Tak słabego meczu w Gdańsku w tym sezonie jeszcze nie było. Na boisku panował chaos, a o sytuacjach bramkowych i strzałach można było tylko pomarzyć. I kibice Lechii marzyli w drugiej połowie, bo co rusz wybuchała radość... po wymyślonych golach dla Lechii. Na boisku jednak ich nie było i biało-zieloni zremisowali z Ruchem Chorzów 0:0.
Łukasz Surma był tym piłkarzem, który otrzymał największe brawa. Władze Lechii podziękowały byłemu kapitanowi biało-zielonych, a obecnie piłkarzowi Ruchu Chorzów, za cztery i pół roku gry w gdańskim zespole. Prezes Bartosz Sarnowski wręczył pomocnikowi koszulkę Lechii. Surma został ciepło przyjęty przez kibiców, którzy długo skandowali jego nazwisko.
To był mecz powrotów. Ponownie w podstawowej jedenastce biało-zielonych znaleźli się Jarosław Bieniuk i Mateusz Machaj, który nie tak dawno był w zespole rezerw i wydawało się, że jego przyszłość w Gdańsku rysuje się w czarnych barwach. Dostał jednak szansę, ale wyróżnił się tylko niezłymi dośrodkowaniami z rzutów rożnych. Do kadry meczowej, po wyleczeniu kontuzji, wrócili Krzysztof Bąk i Daisuke Matsui. Ci dwaj piłkarze zajęli jednak miejsce na ławce rezerwowych. Z powodu urazów w niedzielnym meczu zabrakło za to Pawła Buzały i Marcina Pietrowskiego.
W pierwszej połowie meczu nie widać było, aby przerwa w rozgrywkach wpłynęła pozytywnie na zespół Lechii. Biało-zieloni znowu grali niemrawo, chaotycznie, a w ofensywie nie mieli pomysłu na zaskoczenie defensywy rywali.
Na miano wroga numer jeden kibiców Lechii zapracował sobie Andrzej Kuchar, większościowy właściciel gdańskiego klubu. A wszystko przez próbę przejęcia kolejnych akcji od udziałowców mniejszościowych, szukanie wyłącznie zysku oraz brak dofinansowania klubu. Na trybunach pojawił się transparent o treści: "Kuchar oszuście, kiedy spełnisz swoje obietnice?". Do tego doszło skandowanie: "Kuchar kłamca" i "Kuchar! Co? Pinokio", "Kuchar, Kuchar, bądźmy szczerzy, w twoje kłamstwa nikt nie wierzy" czy "Kuchar, ty cwelu, żądamy w zimie transferów". To te łagodniejsze. Nie zabrakło epitetów bardziej ostrych, ponieważ fani są zwyczajnie rozczarowani. Ze strony biznesmena z Wrocławia były piękne słowa o wielkiej Lechii, zapewnienia i obietnice o wysokim budżecie, grze w europejskich pucharach, a jest przeciętność i brak środków na wzmocnienie zespołu, choć gołym okiem widać, że ta drużyna potrzebuje przynajmniej trzech piłkarzy, którzy podniosą jakość gry zespołu. W tym składzie Lechii znowu pozostanie walka o utrzymanie w T-Mobile Ekstraklasie. Nic więc dziwnego, że spada frekwencja na PGE Arenie, a mecz z Ruchem oglądało poniżej dziesięciu tysięcy widzów. A że z boiska wiało kompletną nudą, to kibice skandowali: "Lechia grać, k... mać".
Było też wotum zaufania dla pracy trenera biało-zielonych, bo kibice nieraz podczas meczu krzyczeli: "Michał Probierz!". Nie zmieniała się jednak gra Lechii, choć i tak gdańszczanie mieli dwie szanse bramkowe. Po zagraniu z rogu Machaja głową strzelał Sebastian Madera i świetną interwencją popisał się były bramkarz Lechii, Michał Buchalik. A tuż przed przerwą dobrą akcję zrobił Piotr Wiśniewski, który zagrał na wolne pole do Piotra Grzel- czaka. Napastnik Lechii minął Buchalika, ale z ostrego kąta nie zdołał skierować futbolówki do siatki.
- Takie sytuacje, jaką miał Piotrek, musimy wykorzystywać - ocenił po meczu trener Probierz.
W drugiej połowie grę Lechii starali się ożywić wprowadzeni na boisko Daisuke Matsui i Przemysław Franko- wski. Szkoda tylko, że tego animuszu na długo nie starczyło, a groźnych sytuacji w polu karnym gości brakowało.
- Wierzę, że będzie dobrze. Wreszcie nie straciliśmy gola. W następnym możemy coś strzelić i sięgnąć po trzy punkty - powiedział z przekonaniem Paweł Dawidowicz, młody pomocnik gdańskiego zespołu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?