Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konwój życia i nadziei. Mistrz świata i jego team tuż przy linii frontu pomaga ludziom, zwierzętom, żołnierzom

Danuta Strzelecka
Danuta Strzelecka
Za Igorem Traczem i jego traczerteamem 48. konwój na Ukrainę. Pomagają mieszkańcom, żołnierzom, medykom i zwierzętom
Za Igorem Traczem i jego traczerteamem 48. konwój na Ukrainę. Pomagają mieszkańcom, żołnierzom, medykom i zwierzętom arch. pryw. Igor Tracz
Zdziczałe psy atakujące ludzi, rozkładające się zwłoki pod gruzami, codzienne ostrzały wszelkimi rodzajami broni. Tak wygląda przyfrontowa rzeczywistość na Ukrainie. Igor Tracz, wielokrotny mistrz świata w wyścigach psich zaprzęgów zorganizował kolejny, a w nim wszystko to, co najbardziej potrzebne mieszkańcom, medykom, żołnierzom i zwierzętom. Razem z nim pojechali wolontariusze w tym sportowiec Krystian Kotliński i weteran wojny w Iraku w armii brytyjskiej. Wrócili i opowiedzieli, co widzieli i czuli.

To, że na świecie dzieją się złe rzeczy – zaczyna Igor. - Wie nawet dzieciak, ale mamy predyspozycje do pomijania ich. Godzimy się w milczeniu na to i stosujemy spychologię odpowiedzialności. Instynkt przetrwania. Jednak czasem stajemy twarzą w twarz z sytuacjami, które zmieniają wszystko, co dotychczas było normalne, bo zaczynamy dostrzegać więcej, więcej bólu, rozpaczy, strachu, walki, odwagi i czasem ułamków nadziei.

Za Igorem Traczem, pochodzącym z Trójmiasta wielokrotnym mistrzem świata w wyścigach psich zaprzęgów i jego traczerteamem, 48. konwój humanitarny na Ukrainę. To niemal tydzień w drodze, ponad 6 tysięcy kilometrów przejechanych, wiele z nich tuż przy linii frontu w czerwonej strefie, 8 ton różnego rodzaju towaru dostarczonego tam, gdzie jest potrzebny i ogrom ludzkich opowieści o życiu pod ostrzałem, pod okupacją. Ruszyli załadowani po sufit. Igor, Krystian - sportowiec, reprezentant Polski w wyścigach psich zaprzęgów, Will - weteran wojny w Iraku w armii brytyjskiej, Tolek, Saszka i kilku innych wolontariuszy.

- Dla mnie to było zderzenie z wojną - mówi Krystian Kotliński. - Przed ...standardowy pośpiech i wszystko na głowie. Nie ma czasu na myślenie o niczym innym jak o planie na wyjazd. Masa potrzebnego „stafu” planowo ma trafić do rąk najbardziej potrzebujących. W końcu wyjeżdżamy do Ukrainy i jak zwykle pierwsze dziesiątki kilometrów nie dają odczuć niczego, prócz biedy wymieszanej z dobrobytem. Jedziemy czterema autami, mamy dwie przyczepy, stare kombi zostawiamy chłopakom na froncie, jesteśmy przeładowani, pickupy z przyczepami palą 17-22 litry na 100.

- Po drodze Oksana, którą podrzucaliśmy do Lwowa, opowiada, jak zastał ją początek wojny - dodaje Igor. - Słuchamy o tym, jak wyleciał w powietrze budynek obok jej bloku, a razem z nim okna jej mieszkania. W jednej chwili świat pani psycholog o specjalizacji dziecięcej znika i pojawia się strach. Po kilku dniach decyduje się uciekać i jedzie w niewiadome, przez trzy dni przeładowanym pociągiem bez oświetlenia, jedzenia i wody. Trzy dni w permanentnym strachu, że trafią w pociąg. Słuchasz i jesteś jakby z boku. Słyszysz, ale poza współczuciem nie ma więcej. Wyjeżdżamy ze Lwowa, w nocy rakiety walą w budynki mieszkalne, zabijając. Jedziemy na wschód.

Jednym z pierwszych przystanków jest szpital w Dnipro. Dostarczają tu sprzęt chirurgiczny i operacyjny, m.in. do amputacji kończyn. To nic, że faktura nieopłacona, gdy sprzęt jest potrzebny.

- Nie zaryzykujesz - nie pomożesz, nie ma czasu - mówią. - Potem pomyśli się, skąd wziąć pieniądze.

Dalej jadą pod koordynacją ukraińskiego oficera. Cel: Kramatorsk. Po drodze trzeba wyłączać telefony. Rosjanie przeszukują sieć, śledzą ciągłość tbsów i jak znajdą obce numery IMEI, to śledzą, może puszczą drony i wyznaczą pozycje.
Dojeżdżają do wojskowej bazy. Otrzymują szybką informację: „Nie gadać na zewnątrz po polsku i angielsku, bo wszędzie są dywersanci i jak tylko usłyszą, to podadzą namiary i na łby spadną rakiety”. Rakiety i tak tu już latają, co chwilę - myślą sobie, ale nikt nie chce narażać siebie i żołnierzy. Noc spędzają w klasach i piwnicy opuszczonej szkoły.

- Teraz wyobraź sobie spanie z myślą, że te błąkające się rakiety mogą spaść na głowy nam, albo w drzwiach staną dywersanci gotowi z przyjemnością pozbawić nas wrodzonej więzi z własną głową. Średnio... Każda eksplozja będzie budziła. Każdy ruch kolegi będzie budził - mówi Krystian.

Will, weteran z Iraku z armii brytyjskiej, w milczeniu zawsze czeka, żeby komuś coś dać do rąk. Czeka na rozkaz, co przenieść, co wyładować, w czym pomóc. To, co widział na pustyni, mocno wpłynęło na niego i ludzi, z którymi tam był. Dlatego szybko po starych znajomych z brygad, z którymi był na misjach, zorganizował zbiórki sprzętu wojskowego, medycznego i zaopatrzenia różnego typu. I robi to niemal co miesiąc.

- Pokazał nam, jak obcy ludzie z Wielkiej Brytanii bez zastanowienia zrzeszali się, by pomóc tym, co pomocy potrzebują. Oni wiedzą, co dzieje się na pierwszej linii, znają to z własnego doświadczenia i nie przyjmują poglądów osób, które nigdy nie były w tym syfie - mówi Igor.

W Kramatorsku wchodzą do resztek restauracji, która tydzień temu otrzymała bezpośrednie trafienie kindżałem.

Czuć jeszcze swąd rozkładającego się ciała, nie wydobyli jeszcze wszystkiego - mówią.

Dalej Kupiańsk. To frontowe miasto. Leży zaledwie 6 km od krwawej jatki, która toczy się dzień w dzień. Walki toczą się tu niemal o każdy centymetr ziemi.

- Przyjechaliśmy tu z jedzeniem dla zwierząt i różnymi potrzebnymi rzeczami dla wojska. Jedzenie dla zwierząt to najpilniejsza potrzeba, ponieważ zdziczałe psy atakują ludzi. Można je odstrzelić albo nakarmić. Oni chcą karmić - opowiada Igor. - Dziękują nam ze łzami w oczach. Każdy w tym mieście zna kogoś, kto zginął w domu, kawiarni, na ulicy. Mijamy budynki, które są zniszczone i rzeczy po ludziach, co zginęli, leżą jak wyleciały. Parę kilometrów od nas wybuchają bomby i wszędzie jest dym. Od wschodu wiatr przenosi pył, drapie w gardło, smakujesz go, chłoniesz przestrzeń każdym zmysłem. Przechodzimy obok domu, którego połowa nie istnieje po wybuchu rakiety. Macha nam człowiek, który kosi trawę, bo chce mieć namiastkę normalności. Wszędzie, gdzie się pojawiamy, cywile składają ręce jak do modlitwy i uśmiechają się do nas. Co chwilę odgłos eksplozji.

Przed nimi kolejne kilometry i kolejne czerwone strefy. Kolejne noce w piwnicach i w ubraniach z plecakami przy sobie.

- Jest strasznie momentami, ale po tym, co zobaczyłem, wiem, że ktoś musi im pomagać - mówi Krystian. - Od 7 miesięcy linia frontu przesuwa się kilometr na rzecz ruskich, to kilometr na rzecz Ukrainy. Co trochę mija nas ambulans oznaczony 200 lub 300. 200 - martwi, 300 - ranni. Taki kod wojskowy. Świat tu stanął w miejscu i na głowie. Oglądanie i organoleptyczne czucie ludzkich dramatów posiada chyba tylko jeden plus... Mobilizuje do działania i zmienia utarte przekonania. Otwiera oczy. Rozmowa z ludźmi, których najbliżsi zginęli przez błąkające się rakiety, słuchanie ich i odbieranie emocji, jakie nimi targają, wywołuje ogromny wstrząs w głowie.

ZOBACZ TAKŻE:
Igor Tracz, mistrz świata w wyścigach psich zaprzęgów, pojedzie z konwojem do Kupiańska, miasta partnerskiego Pruszcza

Wzdłuż linii frontu

Trzeba jechać dalej. Po drodze Charków, a potem kolejne 700 km wzdłuż linii frontu. Od Zaporoża już trochę dalej. Nie ryzykują, jeśli nie ma potrzeby. Kiedy docierają do Ołeksandriwki, wsi położonej na południu Ukrainy, w obwodzie chersońskim, cały czas widzą, jak między jednym a drugim brzegiem odbywa się regularna wymiana ostrzału artyleryjskiego. Kiedyś mieszkało tu około 2600 mieszkańców. Dziś 176. Nie ma jednego budynku, który by nie był uszkodzony. Spotykają się z Olegem, który wraz z trzema znajomymi zainicjował stworzenie 20-osobowego oddziału partyzanckiego. Przywieźli tu pompy do wody, o których mogli tylko pomarzyć, medycynę i żywność dla zwierząt.

- Mama Olega wraz z kilkoma starszymi osobami i miesięcznym dzieckiem byli pod okupacją kacapów, mieszkając w malutkim domku. Trochę jak skansen ta chatka. Obok Oleg postawił w miarę nowy domek, ale ruscy go zajęli i w nim mieszkali podczas oblegania wsi - opowiada Igor. - To, że wszystko dookoła jest jak sito od odłamków, to jedno. Drugie to, co w nim zrobili. Namalowane penisy na ścianach, zdemolowane pokoje, toaleta zapełniona odchodami... Mama Olega własnoręcznie sprzątała ruski kał z podłogi i ścian. Teraz nie ma tu bieżącej wody, prądu, lodówka też padła nawet na agregacie. Ale są u siebie i żyją.

- Szkoła, do której chodził Oleg, przestała istnieć. Zginęło w niej ponad 300 młodych obrońców. Przechodząc przez nią mamy świadomość, że pod gruzami leży jeszcze około 40 ciał. Oleg opowiadał, jak trupy leżały tak gęsto, że musieli chodzić po nich. Jak stacjonujący we wsi ruscy, przywieźli swoje krematoria i na bieżąco palili zwłoki swoich ludzi. On wie, że w każdej chwili mogą znów mieć na tyle przewagi, że wrócą i będzie rzeźnia. Jednak nie boi się walczyć kolejny raz.

Czerwona, czyli jaka?

- Czerwona strefa to bardzo trudny teren, a na nim tacy ludzie cieszą się, że znów są w domu - dodaje Igor. - Domy, w których wszędzie są dziury po odłamkach, bo ładunki kasetowe sieją niewyobrażalne zniszczenie. Pomimo tego spotykamy nastolatkę, która maluje mury i pisze na nich teksty niosące nadzieję. Przeżyła okupację i wygląda już przyszłości za każdym rogiem budynku, który zdobi żółcią i błękitem.
Czerwona strefa to też niebo poprzecinane rosyjskimi dronami poszukującymi potencjalnych celów.

- Technologia wojny kontrastuje mocno z okrutną biedą, jaka tu pozostała - mówi Krystian. - Dron wyznacza cele i kieruje rakiety.

To też walka o ludzi i zwierzęta pozostawione w tym wszystkim. Te obrazy, przeżycia, których doznali, pozostaną z nimi już na zawsze.

Widzimy rzeczy, jakich nie mamy sumienia opisywać. Po części zostaniemy na zawsze na Ukrainie - mówi Krystian.

- Wracamy do Polski, a ja w głowie mam plan na treningi, bo to moje życie - mówi Igor. - Mam też pomysły i plan, aby dalej skuteczniej pomagać. Wysyłanie paczki czy pieniędzy jest ważne, ale bezpośrednia bliskość z tymi ludźmi w tym dramacie i fizyczna pomoc, sen, posiłek powoduje, że wiedzą, że nie są sami. Mam wrażenie, że całe życie szykowałem się, aby robić to, co teraz robimy. To nie koniec.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki