Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Trojanowicz - gdańszczanin, który chciał zbudować model samolotu Lublin R-XIII

Marek Adamkowicz
Najbardziej wartościowe są dla Marka Trojanowicza te zdjęcia, na których widać konstrukcję Lublina
Najbardziej wartościowe są dla Marka Trojanowicza te zdjęcia, na których widać konstrukcję Lublina Ze zbiorów Marka Trojanowicza
Marek Trojanowicz chciał zbudować model samolotu Lublin R-XIII. Zamiast tego wyszła mu... książka. Na lekturę musimy jednak jeszcze trochę poczekać. Dlaczego?

Polacy mieli przed wojną dwie wielkie fascynacje: morze i awiację. Z tej pierwszej zrodziła się Gdynia i marzenia o własnych koloniach, druga przyniosła zainteresowanie podbojem przestworzy. W ślad za tym projektowano coraz to nowe modele samolotów - od wojskowych, po turystyczne. Wśród nich był Lublin R-XIII, jedna z najpopularniejszych maszyn lat 30. Mimo że budowano go masowo, to szczegóły konstrukcyjne do niedawna skrywała mgła tajemnicy. Na szczęście maszynę - niemal do ostatniej śrubki - przebadał gdańszczanin Marek Trojanowicz.

Wiedzieć więcej

- Badaniem losów Lublina zająłem się przypadkowo - przyznaje pan Marek. - Zaczęło się od tego, że postanowiłem wrócić do modelarskiej pasji z dzieciństwa i zbudować taką właśnie maszynę. Do tego jednak potrzebowałem szczegółowych informacji. U modelarzy to normalna praktyka.

Szybko się okazało, że dostępne opracowania na temat Lublina są słabe, bardzo ogólne. W tej sytuacji wybór był prosty: można było zaniechać budowy modelu albo szukać informacji na własną rękę. Marek Trojanowicz wybrał to drugie, a determinacji, z jaką się za to zabrał, można mu jedynie pozazdrościć.
- Dane dotyczące Lublinów są porozrzucane w różnych, wydawać się może przypadkowych, miejscach - opowiada pasjonat. - Odnajdywałem je w prasie, w Archiwum Państwowym w Lublinie czy w londyńskim Instytucie Sikorskiego, gdzie zresztą specjalnie pojechałem.

Jedna informacja przynosiła kolejną, mnożyły się tropy, chociaż niektóre okazywały się fałszywe. Tak było chociażby z poszukiwaniami w Muzeum RAF-u, gdzie wprawdzie nie udało się nic znaleźć, można się za to było przekonać, jak bardzo polskie muzea i archiwa różnią się od zachodnich. Tam nie ma problemów z dotarciem do materiałów, natomiast u nas osoby spoza świata naukowego są skazane na przebijanie się przez mur nieufności i biurokracji...

Marek Trojanowicz przyznaje, że napływ informacji paradoksalnie nie znalazł przełożenia na postępy przy budowie modelu samolotu. Po drodze pojawiły się bowiem względy rodzinne.

- Urodził mi się syn i musiałem zarzucić plany modelarskie - wspomina hobbysta. - Z drugiej jednak strony miałem tak dużo materiału, że szkoda było go zmarnować. Dlatego zabrałem się za jego porządkowanie i pisanie książki "Samolot Lublin R-XIII z historią w tle".

Autor zaznacza, że nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Z wykształcenia jest informatykiem, absolwentem Politechniki Gdańskiej, a humanistyka, jak mówi, to nie jego bajka. Mimo to postanowił się zmierzyć z tematem. W efekcie nie tylko powstała książka o Lublinie R-XIII, lecz także pojawiła się możliwość pisania rozprawy doktorskiej. Z taką propozycją wystąpił prof. Andrzej Olejko z Uniwersytetu Rzeszowskiego, notabene znawca dziejów Morskiego Dywizjonu Lotniczego w Pucku.

Skrzydlate eksperymenty

Tematem dysertacji jest "Polskie lotnictwo towarzyszące w latach 1933-1939". Zagadnienie, rzec można, pionierskie, choć skromne przyczynki do niego już są.
- Zająłem się tak zwanymi samolotami towarzyszącymi przez wzgląd na Lublina R-XIII - wyjaśnia pan Marek. - Oprócz tej maszyny opisuję również takie konstrukcje jak RWD-14 Czapla czy LWS-3 Mewa.

Koncepcja samolotów towarzyszących zrodziła się z doświadczeń I wojny światowej. Tego rodzaju maszyny miały służyć do działań rozpoznawczych i łącznikowych, współpracując ściśle z jednostkami lądowymi. Ich generalną cechą była łatwość startu i lądowania w przygodnym terenie, nie wytrzymywały jednak konfrontacji z szybszymi i lepiej uzbrojonymi myśliwcami. Chociaż…
- Zdarzało się w trakcie kampanii wrześniowej, że dla niemieckich myśliwców samoloty w rodzaju Lublina R-XIII okazywały się… za wolne - opowiada gdańszczanin. - Zanim myśliwiec zdążył puścić do niego serię, był już daleko przed nim. Znam relacje naszych pilotów, którym w taki sposób udało się uniknąć zestrzelenia.

Dzisiaj być może brzmi to humorystycznie, ale we wrześniu 1939 r. naszym lotnikom z pewnością nie było do śmiechu. Potwierdzają to zdjęcia z wojny obronnej. Widać na nich zniszczone polskie maszyny, nierzadko bez szachownicy wyciętej przez Niemców. Te ponure obrazy mają duże znaczenie dla osób, próbujących odtworzyć konstrukcję maszyn, a to dlatego, że można na nich dostrzec elementy, które normalnie były zasłonięte płótnem czy blachą.

Każda śrubka to historia

Kiedy ogląda się zebrane przez Marka Trojanowicza materiały, trudno się oprzeć wrażeniu, że zna on każdy detal "trzynastki". Jeśli jakiejś części nie udało mu się odnaleźć, to przynajmniej dotarł do jej planów. Przykładowo w Hiszpanii w Museo del Aire pan Marek natrafił na zachowany karabin maszynowy Vickers F, jaki był używany w Lublinach. Zdjęcia stosowanych w wodnosamolotach pływaków produkowanych w zakładach PZL na licencji firmy Short Brothers były w branżowym piśmie "Flight" wydawanym do dnia dzisiejszego, a plany montowanej w płatowcach radiostacji RKL/D - znalazły się w Centralnej Bibliotece Wojskowej w Warszawie.
- Z kolei w Instytucie Sikorskiego w Londynie natknąć się można na parę wspomnień pilotów - dodaje badacz. - Te są najbardziej cenne, bo zawierają przekaz praktycznie z pierwszej ręki.

Recepta na sukces jest tutaj prosta: szukać, szukać i jeszcze raz szukać. Inaczej przecież nie udałoby się odnaleźć przedwojennego wzornika kolorów. Tymczasem tego rodzaju rarytas zachował się w jednej piwnic. Wiadomo stąd, jakich farb używano do malowania Lublina.
- Poszczególne elementy samolotu zrekonstruowałem w technologii 3D - opowiada autor. - Duża rozdzielczość pozwala zobaczyć w zasadzie każdą śrubkę. Ikonografia to, moim zdaniem, mocna strona książki.

Tyle że wcale nie gorzej jest z treścią.
- Nie chciałem, żeby moja praca była wyłącznie sumą danych konstrukcyjnych - zaznacza pasjonat. - Owszem, jest ich sporo, jednak przede wszystkim chciałem stworzyć taką opowieść o Lublinie, która zaciekawi również laików.
Książka o Lublinie jest już prawie gotowa. Brakuje ostatnich fragmentów. Kiedy więc będziemy mogli się nią cieszyć? Marek Trojanowicz ma nadzieję, że stanie się to niebawem.

Osoby, które chciałyby się podzielić informacjami na temat Lublina R-XIII, mogą się kontaktować mailowo, pisząc na adres: [email protected].

Lublin R-XIII - od powstania do klęski wrześniowej

Samolot zaprojektował inż. Jerzy Rudlicki w 1931 r. Produkcję seryjną rozpoczęto 17 września 1931 r. Pierwszy Lublin R-XIIIA wszedł do służby 7 czerwca 1932 r. Wszystkie samoloty z serii A w liczbie 50 sztuk zostały zmodyfikowane i otrzymały oznaczenie R-XIIIB. Następnie opracowano wersje ulepszone aerodynamicznie C i D. W 1934 r. opracowano wersję z pływakami dla Marynarki Wojennej, oznaczaną R-XIIIter. Posiadała ona nieco zwiększone wymiary oraz gorsze osiągi. Kolejna wersja R-XIIIE miała wzmocniony płat i 4 wyrzutniki bombowe, jednak nie została skierowana do produkcji seryjnej. Ostatnią wersją była wersja R-XIIIF produkowana od 1934 r. Łącznie wyprodukowano 273 samoloty wszystkich wersji. Dwumiejscowy górnopłat zastrzałowy (parasol) z podwoziem stałym o konstrukcji mieszanej. Kadłub spawany z rur stalowych, kryty płótnem oraz (z przodu i od góry) blachą duralową. Płat dwudzielny, dwudźwigarowy, drewniany, kryty płótnem, wsparty na piramidce i zastrzałach. Lotki ze skrzydełkami odciążającymi. Usterzenie spawane z rur, kryte płótnem. Masa silnika: Skoda - 250 kg, Gnome-Rhome - 280 kg. Morski Dywizjon Lotniczy Marynarki Wojennej używał R-XIIIter w wersji z pływakami (wodnosamolot) o masie własnej 998 kg. W 1939 r. w jednostkach było 150 samolotów R-XIII, w tym 50 w wersjach R-XIIID i R-XIIIC w jednostkach bojowych, 30 sztuk w szkolnictwie, 30 sztuk w rezerwie i około 40 sztuk w remontach. Samoloty trafiły do 16, 26, 36, 43, 46, 56 i 66 eskadry obserwacyjnej. W czasie walk 40 samolotów uległo zniszczeniu, a 10 udało się ewakuować do Rumunii. Jeden R-XIII wylądował w ZSRR, jeden na Węgrzech i jeden na Słowacji. (źródło: Wikipedia)

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki