzo nas wspierają.
Siedzimy w foyer Salonu Gdańskiego Polskiej Filharmonii Bałtyckiej, z widokiem na gdańskie zabytki po drugiej stronie rzeki. Niebawem šimurdova i Warszyński zaprezentują tu "Tańce słowiańskie", op. 46, Antonina Dvoraka, i "Tańce hiszpańskie", op. 65, Maurycego Moszkowskiego, w ramach cyklu "Chopin nad wodami Motławy".

- Chopin też będzie?
- Tak, od niego Mikołaj występ rozpocznie. To będzie jego przywitanie z miastem, w którym się urodził. A potem zagramy w duecie.
- Jak się gra na cztery ręce?
- Intuicyjnie. Z wielką przyjemnością. Na luzie.
- Miłość pomaga?
- Tak! Wyczuwamy się wzajemnie, wspieramy, dzielimy emocje. Wiemy, kiedy trzeba lirycznie, a kiedy dramatycznie. Z kimś obcym tak nie wychodzi.

Mówią, że ten koncert w Gdańsku to jedno z ich największych marzeń. Uczestniczyli w tylu festiwalach i konkursach, grali w tylu prestiżowych salach na różnych kontynentach (a ostatnio nawet pod pomnikiem Fryderyka Chopina w Łazienkach Królewskich w Warszawie), lecz nad Motławą jakoś do tej pory nie mieli okazji.
- Wyjechałem z Gdańska jako dziecko, ale nadal jest to moje miasto - tłumaczy Mikołaj. - Mam w Gdańsku krewnych i przyjaciół, w Pruszczu Gdańskim mieszkają moi dziadkowie. Wszyscy bardzo na nasz przyjazd i na nasz występ czekali.

Pączki po koreańsku

Trzeba przyznać, że od czasu gdy zostali profesorami klasy fortepianu na Uniwersytecie Katolickim w Daegu w Korei Południowej, rodzinę widują rzadziej. Ale cieszą się, że tę pracę dostali. Co ciekawe, złożyli aplikacje niezależnie od siebie i pojęcia nie mieli, że… stanowią dla siebie konkurencję. To się okazało, gdy do Mikołaja zadzwoniła przedstawicielka uczelni z informacją, że to jego wybrali. Pojęcia nie miała, że Zuzana šimurdova jest jego żoną. I obiecała, że dla niej też posada się znajdzie.

- Gdzie właściwie jest wasz dom?
- Ostatnio, w Korei. Ale tak naprawdę to cały świat jest naszym domem. Żyjemy na walizkach. Lecimy tam, gdzie chcą słuchać naszych koncertów.
- Fortepian leci z wami?
- Nie, nasz kanadyjski fortepian musieliśmy sprzedać. W Korei mamy jednak dwa ogromne studia, z dwoma fortepianami. Tam ćwiczymy. To tylko parę minut od naszego mieszkania. Ono jest zbyt małe, by zmieścić choć jeden instrument.

Ale nie narzekają. Ani na warunki lokalowe, ani na koreańskich studentów, którzy są bardzo sprawni technicznie, ale nie czują Chopina tak jak oni. Boją się emocji. Takich rzeczy trudno nauczyć, choć profesorowie się starają, usiłują znaleźć klucz.

Niestety, Koreańczycy z Daegu kiepsko znają angielski. Trzeba rozmawiać na migi. Kiedyś Zuzana zachorowała, miała silny kaszel. Ale jak Mikołaj miał to wytłumaczyć pani w aptece? Wymyślili, że nagrają kaszlącą Zuzanę na iPodzie. Podziałało! Leki zostały zapisane.

W Daegu najbardziej tęsknią za bliskimi i za słowiańską kuchnią. Ta koreańska niezupełnie im odpowiada.
- Kiedyś zobaczyłam pączki - opowiada Zuzana. - Bardzo się ucieszyłam. Ugryzłam i zamarłam. Zamiast słodkiego nadzienia, w środku była sałatka z ziemniaków…

Myśleli, że może w Seulu znajdą jakiś sklep z polskimi specjałami. Ale nie znaleźli. Jedzą więc przeważnie ryż albo jakiś śródziemnomorski specjał we włoskiej knajpie. Tęsknią za pierogami. Dlatego po przylocie do Polski natychmiast zamawiają ruskie.

A w Gdańsku gnają nad morze, posłuchać szumu fal. Twierdzą, że to najpiękniejszy koncert.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki