Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łukasz Rusiewicz - bokser nie do powalenia

Patryk Kurkowski
archiwum prywatne
Uchodzi za jednego z najlepszych podróżujących bokserów wagi junior ciężkiej. Walczył z czołowymi pięściarzami w swojej kategorii, sparował z najlepszymi na świecie. Łukasz Rusiewicz, pochodzący ze Starogardu Gdańskiego i tam mieszkający, długo znajdował się w cieniu wypromowanych gwiazd. Dopiero w ostatnich latach - jak sam podkreśla - przebija się gdzieś między wierszami, dociera do szerszego grona. W sobotę czeka go kolejny trudny pojedynek - w Ergo Arenie podczas gali Polsat Boxing Night zmierzy się z Polakiem o nigeryjskich korzeniach Izuagbem Ugonohem.

Stracony talent?

Był jednym z wielu chłopców z jego otoczenia, którzy zapisali się na treningi boksu. Ale jak to zwykle bywa - grupa się systematycznie wykruszała i zostali nieliczni. Rusiewicz od początku zapowiadał się na solidnego pięściarza. Już dwa lata po rozpoczęciu zajęć był mistrzem Polski młodzików. Jego kariera rozwijała się w dobrym kierunku (w 2002 roku zdobył brązowy medal mistrzostw Polski seniorów), ale po upadku bydgoskiej grupy Arena, do której należał, stanął przed życiową decyzją - albo złoży rękawice, albo przejdzie na zawodowstwo.

- Nieco ponad dziesięć lat temu sytuacja w polskim pięściarstwie seniorskim wyglądała słabo. Kluby przyzakładowe się rozpadały. Wiedziałem, że rynek się kurczy i że nie będzie gdzie boksować. Miałem propozycję dołączenia do grupy Olimp z Płocka, ale po pewnym czasie i ona się rozpadła, bo straciła sponsora - powiedział nam 31-letni pięściarz.
Rusiewicz wybrał drugą opcję. Zawodową karierę rozpoczął z przytupem, bo od pięciu wygranych walk z rzędu, co zawdzięcza... znalezieniu sponsora.

- Miałem wówczas sponsora, dzięki czemu na początku swojej kariery mogłem nabijać ranking. Prawda jest taka, że jak masz promotora, to wygrywasz. Nieważne czy przez nokaut, czy na punkty. To on bowiem organizował walki oraz zatrudniał sędziów. Z czasem jednak sponsor się wycofał i miałem do wyboru albo podjęcie się trudniejszych walk, albo zakończenie kariery. Zdecydowałem się na tę pierwszą opcję - dodał bokser.

Starogardzianin znalazł się w trudnym położeniu, ale nie poddał się i coraz więcej czasu spędzał w trasie - walczył bowiem w Czechach, Niemczech, Szwajcarii czy nawet w Luksemburgu. Dorabiał również jako sparingpartner.

Szalone wyzwania

Polak w niecodzienny sposób dostał się do wysokiej ligi w wadze ciężkiej. Pochodzący ze stolicy Kociewia bokser bynajmniej nie zachwycał efektywnością, gdyż nie kroczył od zwycięstwa do zwycięstwa. Wyróżniał się jednak tym, że w przeciwieństwie do innych podejmował szalone wyzwania i był odporny na ciosy. Propozycję walki z Herbim Hide'em, byłym mistrzem świata wagi ciężkiej (wygrał aż 49 z 53 walk!), dysponującym potężnym uderzeniem, przyjął zaledwie kilkadziesiąt godzin przed jej rozpoczęciem! Co więcej, przegrał dopiero na punkty!

- Nie zależy mi na większej promocji, nie robię wokół siebie krzyku - mówi 31-letni bokser

- Podjąłem się tej walki trochę "na wariata". Czułem się wówczas na siłach, bo sparowałem w tamtym czasie z Krzysztofem Włodarczykiem. Myślę, że przegrana z byłym mistrzem świata nie jest wstydem - przyznał 31-letni bokser.

Najgorzej wspomina pojedynek z Niemcem Aleksandrem Frenklem, przegrany jednogłośnie na punkty.

- To była dla mnie naprawdę ciężka walka. Podjąłem się jej bez przygotowania i przegrałem na punkty. W tym przypadku mogę naprawdę powiedzieć, że byłem słabszy od rywala.

Ogółem stoczył 25 walk na zawodowym ringu. Rusiewicz przegrał aż dwanaście z nich, ale tylko jedną po nokaucie (!) - z Enadem Liciną. O niezłomności starogardzianina dobitnie przekonał się mistrz olimpijski z Pekinu Rachim Czakijew. Rosjanin wygrywał swoje konfrontacje w wielkim stylu, nokautując przeciwników. Dopiero nasz pięściarz zdołał mu się postawić i wytrzymał natarcie w obu starciach. 31-letni bokser został nawet sparingpartnerem Czakijewa.

- Przez ostatni rok często jeździłem do niego. To również korzyść dla mnie, bo zdobywam doświadczenie - przyznał.

Wystraszył Kliczkę?

Z jego usług podczas sparingów skorzystał też Władymir Kliczko, który przygotowywał się wtedy do walki z Francuzem Jeanem-Marciem Mormeckiem. Agenci ukraińskiego boksera zgłosili się do Rusiewicza po walce Polaka z Olą Afolabim (kolejny znany bokser, z którym przegrał na punkty).

- Kliczko miał kilku sparingpartnerów. Do pojedynku z nim wyszedłem jako pierwszy. Podniosłem ręce do góry, opuściłem głowę i atakowałem. Wydaje mi się, że wypadłem lepiej niż czarnoskórzy sparingpartnerzy, którzy liczyli tylko na przetrwanie. Ostatecznie ze mnie zrezygnowali. Chyba nie o taki boks im chodziło... - wyznał.

To niejedyna gwiazda światowego formatu, z którą miał okazję sparować. Niedawno starogardzianin ćwiczył z Pablem Hernandezem (mistrz świata federacji IBF w wadze junior ciężkiej), a w przeszłości z Krzysztofem Włodarczykiem czy Mateuszem Masternakiem.

- Jest cholernie niewygodny, treningi z nim dużo mi dały przed walką z Fragomenim - mówił o pięściarzu ze stolicy Kociewia Krzysztof "Diablo" Włodarczyk.

Kolejna walka

W sobotę podczas gali Polsat Boxing Night w gdańsko-sopockiej Ergo Arenie starogardzianin zmierzy się z Izuagbem Ugonohem. To kolejne wielkie wyzwanie, gdyż 26-letni Polak o nigeryjskich korzeniach wygrał wszystkie osiem walk, z czego aż siedem po nokaucie.

- Mój przeciwnik dobrze się zapowiada. Wydaje mi się, że mam szansę na wygraną. Przygotowywałem się odpowiednio do tej walki. Możliwe, że w tym przypadku sporą rolę odegra szczęście - powiedział Rusiewicz, zapewniając, że bez problemów wytrzyma sześć rund.

Snuje plany

31-letni Rusiewicz jest nie tylko zawodnikiem, ale i trenerem (w Starogardzie Gdańskim prowadzi szkółkę bokserską). Na ringu ma zamiar spędzić jeszcze kilka lat. Doświadczony pięściarz snuje nawet pewne plany, o których nie chce jednak mówić głośno. Trzyma je w tajemnicy, chociaż...

- Jakieś światełko na wiosnę widzę, ale nie chcę o tym mówić. Nie chcę po prostu zapeszać. Ostatnimi czasy moja sytuacja się jednak ustabilizowała. Mam za sobą kilka naprawdę dobrych walk - tłumaczył.

Rusiewicz nie zamierza tworzyć wokół siebie medialnego show. On wciąż chce się rozwijać, dlatego szuka okazji do rywalizacji z coraz lepszymi zawodnikami.

- Nie zależy mi na większej promocji, nie robię wokół siebie krzyku. Na topie są inni. Wystarczy spojrzeć w media, by wiedzieć o kim mówię. Gdzieś tam moja osoba się kręci wokół boksu zawodowego, ale nie lubią o mnie mówić. Jestem anonimowy, przebijam się tylko gdzieś między wierszami. Mam jednak luźniejsze podejście do boksu, choć wokół niego kręci się całe moje życie. Z drugiej strony mam do utrzymania rodzinę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki