Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leszek Gierszewski, prezes zarządu Drutex SA: Pracuję u siebie i dbam o swoją wiarygodność [WYWIAD]

Ryszarda Wojciechowska
Leszek Gierszewski, prezes zarządu Drutex SA, TOP Menedżer Pomorza
Leszek Gierszewski, prezes zarządu Drutex SA, TOP Menedżer Pomorza Przemek Świderski
Z Leszkiem Gierszewskim, prezesem zarządu Drutex SA, TOP Menedżerem Pomorza, o początkach w biznesie i budowie wielkiej firmy sprzedającej swoje wyroby na całym świecie, własnych zasadach prowadzenia firmy budujących jej renomę, recepcie na sukces oraz życiu na wysokich obrotach rozmawia Ryszarda WojciechowskaKról okien... lubi Pan to określenie?

To określenie niezbyt dobrze mi się kojarzy. Zresztą, co to znaczy król? Że ktoś ma władzę? Ja wolę stać raczej w drugim szeregu. Stamtąd wszystko lepiej się widzi i wydaje się lepsze dyspozycje. Wystarczy mi, że w branży wyznaczamy standardy i sprzedajemy nasze okna na cały świat. Pochwalę się teraz, ale naprawdę często zdarza mi się usłyszeć od zagranicznych kontrahentów, którzy do nas przyjeżdżają: - Jeszcze w takiej firmie nie byłem.

Dzisiaj Pana historię można oglądać przez... okno. Ale 30 lat temu był pan kapitanem w wojsku, z perspektywą awansu, spokojnego życia.
Do wojska trafiłem przez przypadek. Po pewnym czasie zorientowałem się, że to nie jest miejsce dla mnie. Chociaż mogłem siebie wtedy nazywać szczęściarzem. Przełożeni byli daleko, w Warszawie. A ja w tym małym, słupskim grajdołku z długim urlopem i niezłą pensją. Ale miałem też własne marzenia. Chciałem od życia czegoś więcej. Biznes zawsze mnie ciekawił. Prawdopodobnie smykałkę do niego odziedziczyłem po tacie, który prowadził sklep drogeryjny w Bytowie. Podziwiałem też spryt i przedsiębiorczość mojego wujka.

Łatwo na początku nie było.
Wojsko nie uczy biznesu. Tam się czeka na rozkazy. Na początku, zaczynając biznes, czułem się jak ktoś, kto nie umie pływać, a skoczył na główkę do oceanu. Trzeba było samemu wszystkiego się uczyć. Zacząłem ze wspólnikiem od produkcji doniczek.

I to w Słupsku, gdzie dzierżawił Pan trzy obory i jeden kurnik. Tam rozpoczęła się pierwsza produkcja.
Po doniczkach były siatki ogrodzeniowe i drut. Ale od pierwszego momentu w biznesie trzeba było dużo podróżować, dniami, nocami, a nawet bardziej nocami, bo dnia było szkoda. Na początku jeździłem maluchem po całej Polsce. Maluch był jeszcze długo, nawet wtedy, kiedy już mogłem sobie kupić lepszy samochód. Ale wolałem pieniądze inwestować w firmę. Nigdy zresztą nie marzyłem o jakimś luksusie jak jacht czy samolot. Nie zależało mi, żeby mieć coś na pokaz. Sprzęt musi być sprawny, wygodny, ale to nie jest wizytówka człowieka. Dla mnie zawsze najważniejsza była firma. Ktoś kiedyś zadał mi pytanie, czym dla mnie jest moja firma? Odpowiedziałem, że moją największą miłością. Myślę, że żona i dzieci się nie obrażą.

Skąd pomysł na drut?
Z przypadku. Siedziałem kiedyś w spółdzielni Pomerania, czekając na załatwienie sprawy. I przy drugim biurku z innym pracownikiem rozmawiał jakiś rzemieślnik. Opowiadał, jakie to fajne jest przeciąganie drutu. Jak to się łatwo kręci te metry, kilogramy i złotówki. Kiedy to usłyszałem, zaświtało mi, że w Bytowie był taki pan Kazimierz Zembik, który coś podobnego robił. Kilka godzin później byłem już w jego domu. Ale usłyszałem, że zlikwidował interes. Opowiedział mi jednak, jak to się robi. Chociaż w tamtych czasach była to jeszcze śmieszna, można powiedzieć, produkcja, oparta na jakiejś samorodnej maszynie itd. Tak zaczęła się w moim życiu era drutu. I rzeczywiście na początku zwyczajnie brakowało nam profesjonalnych urządzeń. Wiele rzeczy musieliśmy robić sami. Nawijało się, na przykład, drut na zamontowaną na stole wielką felgę od ciężarówki, wykorzystywało silniczek oraz skrzynie biegów od stara, a rolki żeglarskie służyły za wysięgniki. To były pionierskie czasy.

Ale jak się drut dobrze biznesowo nawinął, przyszła pora na okna.
I znowu zrządził przypadek. Najpierw u znajomego dyrektora słupskiej firmy spotkałem handlowca z przekrojem okna. To był niewielki trójkącik, ale zrobił na mnie ogromne wrażenie. Zapomniałem jednak o tej historii. Po pewnym czasie, kiedy w domu przeglądałem gazety, a uwielbiam to robić, żona zaczęła narzekać, że dawno już nie byliśmy na zakupach w gdyńskiej hali, gdzie wtedy można było kupić różne luksusowe rzeczy, przywożone przez marynarzy. Słuchając jej, dalej przeglądałem prasę i natknąłem się na informację o targach budowlanych w Sopocie. A ja właśnie zacząłem budowę domu. Powiedziałem więc żonie: - Dobrze, pojedziemy do Gdyni, ale musimy też zajrzeć na targi. I to na tamtych targach doznałem olśnienia. Dokoła jeszcze wszystko było siermiężne, a tam w halach AWF i w namiotach, wyłącznie nowa technologia. Nie wiedziałem jeszcze, że będę kiedyś produkować okna, ale te maszyny, te techniczne rozwiązania, to mnie szalenie kręciło. Nie mogłem stamtąd wyjść. Żona przestępowała z nogi na nogę niecierpliwie, a ja chciałem oglądać jeszcze więcej i więcej. Wreszcie w ostatniej hali zobaczyłem maszyny do produkcji okien elbląskiej firmy. Nie wiem, czy ona jeszcze istnieje, ale ja do dziś pamiętam jej adres. Od razu wiedziałem, że chcę te maszyny kupić. Pamiętam też rozmowę. Producent mi mówi, że płacę mu 40 procent i mogę maszyny odebrać za trzy miesiące. Ja mu na to, że płacę 100 procent, ale sprzęt ma być na jutro. Ustaliliśmy jednak, że po targach przygotuje mi ofertę.

Szybko się Pan decyduje.
Jeśli jestem czegoś pewny. Ale było jeszcze inaczej. Na koniec zauważyłem stoisko z branżową prasą, w której były różne ogłoszenia. I zobaczyłem taki oto anons: Firma Garbaliński, maszyny do produkcji okien, kompletne wyposażenie, szkolenie. Następnego dnia powiedziałem bratu: - Jedziemy na targi w Sopocie, bo chcę ci pokazać to, co wkrótce będziemy robili. Dwa dni później byłem już w firmie Garbaliński w Poznaniu, gdzie dobiliśmy targu. 

Drutex ma niezwykłą historię - od doniczki do... Nowego Jorku, bo nawet tam są okna Druteksu.
W hotelu Hilton przy lotnisku Kennedy'ego jest 836 naszych okien. Są też w innych amerykańskich hotelach, a także w Meksyku i w wielu innych krajach świata. Teraz przymierzamy się do rynku japońskiego. Nasze okna mają też znani ludzie, np. Jakub Błaszczykowski, Łukasz Piszczek, Paweł Królikowski czy Michał Fajbusiewicz.

Co decyduje o sukcesie?
Może to dziwnie zabrzmi, ale ja tę firmę budowałem z niczego i od początku. Nie tylko wiem, gdzie i jaka rura jest położona pod ziemią, ale też jakie urządzenia znajdują się na dachu. Znam całą technologię swojego produktu i wszystkie nowinki, począwszy od chemii, mieszalni, wytłaczania, poprzez profile, produkcję okna PVC, drewnianego, aluminiowego, produkcję szyb, hartowanie, okleinowanie, a nawet produkcję maszyn. Ja to wszystko wiem. Mam też zasadę, że za wszystko, co wjeżdża na teren naszej firmy, obojętnie czy to jest surowiec, maszyna czy samochód, płacimy od razu. Być może to jest jeden z elementów sukcesu, mimo że finansiści mi mówią, że tak się nie wydaje własnych pieniędzy. A ja im odpowiadam, że to jest moja firma, moja filozofia i tak już zostanie. Wolę szybko płacić, ale korzystać z lepszego konta. W historii firmy nie zdarzały się żadne poślizgi z płatnościami. Pracuję u siebie i dbam o swoją wiarygodność.

Nigdy nie podjął Pan złej decyzji?
Tak myślę, że z tych wszystkich ważnych decyzji, jakie podejmowałem, żadna nie była zła. Może dlatego, że nigdy nie byłem zachłanny. Kiedy wchodziły na rynek tzw. opcje, to na nich się poślizgnęło wiele firm. Ja też czułem ten zmasowany najazd banków na firmę. Nie mogliśmy się opędzić od propozycji. Przedstawiali, jaki to jest wspaniały biznes. A ja wychodzę z założenia, że robi się tylko to, na czym człowiek się zna. Nie gram w totolotka, nie uprawiam hazardu. Liczę tylko na to, co sam zarobię.

Musi Pan wszystkiego sam dopilnować?
Moja firma już dobrze funkcjonuje. Jestem w niej, ale nie muszę sobie dodawać ważności. To jest jak z dobrym generałem, który na froncie śpi w piżamie, bo żołnierze czuwają. On nie musi. Myślę, że tak jest u mnie. Nie muszę podkreślać, jak bardzo jestem niezastąpiony. Bo mnie tu nikt nie wygryzie. Gdybym był prezesem przywiezionym w teczce albo przez kogoś namaszczonym, to pewnie musiałbym pokazywać, jak jestem ważny. Udowadniać swoją wartość, żeby się móc utrzymać.

Myślał Pan kiedyś o zmianie nazwy firmy? Drutex kojarzy się z drutem, a nie z oknami.
Powstała nawet nowa nazwa i logo. Wszystko już właściwie było gotowe do rebrandingu. Mieliśmy przyjąć nazwę LGR, ale tylko dlatego, że LG zajęli już wcześniej Koreańczycy. Zmiana nazwy długo chodziła mi po głowie. Ale ostatecznie z tego pomysłu zrezygnowałem w ... Chicago. Pamiętam, jak w 2005 roku byłem tam na targach i  spotkałem przedstawiciela firmy Fakro. Podczas kolacji zwierzyłem się, że myślę o zmianie. I usłyszałem od niego: - Przecież Drutex dobrze się na całym świecie wymawia. Kiedy ja mówię Fak... ro, to dopiero robi wrażenie. Przestałem więc o tym myśleć. Drutex raz usłyszysz i od razu zapamiętasz. To strzał w dziesiątkę. Poza tym nazwa z tradycjami. W maju będziemy obchodzić 30-lecie istnienia firmy.

Drutex to nie tylko okna. Firma sponsoruje miejscową Bytovię, drużynę piłki nożnej. Dzięki temu piłkarze w ostatnich latach szli jak burza, z piątej ligi aż do pierwszej. To jednak bardzo kosztowna pasja. Nie lepiej zbierać znaczki?
To hobby dosyć kosztowne. Ale ja się stąd wywodzę i mnie się w życiu udało. A skoro się udało, to chcę się podzielić. Zaczęło się zresztą niewinnie od drobnego sponsoringu. Przyszły jednak pierwsze sukcesy, potem następne. Rosły ambicje piłkarzy i moje. Od kilku lat w 100 procentach utrzymuję finansowo pierwszą i drugą drużynę, która jest prowadzona jak firma. Nigdy w historii tej drużyny nie zdarzyło się, żeby zawodnik otrzymał pensję chociaż o jeden dzień później, niż powinien. A jak mnie pytają: - Czy nie lepiej zbierać znaczki, odpowiadam: - Znaczki? Właśnie gdzieś przeczytałem, że mocno straciły na cenie.

I ten pomysł, żeby Drutex reklamowali tak znani piłkarze jak Kuba Błaszczykowski, Andrea Pirlo i Philipp Lahm, też jest niezwykle chwytliwy.
Do tego pomysłu przekonał mnie mój prężnie działający marketing. A ja w ten pomysł uwierzyłem.

Podróże to dobra strona bycia prezesem firmy? Pan to lubi?
Zjeździłem kawałek świata. Ale przyznam się, że słaba znajomość języka obcego mi  przeszkadza. Wyrastałem w czasach, kiedy język obcy zdawał się być niepotrzebny. A dziś to mój dyskomfort i moja porażka.

Co Panu w życiu najlepiej wyszło?
Włosy (śmieje się). A tak poważnie, to dzieci mi się niezwykle udały. Mimo że często nie było mnie w domu, to one są jednak niezwykle poukładane. Nigdy nie były specjalnie roszczeniowe.

Pan mógłby już spokojnie odcinać kupony od życia, ale Pan nie chce.
Bo mam za dużo energii i planów. W biznesie jest jak z jazdą na rowerze. Musisz cały czas pedałować, bo jak przestaniesz, to się przewrócisz. A my z Druteksem nie tylko jedziemy do przodu, ale się nadal rozpędzamy. Mnie życie w biegu odmładza. Co miałbym na emeryturze robić? Działka nie, wędkowanie nie za długo. W domu człowiek kapcanieje. Znajduje sobie różne choroby. Spotkałem niedawno mojego starszego kolegę, który obecnie ma 74 lata. Jeszcze dwa lata temu był prezesem. Teraz jest osowiały, jakiś taki nieswój. Widząc mnie, odparł: - Leszek, co mnie podkusiło, żeby pójść na emeryturę. Nie daj się. - Przecież wiesz dobrze, że ja się nie dam - odparłem. I chciałbym, żeby tak zostało.

W biznesie jest jak z jazdą na rowerze. Musisz cały czas pedałować, bo jak przestaniesz, to się przewrócisz. A my z Druteksem nie tylko jedziemy do przodu, ale się nadal rozpędzamy. Mnie życie w biegu odmładza. Co miałbym na emeryturze robić? Działka nie, wędkowanie nie za długo. W domu człowiek kapcanieje. Znajduje sobie różne choroby...

Drutex SA

Firma istnieje na polskim rynku od 1985 roku. W pierwszym okresie działalności funkcjonowała jedynie w branży metalowej. Firma początkowo produkowała siatki ogrodzeniowe, a od 1987 roku druty i wyroby z drutu, stąd nazwa firmy.

W 1994 roku Drutex uruchomił pierwszą linię do produkcji stolarki okiennej z PVC, a także półautomatyczną linię do produkcji szyb zespolonych. Następnym etapem w rozwoju było uruchomienie produkcji stolarki z aluminium w 1999 r. W 2002 roku rozpoczęto produkcję stolarki okiennej i drzwiowej z drewna. Od dnia 1 lipca 2003 r. przedsiębiorstwo funkcjonuje jako Drutex Spółka Akcyjna.

W październiku ubiegłego roku firma ogłosiła uroczyste otwarcie Europejskiego Centrum Stolarki (ECS), kilkusetmilionowej inwestycji będącej rezultatem długofalowej i konsekwentnej strategii rozwoju firmy. Nowo uruchomiona hala produkcyjna pozwala na podwojenie potencjału produkcyjnego, a tym samym umocnienie pozycji konkurencyjnej  na kluczowych rynkach eksportowych firmy, takich jak: Niemcy i Włochy.
Inwestycja pozwoliła  podwoić potencjał produkcyjny z 5000 do   10 000 okien na dobę, co oznacza, że rocznie Drutex będzie produkował ok. 2 mln okien! Ponadto firma zwiększa produkcję rolet z 5000 sztuk w miesiącu do 1000 rolet dziennie. Portfolio produktów wzbogaciło się dodatkowo o bramy przemysłowe, które będą stanowić nowość w dotychczasowej ofercie.

Za pierwsze półrocze ub. roku firma  zanotowała ponad 19-proc. wzrost wielkości sprzedaży. Za rok 2013 Drutex wygenerował przychody na poziomie ponad 470 mln zł.
Europejskie Centrum Stolarki stworzy 700 nowych miejsc pracy. W marcu rozpocznie się drugi etap budowy ECS.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki