Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Julita Wójcik autorka podpalonej tęczy: Do rozpaczy doprowadza mnie bezczelność podpalaczy

Gabriela Pewińska
Julita Wójcik
Julita Wójcik Przemek Świderski
Kontrowersyjna instalacja Julity Wójcik była kilkakrotnie podpalana. Ostatni raz podczas Marszu Niepodległości, 11 listopada 2013 roku. Od niedawna emocje wzbudza pomysł przeniesienia Tęczy do Gdańska i ustawienie jej na placu Solidarności. Rozmowa z artystką.

Pani już jadła dziś śniadanie?
Zjadłam, bo bałam się, że nie dotrę na nasze spotkanie w całości. Czuje się bardzo zmęczona...

Właśnie słyszałam, że Pani nie śpi, nie je, tylko na okrągło rekonstruuje Tęczę.
To prawda. Gdyby nie mój partner, który dba o to, bym coś jadła, to nie wiem, jakby było... Teraz organizuję odbudowę Tęczy na kwiecień. Ale moja działalność poszerzyła się też w kierunku prospołecznym. W Obywatelskim Forum Sztuki Współczesnej zajmuję się realizowaniem projektu, który umożliwi artystom godne ubezpieczenie zdrowotno-emerytalne.

To Pani już myśli o emeryturze?
Myślę o tym, że my, artyści często czujemy się wykluczeni z systemu ubezpieczeń społecznych. Nasze dochody są nieregularne, często bardzo niskie. Płacenie tysiąca złotych na ubezpieczenie, gdy wielu z nas zarabia ledwo kilka tysięcy rocznie jest ponad siły. Wyobrażenie, że opływamy w dostatki jest mylące. Mamy trudności socjalne, choć nie bujamy w obłokach i ciężko pracujemy, ale rzadko kiedy na etacie, nigdy od 8 do 16.

Czytaj także: W Gdańsku stanie Tęcza? Wniosek w tej sprawie zostanie złożony w ciągu tygodnia [ZDJĘCIA]

Jakieś nowe dzieło powstaje?
Pracuję nad pomysłem, który realizuje między innymi gdańskie CSW Łaźnia. To projekt, w którym bierze udział Litwa, obwód kaliningradzki i Gdańsk, sąsiedzki projekt mówiący o tym, że co prawda żyjemy bardzo blisko siebie, ale ta granica jest tak szczelna, że rzadko się odwiedzamy, niby blisko, a tak daleko. Formułę mam już w głowie, ale Tęcza, od 11 listopada, nie pozwala mi się nad nim skupić.

Mówiła Pani o swoich projektach, że robi Pani to, co sprawia jej radość, co jest przyjemne. Ale to co przyjemne, pokojowo nastawione, wciąż wywołuje afery. Jak to możliwe?
Uprawiam sztukę współczesną. Śledzę, czym żyją ludzie, wczuwam się w ich problemy, staram się zrozumieć, co ich dręczy. Moją sztukę kolega zdefiniował jako "dotykanie cygańską nóżką serca narodu", i że jest to pewna zdolność do wywoływania "rewolucji", choć ja w to nie celuję. Staram się opowiedzieć o danym problemie, wybieram łagodne środki, ale to co później następuje, ta eksplozja, to mnie przerasta. A już zwłaszcza to, co dzieje się w związku z Tęczą. O ile rozmową jestem w stanie podążać za tym procesem, o tyle sił fizycznych już mi brakuje.

W założeniu sztuka współczesna ma prowokować.
Ale do myślenia. Trudno sobie wyobrazić, że mój performance "Obieranie ziemniaków" w galerii Zachęta mógł wywołać taki skandal.

A jednak. Dyrektorka galerii straciła stanowisko.
Teraz ta "agresywna Tęcza". Dla mnie takie zestawienie słów jest absurdalne. Fakt, że po 11 listopada tęcza już nikomu ani w Polsce, ani nawet w Europie nie kojarzy się z radosnym, kolorowym obiektem, mnie przeraża! Od razu wyobrażam sobie taką sytuację, że w Polsce właśnie zarejestrowano znak "Zakaz wstępu dla tęczy", a tymczasem ona niechcący pojawia się na niebie. Wojsko wypuszcza więc śmigłowce, które natychmiast rozbijają tę kolorową mgiełkę... (śmiech). Nie mogę pojąć tego co się dzieje z Tęczą w naszym kraju, z Tęczą, która wzbudza nienawiść tylko dlatego, że niektórym kojarzy się z flagą ruchu LGTBQ (lesbijek, gejów, osób biseksualnych i transpłciowych - dop. red). Tym bardziej, że nie są to osoby agresywne, to one są atakowane z powodu swojej tożsamości. Zrobił się z tego taki miniholokaust, bo ci ludzie boją się wszystkiego, wyznanie publiczne: "jestem gejem" prowadzi do takich komplikacji życiowych, że wolą zachować to, kim są w tajemnicy, choćby całe życie. Dla mnie, jako człowieka, jest niedopuszczalne, że takie rzeczy dzieją się w naszym kraju. Ciekawe czy w Polsce pojawią się znowu więźniowie sumienia?

Kontekst Tęczy, gdy powstawała był apolityczny. Miała być po prostu piękna.
Moje prace wyzwalają wiele pól interpretacji. Pierwszą Tęczę zbudowałam w sierpniu 2010 roku, podczas pobytu w Domu Pracy Twórczej w Wigrach. Stalowo-kwiatowa konstrukcja podpierała mury tamtejszego klasztoru kamedułów, które zaczęły się osypywać z powodu źle wykonanych prac archeologicznych. Wielu bardzo się podobała, ale byli i tacy, którzy pytali: Czyja jest ta tęcza? Mnie najbardziej fascynowało powołanie Spółdzielni Rękodzieła Artystycznego, która nakładała kwiatki na druciki, a potem mocowała na stalowej konstrukcji. Ta platforma połączyła ludzi, starych i młodych, hetero i homoseksualnych, wszystkich. Siedzieli w mieszkaniu sopockiego wieżowca i pracowali. Nikt nikomu nie rzucał się do gardła. Nić porozumienia poprzez tworzenie sztuki, to było dla mnie najważniejsze. Tak Tęcza, jak i wcześniejsze "Obieranie ziemniaków", spowodowały, że urzeczywistnił się jeden z moich postulatów, by artysta zszedł z piedestału, by myślało się o nim jak o każdym innym pracowniku: lekarzu, kwiaciarce, sprzątaczce, jak o osobie potrzebnej społecznie. "Obieranie ziemniaków" miało być właśnie takim sprowadzeniem artysty do roli zwykłego człowieka. To się udało. Burza medialna, która przetoczyła się wtedy po mnie, zdjęła artystę z pomnika. Każdy mógł o tym, co robiłam w galerii dyskutować. To rzadkość w przypadku sztuki współczesnej. A wszyscy przecież obieramy ziemniaki.

Ale pojawiła się też wątpliwość, czy to, co Pani robi to jeszcze jest sztuka.
W tym tkwi paradoks.

Może ludzie wolą jak artysta siedzi na piedestale, jak jest niedostępny? Wtedy sztuka lepiej smakuje, bardziej się ją docenia.
O dziwo nie! Kiedy na trawniku, między ruchliwymi ulicami Gdyni, założyłam kilkumetrową rabatę kwiatową w ramach projektu "Mój ogród" reakcja ludzi była niemal entuzjastyczna. Podchodzili, rozmawiali, zatrzymywali samochody, zapraszali na swoje osiedla, pomagali mi w pracy, jednak wiedzieli, że biorą udział w tworzeniu sztuki. To samo, integrujące działanie zaobserwowałam podczas tworzenia Tęczy. W ciągu trzech dni 22 tysiące kwiatów nadziewały na druciki nieznane mi osoby, które zaprosiłam do tego projektu. Przyszły, bo chciały. Za darmo.

Skąd ci ludzie? Dała Pani ogłoszenie?
Też. Projekt zresztą miał szerokie nagłośnienie, bo wpisywał się w program polskiej prezydencji w Sopocie. Przychodzili z ciekawości, z chęci bycia z innymi ludźmi. Nadziewali na druciki i rozmawiali. Ja to nazwałam "darciem pierza". To prosta czynność, robi się ją mechanicznie. Jest czas na rozmowę o życiu, o sztuce. Nawiązują się przyjaźnie.

Jak komentowali to, co się stało z ich pracą? Dzwonili do Pani?

Czuli wściekłość, i zapowiedzieli, że przygotują kwiatki jeszcze raz. Ja wtedy byłam w Szkocji. Wszystko to, co się działo w Warszawie widziałam w internecie. Może i dobrze, że nie było mnie wtedy w stolicy... Bardzo to wszystko przeżyłam. Myślałam o pracy tych wolontariuszy, że tak została sponiewierana. Myślałam o tym, co mogę zrobić, żeby więcej do czegoś takiego nie doszło. Najstraszniejsze jest to, że nikt nam takiej gwarancji dać nie może. A ja nie chcę używać w tym projekcie niepalnych kwiatów, bo wtedy cała idea spółdzielni rękodzieła ległaby w gruzach. Przyczepianie drucików do metalowych kwiatków raniłoby tylko ręce. Do rozpaczy doprowadzała mnie bezkarność i bezczelność tych podpalaczy, którzy wyparli się wszystkiego, a potem oskarżyli mnie, że zarabiam na Tęczy ogromne pieniądze, bo założyłam Spółdzielnię Rękodzieła Artystycznego, która produkuje i sprzedaje te kwiaty. Oskarżyli mnie o przynależność polityczną i działanie na rzecz określonej partii. Zadziwia mnie, że po tym, co się stało ludzie jeszcze obnoszą się ze swoją homofobią.

Wyobraźmy sobie, że hollywoodzki reżyser kręci historię artystki, która w nieskończoność, do śmierci, naprawia Tęczę. Ledwie ją ustawi, a już jest podpalana... Ciekawie, jakby skończył się ten film?
Chciałabym, by zakończył się sceną głosowania ustawy w polskim Sejmie, która napiętnuje homofobię tak jak antysemityzm. Póki co, w kwietniu, spółdzielnia rękodzieła rusza w Warszawie z kwiatkami na nową tęczę.

Ludzie bardziej kojarzą Panią z Warszawą, choć mieszka Pani w Gdańsku.
Tu się urodziłam, tu skończyłam Akademię Sztuk Pięknych, tu tworzę, niedawno na festiwalu Alternativa pokazywany był mój zrobiony z włóczki falowiec. Ale wiele projektów realizuję w innych miejscach w kraju i za granicą. Jako studentka w ogóle nie umiałam myśleć o sobie jako artystce. Wydawało mi się, że będę miała pracownię (do dziś nie mam, tworzę w domu), a potem będę przemawiać na otwarciu swojej wystawy. Nie podobał mi się taki rytm. Chciałam się z tego wyzwolić.

I udało się.
Wspierał mnie w tym mój profesor Franciszek Duszeńko. Ale siłę charakteru czerpię głównie ze sportu. Od czwartego roku życia uprawiałam pływanie. To mnie ukształtowało. Wiem, że każda porażka buduje, że porażka i sukces idą w parze, z tego składa się życie. Ta świadomość to moja siła. Ale mam też wsparcie ze strony rodziny, zwłaszcza od mamy. Choć wujek napisał niedawno: Julito, cóżeś ty uczyniła temu narodowi? (śmiech). Chciał mnie podtrzymać na duchu...

Jest Pani ratownikiem wodnym.
I płetwonurkiem, co zaprezentowałam podczas projektu Akwarele. Obiektem działań było jezioro Ukiel w Olsztynie. Nurkowałam, malując jednocześnie na jego powierzchni fosforyzującą, ekologiczną farbą postać dziewczyny.

Ratownik wodny, ale też ratownik kultury, powiedziała Pani w którymś z wywiadów.

Mam nadzieję, że rewolucja kulturalna, którą wywołałam sprawi, że choć znikną z Facebooka strony homofobiczne. Dla takiej sprawy może warto było, by Tęcza spłonęła. Zwłaszcza, że potem pokazaliśmy się jako społeczeństwo też z tej dobrej strony, że, jak kiedyś, potrafimy się jednoczyć, gdy dzieje się coś złego.

A wie Pani, że są ludzie, którym tęcza wciąż kojarzy się tylko z tęczą? Moja sąsiadka powiedziała, że dla niej tęcza to pogoda po burzy, słońce. Ale ona nie ogląda telewizji.
- ... słońce... Sama chcę sobie narzucić taki rygor. Ostatnio słyszałam profesora Miodka, który mówił, że tęcza to już nie jest, nawet dla niego, jedynie synonim piękna. Ja, gdy jadę autobusem i widzę blik światła, które układa się w tęczę, to myślę, że ona nigdy nie da mi spokoju. Ale przynajmniej jest naprawdę ładna.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki