Jeszcze we wtorek, o czym pisaliśmy na naszych łamach, wjeżdżał ciągnikiem do Bałtyku prosto z helskiej plaży, a wczoraj miał już 2500 kilometrów na liczniku swojego pojazdu.
- Podróż była niesamowita, ale równie fantastyczny jest powrót do domu - przyznawał nam Marek Minkus, gdy wczoraj rozmawialiśmy o jego nietypowej podróży przez Polskę. - Normalnie, już czuję to nasze śląskie powietrze
Marek Minkus z Kamieńca - małej wioski pod Tarnowskimi Górami - wyjechał ciągnikiem w Polskę dokładnie tydzień temu, w sobotę. Już wtedy towarzyszyło mu spore zainteresowanie - choć głównie "ludzi z branży", bo na podwórku gospodarstwa Ślązaka pojawili się koledzy rolnicy. - Potem eskortowali mnie swoimi ciągnikami jeszcze przez kilka kilometrów - śmieje się Minkus.
Dalsza podróż przez Polskę szła spokojnie - traktor Pszczółka jechał do przodu, a pan Marek wymieniał się z kierowcami mijających go aut pozdrowieniami. Ślązaka na Pomorzu hucznie przywitały dzieciaki z Helu. Potem w Celbowie podjęli go koledzy po fachu.
- Teraz to już będzie z górki, choć w sumie pod górkę - śmiał się Minkus. - Ale jeszcze chwilka i będzie półmetek.
Podróż ścianą wschodnią - zresztą jak i wcześniejsze odcinki - była oczywiście wielką niewiadomą. Tyle że drogową sytuację na zachodzie i północy kraju można było choć z grubsza przewidzieć. A ściana wschodnia... - Ojeju, koło Gołdapi poczułem się jak u siebie na polu - mówi Marek Minkus. - Droga była fatalna. Po prostu jechało się jak po kartoflisku. Ale dzielna maszyna dała sobie radę.
Jednak z tej części Polski rolnik wyniesie nie tylko złe wspomnienia. Bo miła niespodzianka czekała na niego w Białymstoku. - Byliśmy już niemal na finiszu tego odcinka, na drodze robiła się już szarówka, gdy wtem widzę przed sobą passata zaparkowanego na poboczu - relacjonuje Marek Minkus. - Obok stoją jacyś dwaj goście i machają rękami, żebym się zatrzymał. Lekko ciśnienie mi podskoczyło, ale się zatrzymałem...
Mężczyźni okazali się być fanami, którzy o ciągnikowej wyprawie dowiedzieli się z mediów. Pogratulowali pomysłu, dodali otuchy, a jeden z nich sięgnął do kieszeni. - Wyciągnął portfel, z niego stówę i wciska mi w ręce - mówi Ślązak. - Odmówiłem grzecznie, więc wrzucili mi ją do kabiny. Taki mieli gest
Teraz było już jasne, że rolnik z niewielkiej wioski stał się rozpoznawalną postacią. A celebryci muszą czasem też stawić czoła paparazzim. I od tej reguły też nie było wyjątku. - Wróciłem właśnie do hotelowego pokoju, by odpocząć przed jazdą, a tu otwierają się drzwi, wpada dwóch redaktorów, rozsiadają się i zaczynają odpytywanie - kręci głową Minkus. - Padałem na nos, więc na wywiady nie miałem najmniejszej ochoty. Ale byli zbyt natarczywi, by ich spławić...
Co Ślązakowi najbardziej zapadło w pamięć podczas tych ponad 2700 kilometrów? Ani Hel, ani morze, ani zmęczenie, tylko córeczka Zuzia.
- Dzwoniliśmy do siebie często - przyznaje rolnik. - Żona mówiła, że zawsze po rozmowie miała łzy w oczach, gdy w "telefonie już nie było tatusia". Ale już zaraz będziemy razem!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?