Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michael Ansley - były gracz NBA uczy dzieci [SYLWETKA]

Paweł Durkiewicz
www.2takty.com
Kiedyś był wielką nadzieją Orlando Magic, dziś mieszka w Warszawie i jest trenerem grup młodzieżowych w klubie Przyszłość Zielonka.

17 stycznia Ansley był gościem honorowym na meczu Euroligi, w którym jego była drużyna - Unicaja Malaga - podejmowała Fenerbahce Stambuł. Wizycie 47-letniego obecnie amerykańskiego koszykarza towarzyszyło wielkie poruszenie - kamery telewizyjne i dziennikarze z całej Hiszpanii, spotkania w szkołach oraz tysiące kibiców proszących o autograf lub wspólne zdjęcie. Nic dziwnego - mile wspominany w Andaluzji "Big Mike" w latach 90. był największą gwiazdą tamtejszej drużyny, zaliczającej się do czołówki hiszpańskiej ekstraklasy.

Pochodzący z Alabamy Ansley (202 cm wzrostu) zaczął swoją profesjonalną karierę w 1989 roku, gdy w corocznym drafcie NBA, czyli werbunku młodych graczy po studiach, został wybrany przez nowo powstały klub Orlando Magic. Mimo całkiem udanego debiutanckiego sezonu przygodę z najlepszą ligą świata zakończył po trzech sezonach. Łącznie w 149 meczach (Magic, Philadelphia 76ers, Charlotte Hornets) uzbierał 1026 "oczek".

Wobec braku perspektyw w NBA Ansley w 1992 roku postanowił grać w Europie. Największe sukcesy osiągał w Maladze, a występował także w Izraelu i Turcji. W styczniu 2001 roku podjął decyzję, która odmieniła jego życie. Po rozstaniu z hiszpańskim CB Ourense związał się z nieznanym jeszcze w Europie Prokomem Trefl Sopot.

Po przyjeździe do Trójmiasta koszykarz szybko zaaklimatyzował się w nowym otoczeniu, nawet mimo srogiej zimy.

- Pierwszym wrażeniem był szok, ale… bardzo pozytywny. Na miejscu okazało się, że jest lepiej niż myślałem. Ładna okolica, sympatyczni ludzie i dużo pięknych kobiet - wspomina "Big Mike". - Co drugi dzień miałem jakąś przygodę z racji bariery językowej. W końcu uzbroiłem się w słownik, który ważył chyba z kilogram, ale to i tak niewiele pomogło. Do dziś pamiętam też, jak pod drzwi mojego domu nad morzem przyszły dziki. Możecie wyobrazić sobie zdziwienie Amerykanina, który wychodząc na trening, widzi pod nogami takie stwory - śmieje się Ansley.

W Sopocie potężny skrzydłowy spędził dwa sezony. Potem na rok wrócił do swojej ojczyzny i wydawało się, że zakończył już swoją bogatą karierę. Postanowił jednak wrócić. Do Polski. Na dobre.

Zupełnie nieoczekiwanie Ansley podpisał kontrakt z Wisłą Kraków. - Najpierw nie chciałem słyszeć o Polsce, a potem interesowały mnie już oferty wyłącznie z waszego kraju. Akurat do Krakowa przekonał mnie trener Mariusz Karol, którego także znałem z czasów gry w Treflu. No i swoje zrobił też fakt, że jest to miasto, w którym można wyjątkowo przyjemnie spędzić czas - uśmiecha się.

W czasie dwuletniego pobytu w Krakowie Ansley przeżywał drugą młodość, a w sezonie 2004/2005 został nawet królem strzelców polskiej ligi! Mimo blisko 40 lat na karku nie narzekał na brak atrakcyjnych ofert. Dzięki temu, grając w koszykówkę, mógł zwiedzić niemal pół Polski. Po odejściu z Wisły grał w jeszcze w Zgorzelcu, Ostrowie Wielkopolskim, Kwidzynie, Warszawie i Inowrocławiu. Karierę zakończył w 2009 roku, mając 42 lata.

- W Polsce polubiłem wszystko - domowe jedzenie, przywiązanie do rodzinnych tradycji, a w końcu poznałem swoją przyszłą żonę. Nie dziwcie się więc, że zostałem tu na zawsze - mówi.

Dziś "Big Mike" mieszka w Warszawie i wciąż zajmuje się koszykówką, choć w nieco innej roli. Jest trenerem III-ligowego klubu UKS Przyszłość Zielonka. W ramach inicjatywy Big Mike Academy szkoli głównie dzieci i młodzież. Prowadzi treningi, organizuje też obozy.

- To przecież skandal, że z tak dużego kraju tylko jeden Marcin Gortat gra dziś w NBA. Polskę stać na więcej! Ja naszej młodzieży w trakcie zajęć Big Mike Academy - oprócz podstaw czysto koszykarskich - staram się też zaszczepić amerykańską psychikę. Nie chodzi o to, by tylko pograć sobie dla przyjemności. Chodzi o twardość, która pozwala być zwycięzcą - ocenia były gracz NBA.

Amerykanin krytykuje też otwarcie regulacje polskiej ligi, wymagające od trenerów grę przynajmniej dwoma polskimi koszykarzami przez cały mecz.

- Dorosłym też nie pomagacie. Jestem bardzo przeciwny przepisom PLK faworyzującym Polaków na boisku. Wielu graczy myśli, że nie musi się już doskonalić, skoro miejsce w drużynie ma zagwarantowane do końca kariery - zauważa.

A co sądzi o obecnych zespołach Trefla Sopot i Asseco Gdynia? - Trójmiasto cały czas jest silne, choć sytuacja obu klubów jest różna - dodaje. - Asseco miało kilka lat chwały, teraz jest na etapie przebudowy, ale coś mi mówi, że bardzo szybko wrócą na szczyt. Trefl z kolei bardzo się stara, ma wokół klubu wartościowych ludzi, ale chyba już za długo nie jest w stanie niczego konkretnego wygrać. Życzyłbym mistrzostwa fantastycznym kibicom z Sopotu, ale w tym sezonie złotego medalu raczej nie będą świętować.

Szukasz więcej sportowych emocji?

POLUB NAS NA FACEBOOKU!">POLUB NAS NA FACEBOOKU!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki