Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Magnus Zetterstroem: Żużel się nie zmienia, tylko świat [ROZMOWA]

Krzysztof Michalski
Krzysztof Michalski
Pożegnanie Magnusa Zetterstroema
Pożegnanie Magnusa Zetterstroema Fot. Karolina Misztal
Magnus Zetterstroem specjalnie dla „Dziennika Bałtyckiego” opowiada o tym, co robi po zakończeniu kariery, a także uchyla rąbka tajemnicy o swoim życiu prywatnym.

Pamiętasz, kiedy ostatnio w lutym czy marcu nie musiałeś szykować się do wyjazdu na tor?
Nie pamiętam (śmiech). Przez 20-25 lat każdego roku robiłem to samo, ciężko pracowałem zimą by przygotować się do sezonu. Teraz jest inaczej i czuję się... specyficznie. Dla mnie to jest jak nowe życie, ale jestem szczęśliwy.

Co zatem teraz robisz?
Pracuję dla jednego z koncernów samochodowych. Zajmuję się sprzedażą samochodów dla firm. Uwielbiam tę pracę. Mogę spotkać mnóstwo ludzi i współpracować z wieloma firmami.

Nie tęsknisz za żużlem?
Tęsknię za moimi przyjaciółmi i za samym ściganiem się. Nie tęsknię jednak za całą ciężką pracą, którą trzeba było wykonywać. Treningi, podróże, nocowanie w hotelach... Teraz mogę wrócić do domu i spać w moim własnym łóżku.

Myślisz, że wrócisz kiedyś do żużla w roli trenera lub kogoś innego?
W tej chwili nie chcę myśleć o żużlu, chcę trochę odpocząć i cieszyć się normalnym życiem. Żużel wciąż jest jednak moją pasją i chciałbym pomagać młodym zawodnikom, bo wiem jak wiele pracy trzeba włożyć w to, by zostać dobrym żużlowcem. Jeśli więc nadarzy się taka okazja, być może w przyszłości będę chciał pracować z młodymi zawodnikami.

Zdecydowałeś się zakończyć karierę, gdy wciąż byłeś w dobrej formie. Dlaczego?
Mówi się, że jeśli jesteś dobrym sportowcem, to powinieneś kończyć karierę, gdy jesteś na szczycie. Gdyby chodziło tylko o jeżdżenie na motocyklu, to chciałbym kontynuować karierę, ale żużel nie jest tak prosty. Musisz się przygotować i ciężko trenować, a ja poczułem, że straciłem chęć do tego. Jestem szczęśliwy, że skończyłem karierę będąc w dobrej formie. Myślę, że podjąłem dobrą decyzję.

Jesteś zadowolony ze swojej kariery?
Człowiek nigdy nie jest w pełni zadowolony. Myślę, że moja kariera była w porządku. Miałem szczęście wiele lat jeździć w Polsce, Anglii czy Szwecji. Byłem mistrzem Europy, mistrzem Szwecji, z reprezentacją zająłem trzecie miejsce w drużynowych mistrzostwach świata, zająłem czwarte miejsce w Grand Prix w Pradze... Oczywiście zawsze mogło być lepiej, mogłem choćby znaleźć się na podium Grand Prix i bardzo żałuję, że nigdy mi się nie udało. Nie chodzi jednak o to, żeby patrzeć w przeszłość i rozmyślać nad swoją karierą. Moja przygoda z żużlem była bardzo długa i owocna, nie każdy może się tym pochwalić.

Co uważasz za swój największy sukces?
Wygraną w kwalifikacjach do Grand Prix w Coventry w 2009 roku. Pokonałem wtedy Chrisa Holdera i Jarosława Hampela.

A coś czego najmocniej żałujesz?
Są różne drobne rzeczy, które bym zmienił... Wspomniałem o czwartym miejscu w GP w Pradze. Miałem wówczas do wyboru tor 3 i 4. Wybrałem tor 4, który był najgorszy. Może gdybym wybrał tor 3, skończyłbym zawody na podium?

Spędziłeś wiele lat w Gdańsku. Masz jakieś specjalne wspomnienie związane z Wybrzeżem?
Najpiękniejszym momentem był awans do ekstraligi w 2008 roku. To był bardzo dobry sezon, a na koniec pojechaliśmy do Rzeszowa i wywalczyliśmy ten awans w meczu wyjazdowym, przywracając klubowi miejsce w elicie. Bycie kapitanem zespołu i dołożenie cegiełki do tego osiągnięcia... To było coś specjalnego.

Nieczęsto się zdarza, żeby jeden żużlowiec spędził tyle lat w jednym klubie. Dlaczego tak długo jeździłeś w Wybrzeżu?
Złożyły się na to trzy elementy. Po pierwsze, klub, który zawsze bardzo dobrze mnie traktował. Po drugie, kibice, którzy wręcz mnie kochali. Po trzecie, miasto, które kocham i jest dla mnie jak drugi dom.

Co myślisz o zespole Wybrzeża na sezon 2017?
Wyglądają na bardzo silnych i wierzę, że osiągną sukces. Jest wielu dobrych zawodników, nowy trener i wygląda to bardzo interesująco. Jeśli wszyscy będą zdrowi to myślę, że mają wielkie szanse na awans. Bez wątpienia mieszczą się w czołowej trójce I ligi.

Będzie można czasem spotkać Cię na stadionie?
Mam nadzieję, że tak. Nadal mam tutaj dom, przyjeżdżam z rodziną, chodzimy na zakupy, na plażę czy na spacery po centrum. Jeśli będziemy mieli okazję, to wybierzemy się również na mecz. Może czasem klub mnie zaprosi, więc myślę, że będzie mnie można zobaczyć na stadionie.

Twoja rodzina pewnie cieszy się, że skończyłeś karierę?
Na pewno są szczęśliwi, ale dla nich to też jest w pewnym sensie nowe życie. Moje dzieci nigdy nie widziały mnie mającego „normalną” pracę. Teraz jest inaczej. Może uda nam się wspólnie wyjechać latem na wakacje, na co nigdy nie mieliśmy okazji. Spędzaliśmy razem 3-4 dni, po czym jechałem gdzieś na mecz, wracałem na 1-2 dni i jechałem znowu. Teraz nie jest oczywiście tak, że siedzę w domu i liczę pieniądze. Jestem normalnym, pracującym facetem. Mogę jednak po pracy wrócić do domu, zjeść obiad z rodziną, pójść czasem na trening dzieci.

Twój syn trenuje piłkę nożną. Jakiś czas temu był na treningach Lechii Gdańsk. Co dzieje się z nim teraz?
Podpisał kontrakt z klubem Assyriska FF występującym na trzecim poziomie rozgrywkowym w Szwecji. Wciąż chodzi do szkoły i trenuje w akademii piłkarskiej. Jego klub ma siedzibę w mieście Sodertalje, oddalonym o ponad 80 km od naszego domu, dojazd na trening zajmuje więc blisko godzinę.

Dlaczego wybrał piłkę nożną? Nie próbowałeś przekonać go do żużla?
Gdyby miał taką możliwość, pewnie wybrałby żużel. Ten sport zawsze go fascynował i miał ochotę iść w tę stronę. Mnie prawie nigdy nie było jednak w domu i nie było czasu na to, żeby ktoś go uczył jeździć. Powtarzałem mu zawsze, że gdy ja zakończę karierę, wtedy on będzie mógł zabrać się za żużel. A więc kto wie, może teraz rzuci piłkę i zajmie się speedway’em (śmiech). Tak poważnie, to jestem szczęśliwy, że trenuje piłkę. Żużel jest niebezpieczny. Jako ojciec byłbym bardzo zdenerwowany oglądając mojego syna na torze. Wypaliłbym pewnie ze dwie paczki papierosów podczas meczu (śmiech).

A czym zajmuje się Twoja córka?
Trenuje łyżwiarstwo figurowe. Bardzo dużo trenuje, ma 10 treningów w tygodniu. To bardzo trudny sport. Te wszystkie skoki, piruety, akrobacje... Nie jest to popularna dyscyplina, ale naprawdę ciężka. To tak jakby tańczyć na lodzie.

Pierwszego kwietnia w Gdańsku odbędzie się Zorro’s Final Show, Twój turniej pożegnalny. Kto wpadł na pomysł tych zawodów?
Miałem już wcześniej pożegnanie w Szwecji, które było wielkim sukcesem. Przyszło dużo ludzi, zjawili się dobrzy zawodnicy. Jeśli chodzi o Gdańsk, to nie ja wpadłem na pomysł tej imprezy, tylko inni. Myślę, że klub, kibice i Maciej Polny chcieli zrobić coś w stylu pożegnania i podziękowania. Jestem bardzo szczęśliwy, że chcą zrobić coś takiego dla mnie.

Czy to prawda, że zjawi się Tony Rickardsson?
Wciąż rozmawiam z Tony’m. Jeździł na moim pożegnaniu w Szwecji i wiem, że pojawiły się informacje, że będzie także w Gdańsku. Na tę chwilę nie mogę jednak powiedzieć ani tak, ani nie. Niedługo ogłosimy, kto się pojawi. Będzie kilku bardzo, bardzo dobrych żużlowców. Będą zawodnicy z ekstraligi, a także moi przyjaciele ze starych czasów. Myślę, że będzie fajnie.

Twoim zdaniem żużlowcy jeżdżą w Polsce tylko z powodu pieniędzy, czy chodzi o coś więcej?
Mam nadzieję, że nie chodzi tylko o pieniądze. Polska liga jest jedną z najsilniejszych, z mnóstwem kibiców i świetną atmosferą. Dodatkowo łatwo się tu dostać, czy to samolotem, czy to promem. Dla mnie nie chodziło tylko o pieniądze, ale też o ludzi, których poznałem.

Kiedy patrzysz na żużel teraz i w momencie, gdy zaczynałeś startować, zauważasz sporo zmian?
Myślę, że sport pozostał taki sam, ale świat się zmienił. Kiedy zaczynałem jeździć w Polsce, to czułem się jak gwiazda rocka. Ludzie zatrzymywali mnie na mieście, chcieli sobie zrobić zdjęcie albo wziąć autograf. Na stadionach było mnóstwo ludzi, 20-30 tysięcy. Dzisiaj ludzie mają żużel na co dzień w telewizji i internecie, przez cały tydzień. To sprawia, że żużel traci swoją wyjątkowość. Poza tym kiedyś w niedzielę w Polsce ludzie szli do kościoła, a potem na mecz żużlowy. Dzisiaj w niedzielę idziesz do kościoła, a potem możesz pójść do galerii, kina, teatru... Życie się zmieniło.

Żużel ma sporo problemów, wiele klubów ma kłopoty finansowe. Co myślisz o przyszłości tego sportu?
To prawda, że wiele klubów ma problemy z pieniędzmi. Dziś mniej ludzi przychodzi na stadiony. Poza tym gdy ludzie idą dzisiaj na stadion to chcą czegoś ekstra, nie tylko tych czterech gości jeżdżących w kółko. Mam nadzieję, że żużel wciąż może się rozwijać, ale nie wiem jak do tego doprowadzić. Może trzeba trochę zejść z kosztami. Dzisiaj wszyscy mamy wielkie vany, mechaników, kilka motocykli... Kiedyś klub miał może 10 motocykli, a żużlowcy przyjeżdżali na stadion i ich używali. Żużel na pewno czeka ciężka przyszłość.

Gdybyś miał zachęcić młodego człowieka do żużla, co byś mu powiedział?
Powiedziałbym mu, że jest to sport dla gladiatorów. Nie mamy hamulców w motocyklach, jeździmy bardzo szybko, funkcjonujemy na wysokim poziomie adrenaliny. Mamy minutę, a potem na stadionie pojawia się czterech nowych gladiatorów. Żużel to akcja i zabawa. Myślę, że w porównaniu do innych sportów motorowych w żużlu świetne jest to, że możesz widzieć cały stadion i zebranych na nim ludzi, poczuć atmosferę święta. To jest wyjątkowa rzecz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki