Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katolicy w Gdańsku? Pod koniec XVI w. zostało ich niecałe pięć procent [ROZMOWA]

Dariusz Szreter
Kaplicy Królewskiej w 1683 roku została zastępczą świątynią parafialną dla katolików
Kaplicy Królewskiej w 1683 roku została zastępczą świątynią parafialną dla katolików Archiwum PP
Luterańskie nowinki dotarły z Niemiec nad Motławę bardzo szybko i spotkały się z ciepłym przyjęciem, także ze strony bardzo wielu duchownych. W efekcie przez cztery wieki naszym miastem rządzili protestanci, a katolicy, mimo poparcia polskich królów, byli obywatelami drugiej kategorii - mówi historyk z UG, dr Sławomir Kościelak w rozmowie z Dariuszem Szreterem.

Napisał Pan książkę o losach katolików w protestanckim Gdańsku, ale jednocześnie zawarł Pan tam bodaj najbardziej szczegółowy w polskiej literaturze historycznej opis przebiegu samego procesu reformacji w Gdańsku w XVI wieku. Czemu badacze naszych dziejów traktowali ten temat po macoszemu?
Najkrócej można powiedzieć: bo to nie nasza historia. Oczywiście w każdym podręczniku historii nowożytnej jest rozdział poświęcony reformacji, ale omawia się tam reformację szlachecką w głębi Polski. Wątki gdańskie są wzmiankowane śladowo. To jak Gdańsk, w efekcie zupełnie naturalnego, spontanicznego procesu, z miasta katolickiego przeistoczył się w prężny, właściwie najważniejszy ośrodek protestantyzmu w Polsce, pozostaje na uboczu zainteresowań polskich historyków. W ogóle można zauważyć, że historykom jakby umyka obecność Prus Królewskich i Gdańska w dziejach kultury polskiej.

Że historykom, powiedzmy warszawskim, umyka - to nie dziwi. Ale miejscowym? Od co najmniej 20 lat szukamy gdańskiej tożsamości, poprzez odkrywanie niezafałszowanej historii. Zaakceptowaliśmy jakoś fakt, że mieszkańcy tego jakoby "piastowskiego" miasta mówili w większości po niemiecku. Ale to, że nie byli katolikami, mało, że katolików dyskryminowali, słabo przeniknęło do powszechnej świadomości.
W odbiorze przeciętnego gdańszczanina ta historia luterańska nie ma swoich kontynuatorów. Ciągłość została przerwana. Inaczej było przed wojną. Dla ówczesnych badaczy, gdańszczan narodowości niemieckiej - to była żywa historia. Oprócz zawodowych historyków funkcjonowała cała rzesza badaczy- amatorów, np. pastorów, którzy interesowali się przeszłością swoich parafii. Dzisiejszej, zasadniczo katolickiej, społeczności naszego miasta trudno jest wejść w te kapcie. To nie przemawia. Reformacja w Gdańsku wciąż czeka na swojego badacza.

Mówił Pan, że proces luteranizacji Gdańska w XVI w. był naturalny i spontaniczny. Można jeszcze dodać - gwałtowny. Dlaczego ci nasi-nie nasi przodkowie tak łatwo zerwali z katolicyzmem?
Odpowiedź jest prosta jeśli przyjrzeć się uważnie realiom tamtego czasu: Kościół katolicki przechodził kryzys. Wśród kleru dochodziło do licznych nadużyć w zakresie przestrzegania doktryny. Księża byli słabo wykształceni, a biskupi za bardzo zaangażowani w poszukiwanie wpływów politycznych i skupieni na pomnażaniu swoich dochodów, niezainteresowani sprawami duszpasterskimi. Kościół wprawdzie wyszedł z okresu wielkiej schizmy zachodniej, kiedy to jednocześnie rządziło nim dwóch, a w pewnym momencie nawet trzech papieży, nakładających na siebie nawzajem ekskomuniki, ale papieże nadal żyli jak władcy świeccy, mieli konkubiny, dzieci. To budziło zgorszenie. Tymczasem społeczeństwo ówczesnej Europy oczekiwało intelektualnie pełniejszego przeżywania spraw religijnych. Do przyczyn religijnych dołączyły się inne. To były czasy poważnego kryzysu ekonomicznego. Efektem odkrycia Ameryki był stały dopływ złota, który spowodował wzrost cen. Zwykli ludzie cierpieli niedostatek, stąd oczekiwanie zmian społecznych. W ogóle od czasów Joachima z Fiore, mistyka, zmarłego w 1202 r. powszechne było oczekiwanie końca świata. Ono było oczywiście obecne w chrześcijaństwie od samego początku, od słów Chrystusa, "nie przeminie to pokolenie…", ale w tamtych, przełomowych latach ludzie nabierali przekonania, że to już na pewno teraz. Wypatrywano znaków takich jak wielka dżuma, czy wspomniana schizma zachodnia. Data 1500 też niepokoiła. Stąd brała się ta niemal pewność, przekonanie, że nastał czas ostateczny i należy działać. A to działanie - to reforma. Dlatego do połowy XVI wieku wielu duchownych, nawet biskupów, sprzyjało reformacji, wspomagało ją, sadząc, że to jest właśnie ta oczekiwana zmiana w łonie Kościoła.

Kiedy zdano sobie sprawę, że to nie reforma, ale rozłam religijny?
W toku soboru trydenckiego (1545-63) uświadomiono sobie, że drogi się rozeszły i ustalono co jest normą w Kościele katolickim, odrzucając to, co zaproponował Luter. Oddzielono co jest "nasze" od tego co luterańskie. Od strony protestanckiej podobną rolę pełniły tzw. confessiones czyli zinstytucjonalizowane wyznania wiary. Ten proces zaczął się w 1530 roku od Konfesji Augsburgskiej i zakończył około 1570, kiedy to zostały określone lokalne formuły wyznania we wszystkich państwach protestanckich.

Wróćmy jednak do Gdańska. Jakie znaczenie dla otwarcia na luterańskie "nowinki" miał fakt, że w mieście mówiono po niemiecku?
Ogromne. Gdańsk był położony blisko obszaru Niemiec i powiązany z nim różnorakimi więzami: społecznymi, handlowymi, familijnymi, towarzyskimi. Dzięki temu opinia publiczna była na bieżąco informowana o tym, co tam się działo. W 1520 r. Luter opublikował w nakładzie 300 tys. egzemplarzy cztery najważniejsze dysertacje, propagujące jego poglądy. Oczywiście po niemiecku. Można być pewnym, że sporo z nich trafiło do Gdańska. A już rok później przedrukowywał je nad Motławą obwoźny drukarz Hans Weinreich. W trzeciej dekadzie XVI stulecia w Gdańsku było około 300 duchownych, mniej więcej 200 świeckich i 100 zakonników. Na ogół oni byli pierwszymi odbiorcami nowych idei. O skali ich pozytywnego odbioru mówi fakt, że po stłumieniu przez Zygmunta Starego protestanckiej rebelii w 1526 r. na listach proskrypcyjnych, jako ci, którzy wzięli czynny udział w wypadkach, znalazło się około 100 nazwisk księży i zakonników. Gdańsk miał też w tym czasie swoje problemy polityczne i społeczne. Tym chętniej słuchano głosów, które mówiły o właściwym realizowaniu doktryny chrześcijańskiej.

Gdańszczanie uchodzili za ludzi praktycznych. Czy można wskazać namacalne korzyści przyjęcia luteranizmu?
Jak najbardziej. Jeden z postulatów reformacji to tani kościół, który wykorzystuje tylko tyle środków ile jest niezbędnych do utrzymania jego struktur lokalnych. Pamiętajmy też, że Kościół średniowieczny miał na głowie też szereg obowiązków, w tym odpowiedzialność za szkolnictwo i szpitalnictwo. Te sfery, dzięki reformacji, Gdańsk był w stanie wydzielić i urządzić na modłę protestancką. Stało się to jeszcze przed trwałą zmianą stosunków religijnych w mieście.

Jak to?
Reformacja w Gdańsku miała dwie fazy. Pierwsza, spontaniczna, z połowy lat 20. XVI w. zakończyła się militarną interwencją Zygmunta Starego. Drugą, niejako podskórną, z zachowaniem pozorów katolickiej prawowierności, kończy przywilej wydany przez Zygmunta Augusta w 1557 r., uznający prawo gdańszczan do wyznawania luteranizmu. Zanim to jednak nastąpiło, zmieniły się stosunki w szpitalnictwie. Miasto przejęło je pod swoją pieczę i rozwinęło w duchu protestanckim.

Czyli?
Protestantyzm nie daje nic za darmo. Kto otrzymuje pomoc charytatywną, ten musi coś od siebie dać w zamian.

Nasuwa się pewna analogia między tą spontaniczną, masową próbą ułożenia przez gdańszczan na nowo życia religijnego na modłę luterańską w 1525, a późniejszym o cztery i pół wieku wybuchem społecznym w komunistycznym Gdańsku w sierpniu 1980. W obu wypadkach kończy je brutalna interwencja wojskowa: w jednym przypadku Zygmunta Starego, w drugim - gen. Jaruzelskiego. A jednak nowe idee drążą dawne struktury na podobieństwo podziemnej rzeki i ostatecznie zwyciężają.
Konfesjonalizacja czyli odgórne utrwalenie religii panującej, początkowo przyjętej w sposób spontaniczny, zostało jednak zaakceptowane przez władze w mieście jeszcze zanim potwierdził to Zygmunt August. A więc ostateczny sukces reformacji przygotowano środkami politycznymi czyli jednak ta analogia się łamie. Chyba, żeby uznać to za odpowiednik Magdalenki… (śmiech). Trochę to jednak ryzykowne porównanie. Dodajmy, że ta konfesjonalizacja okazała się niepełna. Został tu "koń trojański" w postaci resztek katolików.

No właśnie, powiedzmy coś o nich. Ilu ich zostało, kim byli?
Pod koniec XVI wieku stanowili około pięć procent ludności miasta i w znikomym stopniu byli członkami elit. Biskup włocławski Hieronim Rozrażewski starał się zaktywizować społeczność gdańską i szukał tych, którzy by się opowiedzieli za katolicyzmem. W 1583 powstała taka lista katolików. Odnalazłem na niej nazwisko żony jednego z gdańskich patrycjuszy - Filipiny Lembcke. Ale jej mąż był już aktywnym działaczem na rzecz reformacji i nie wydawał się być rozdarty tą sytuacją. Być może wynikało to z faktu, że pani Lembcke była spadkobierczynią zamożnego rodu Jordanów i niewykluczone, że na mocy intercyzy mogła zachować samodzielność ekonomiczną i dlatego pozwalała sobie na działalność niezależną od męża. Był też na liście przedstawiciel rodziny Brandtów, ale ci akurat podupadli w tym czasie i zniknęli z list urzędników gdańskich. Jest też kilku rzemieślników, mistrzów cechowych.

A jak to wyglądało pod względem narodowościowym? Potwierdzało stereotyp Polaka-katolika?
W XVI w. nie było wielu polskojęzycznych gdańszczan. Ich liczba z czasem rosła, widać to po duszpasterstwie w języku polskim, które wyraźnie wzmacnia się w XVIII wieku. Z tym, że było to duszpasterstwo zarówno katolickie, jak i luterańskie. Natomiast wspomniana tu lista katolików to w 90 procentach nazwiska niemieckie, jest jakiś Belg, Włoch, a na końcu wspomniano też "całą rzeszę ubogich Polaków pośledniejszego stanu". Oni wtedy tworzyli plebs. Polacy stawali się coraz bardziej widoczni pośród pospólstwa, ale nigdy nie było tak, jak w Toruniu, gdzie w XVIII w. pojawił się bogaty Polak, który dostał się do sfery patrycjatu. Tej bariery nigdy polskojęzyczni gdańszczanie nie przekroczą.

Na czym polegała specyficzność położenia katolików w Gdańsku?
Mówimy o czasach, w których nie lubiano kompromisów, dążono do wyeliminowania mniejszości, żeby nie psuła jakości funkcjonowania struktur wyznaniowych. Katolicy tylko na mocy kompromisu między miastem a Batorym w 1577 ocaleli i zachowali stan posiadania. Byli jednak w pewnym sensie obywatelami drugiej kategorii. Choć formalnego zakazu pełnienia funkcji publicznych nie mieli, pamiętajmy że w tamtym czasie władza w miastach ma charakter feudalny i pochodziła z nadania lub kooptacji, a nie z wyboru. A przecież większość protestancka w radzie nigdy nie dokooptuje do swojego grona katolika. Były kłopoty z uzyskiwaniem obywatelstwa, dostępu do cechów. Obowiązywał zakaz publicznego kultu, np. procesji. Nawet pochówki nie mogły się odbywać w sposób publiczny - ciała zmarłych katolików wynoszono z kościołów nocą. To na pewno bolało i utrudniało życie. Z drugiej strony tuż za rogatkami miasta to katolicyzm był religią panującą. Najważniejsi dygnitarze, z królem włącznie, interesowali się Gdańskiem i z zewnątrz wspierali gdańskich katolików, starając się wymusić zmianę układu sił. Presja była duża, ale Gdańsk pozostawał silnym ośrodkiem z wielkim budżetem i własną armią więc potrafił sobie z tą presją poradzić, szczególnie, że Rzeczpospolita słabła.

Czy można powiedzieć, że Gdańsk był miastem tolerancyjnym jak na ówczesne standardy?
Według Joanny Schopenhauer - bardzo tolerancyjnym, choć i ona zauważyła, że katolicy w Gdańsku mogą wszystko, poza pełnieniem urzędów. Nie mogą być nawet stróżami nocnymi. Opis atmosfery w miarę przyjaznej przyjemnej koegzystencji znaleźć można też na kartach dziennika podróży Charlesa Ogiera z lat 1635-36. I faktycznie na tle innych ośrodków protestanckich Gdańsk jawi się jako bardziej otwarty. Wynikało to z faktu, że był to duży ośrodek gospodarczy. Na co dzień przebywało tu kilka tysięcy przybyszów, panował duży ruch, przepływ rozmaitych kultur i nacji. To miasto gdzie wszystko mogłeś kupić i sprzedać. Gdańsk specjalizował się m.in. w produkcji dewocjonaliów, także z bursztynu. Te przeznaczone na rynek polski były oczywiście katolickie. Tutejsze drukarnie zarabiały drukując katolickie broszury. To wszystko musiało się przełożyć na większą tolerancyjność.

Ale tak całkiem sielsko nie było…
Spokój panował w okresach względnego dobrobytu. W sytuacjach kryzysowych dochodziło do niepokojów. Na przykład przy okazji oblężenia Gdańska przez Batorego, kiedy katoliccy duchowni byli postrzegani jako "piąta kolumna" wojsk królewskich. Były ofiary, ale to była sytuacja motywowana politycznie. W sumie w późniejszym czasie odnotowano tylko dwa tumulty antykatolickie. Uderzające jest to, że agresja kierowana była przede wszystkim przeciw duchownym, zwłaszcza jezuitom.

Gdańsk pozostał miastem protestanckim do końca II wojny światowej, jednak jeszcze w okresie przedrozbiorowym nastąpił dość znaczny zwrot jeśli chodzi o procentowy udział katolików wśród mieszkańców. Jak to wytłumaczyć?

W 1793 r. katolicy stanowili 23 proc., a więc prawie jedną czwartą ogółu ludności. Ale to przede wszystkim wynika ze spadku liczby mieszkańców - z ponad 70 w XVII w. do 40 tys. Nie ma przyrostu naturalnego. Dopiero w 1850 liczba urodzin przeważy nad liczbą zgonów. W dodatku w obliczu kryzysu, "plag pruskich", obłożenia Gdańska cłami i konkurencyjnymi ośrodkami wyjechali z miasta ci, którym coraz gorzej prowadziło się tu interesy, a więc najbogatsi, a to byli protestanci. Nowi przybysze, którzy osiedlają się w mieście są na ogół katolikami. Nic dziwnego, bo Prusy Królewskie w tym czasie zamieszkiwała większość, co prawda nieznaczna, katolików. Szczególnie chętnie do Gdańska przybywali przybysze z katolickiej Warmii.

Gdańska reformacja i kontrreformacja

1522 - pierwsze rzeczywiste wystąpienia reformacyjne w Gdańsku - początek działalności kaznodziei Jacoba Hegge
1525 - społeczny i reformacyjny przewrót w mieście: likwidacja klasztorów, przejęcie parafii
1526 - król Zygmunt Stary przywraca katolicki porządek kościelny, wypędzając z miasta zwolenników reformacji pośród duchowieństwa
1557 - król Zygmunt August nadaje miastu przywilej wyznaniowy, uznając legalność wyznania luterańskiego
1577 - król Stefan Batory przyjmuje Gdańsk do łaski, zatwierdzając przywilej wyznaniowy i ugruntowując status quo w mieście, z niewielkim marginesem ludności katolickiej w jego murach
1583 - katolicy rozpoczynają starania o odzyskanie kościoła Mariackiego; potrwają, bez skutku aż do pierwszego rozbioru Polski
1683 - udostępnienie dla kultu Kaplicy Królewskiej, zastępczej świątyni parafialnej dla katolików
1719 - po ponad 100 latach nielegalnej działalności w murach miasta jezuici z założonego pod Gdańskiem kolegium w Starych Szkotach uzyskali prawne zatwierdzenie misji na probostwie (przy Kaplicy Królewskiej)

Sławomir Kościelak, "Katolicy w protestanckim Gdańsku od drugiej połowy XVI do końca XVIII wieku", Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, 2012

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki