Uroczystościom pogrzebowym w kościele św. Wawrzyńca przewodniczył ks. abp Sławoj Leszek Głódź, metropolita gdański, po czym kondukt żałobny udał się na pobliski cmentarz, gdzie ciało zmarłego spoczęło w rodzinnym grobowcu.
- Księga życia księdza Krzysztofa zawiera jedynie 39 stron - mówił w homilii kapłan. - Tu, w Luzinie zbierał pierwsze szlify kapłańskie. Mówi się, że pierwsza parafia jest dla księdza jak pierwsza miłość: zawsze się ją pamięta. I tak było: ksiądz Krzysztof często tu przyjeżdżał w późniejszych latach, bo i tu pracował, i tu osiadła jego rodzina. Jak napisał święty Paweł, "miłość cierpliwa jest, łaskawa, nie pamięta złego", dlatego jesteśmy przekonani, że Pan przyjmie księdza Krzysztofa do swojej chwały.
- Ta wiadomość dotarła do nas w miniony czwartek jak przysłowiowy grom z nieba - mówił jeden z kapłanów, razem służących w parafii św. Krzysztofa w Gdańsku. - Przecież dzień wcześniej odprawialiśmy razem mszę świętą. Nie dowierzałem. Wbiegłem do jego mieszkania i wołałem: "Krzysiu, Krzysiu!". Nie odpowiedział. Wtedy dotarło do mnie, że nie żyje.
Podczas uroczystości wyrazy współczucia składano bliskim zmarłego księdza, szczególnie matce. Kobieta dwa lata temu pochowała męża, a wcześniej zmarł też tragicznie drugi jej syn - został wypchnięty z pociągu.
Zmarły kapłan urodził się co prawda na terenie diecezji szczecińskiej, ale gdy miał siedem lat, jego rodzina przeprowadziła się do Wejherowa i odtąd jego losy były związane z Pomorzem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?