Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Lewandowski: nie ma wspólnej pamięci

Redakcja
Janusz Lewandowski, eurodeputowany Platformy Obywatelskiej
Janusz Lewandowski, eurodeputowany Platformy Obywatelskiej Tomasz Bołt
Z Januszem Lewandowskim, numerem jeden na pomorskiej liście PO do Parlamentu Europejskiego, rozmawia Barbara Szczepuła

W 2005 roku włożył Pan na głowę Manekeena Pis w Brukseli stoczniowy kask i przepasał go wstęgą z napisem "Solidarność".
Zorganizowałem obchody 25-lecia Solidarności w Brukseli, które transmitowała polska telewizja. Zdałem sobie wtedy sprawę, że nie wszyscy podzielają nasz punkt widzenia na historię. Dowiedziałem się bowiem od wysokiego przedstawiciela władz miejskich w Brukseli, który najwidoczniej był lewakiem, że Solidarność zmarnowała szansę na socjalizm - dobry ustrój, byle tylko bez wypaczeń... To mi uświadomiło, ile jeszcze mamy do zrobienia i przekonuje, że na forum europejskim należy przebijać się z własną wizją świata.

Wtedy się udało.
W efekcie 31 sierpnia został ogłoszony europejskim Dniem Wolności i Solidarności, choć Niemcy forsowali inna datę: 3 października, datę obalenia muru berlińskiego. Ustąpili, bo przyjęli nasze argumenty. Uznali prawdziwą kolejność zdarzeń. Zaczęło się w Gdańsku...

Usłyszałem w Brukseli, że Solidarność zmarnowała szansę na socjalizm

A teraz, w dwudziestą rocznicę obalenia komunizmu, Komisja Europejska wyprodukowała spot, w którym początkowo nie było nawet słowa "Solidarność".
Było to krzywe zwierciadło historii, dla nas obraźliwe. Na szczęście, spot został skorygowany. Na tym przykładzie widać przepaść między Parlamentem Europejskim, którego posłowie muszą szanować wzajemnie swoją pamięć, wrażliwość oraz tradycję i muszą dochodzić do prawdy, a urzędnikami, którzy miewają wszystko w niewielkim poważaniu.

Obecnie twarzą Solidarności stało się wykrzywione oblicze Karola Guzikiewicza. Związkowcy protestują nawet przeciw znakowi Solidarności w spocie wyborczym PO.
Zachowam szacunek dla ludzi, którzy trwali kiedyś w Stoczni Gdańskiej, gdy były to okopy wolności. Życzę im jednak, aby ich chwałę głosiło Europejskie Centrum Solidarności, a im i ich rodzinom godziwy byt zapewniała stocznia, która z zyskiem produkuje statki.

Związkowcom też o to chodzi, by stocznia produkowała statki z zyskiem. Ale Komisja Europejska rzuca jej kłody pod nogi.
Rzeczywiście, Komisja Europejska nie ma dobrej ręki do przemysłu stoczniowego. Nakłada na stocznie europejskie ostre rygory pomocy publicznej i konkurencji, zamiast ułatwić przeprowadzenie tej branży w niszę, w której Europa mogłaby przetrwać, wobec nieuczciwej konkurencji Dalekiego Wschodu.

Na polskie stocznie w szczególności.
Nie tylko. Jeszcze bardziej odczuły to stocznie hiszpańskie, holenderskie i greckie. Ciężka ręka komisji to jeden wierzchołek trójkąta, który wyznacza los polskich stoczni. Pozostałe dwa to nieudolne poczynania kolejnych polskich rządów oraz upolitycznienie stoczni, naznaczonych słabym zarządzaniem i silnymi związkami.
Co trzeba zrobić teraz?
Przetrwać kryzys żeglugowy, czyli spadek zamówień na statki. Nie wiem, czy przyniesie zamówienia nowy właściciel Gdyni i Szczecina, ale trzeba produkcję zdywersyfikować - myślę o produkcji konstrukcji stalowych, elektrowni wiatrowych, statków obsługujących platformy wiertnicze… Ale najważniejsze jest przetrwanie dekoniunktury, by nie zaprzepaścić szansy, jaka pojawiła się wraz z prywatyzacją w Gdyni i Szczecinie oraz otworzy się, gdy Stocznia Gdańsk dostanie zielone światło z Brukseli.

Co kryzys zmienił w funkcjonowaniu Unii?
Pobudził w Europie lęki, jakich nie było od czasu II wojny światowej. Niepewność zajrzała w oczy sytym i bezpiecznym społeczeństwom Zachodu, co pobudziło egoizmy narodowe. I stało się nowym sprawdzianem dla Unii Europejskiej. Ale - co cieszy - udało się na przykład ustalić wspólne minimum gwarancji rządowych dla oszczędności obywateli w bankach, w wysokości 50 tysięcy euro. Pozwoliło to uniknąć masowej paniki wśród ludzi, zatroskanych o dorobek swego życia.

Opozycja zarzuca europosłom z PO i PSL, że ich obecność we frakcji EPP, czyli w Europejskiej Partii Ludowej, oznacza, że podporządkowują się Niemcom, którzy w niej dominują. Twierdzi, że jesteście partyjnymi kolegami Eriki Steinbach.
Receptą na skuteczność w Unii Europejskiej jest bycie silnym wśród silnych. Tych, którzy grają na bocznym boisku, nikt nie będzie pytał o zdanie. W Europarlamencie działa prawo wielkich liczb, które zwiększa możliwości dużych, a pomniejsza - małych. Wielokrotnie różniliśmy się z Niemcami, na przykład w sprawie gazociągu północnego. 202 głosami posłów EPP potępiliśmy budowę tego gazociągu. Wbrew stanowisku Niemców! Grupki marginalne, a w jednej z nich było PiS, nie miały znaczenia dla wyniku głosowania, choć trzeba przyznać, że to Marcin Libicki, dziś poza PiS, rozpoczął rzecz całą. Ale sama inicjatywa nie wystarczy, trzeba mieć siłę, by ją przeforsować. Platforma w ramach EPP ją miała. I to jest gra na głównym boisku.

A co do Eriki Steinbach?
Erika Steinbach nie była posłanką do PE i obecnie na szczęście też nie kandyduje. Różnimy się z nią zasadniczo w ocenie historii i zawsze to Niemcom mówimy. Donald Tusk wyrażał się w tej materii dobitnie i klarownie. Obawiam się jednak, że to właśnie polska reakcja na poczynania Steinbach wywindowała ją na gwiazdę niemieckich mediów. Wcześniej nie była w życiu politycznym Niemiec postacią istotną.

Czy jako polska grupa w EPP będziecie reagować na artykuł zamieszczony w "Der Spiegel" i na uchwałę władz CDU i CSU w sprawie wypędzonych?
Takie incydenty dowodzą, że nie ma wspólnej pamięci i wspólnego rozumienia historii. Udało się Niemcom i Francuzom, ale nas historia dzieli. W poczuciu siły własnych argumentów trzeba rozmawiać, korygować, by nie było takich artykułów jak w "Spieglu" i takich spotów jak ten Komisji Europejskiej. Jeśli się nie uda, to każdy pozostanie przy własnej pamięci, a my będziemy szczególnie uwrażliwieni na oznaki relatywizowania II wojny światowej, w sensie sprawstwa, ofiar i wypędzeń. Wiedząc jednak jak działa międzynarodowa giełda pamięci, uważam za konieczne przebijanie się Polski z naszą wizją do zbiorowej pamięci Europejczyków. To jest płodniejsze, niż uprawianie historii każdy po swojemu. Bowiem pamięć niemiecka ma większe pole rażenia, czy to nam się podoba, czy nie. Choćby dlatego, że muzeum w Berlinie odwiedzi kilka, kilkanaście razy więcej Europejczyków niż muzeum w Gdańsku czy Warszawie.
Jarosław Kaczyński domaga się, żebyście zerwali związki z EPP.
Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe. Nie damy się zepchnąć, jak PiS, na margines europejskiej polityki, by dławić się, jak Kaczyński, własnymi kompleksami. PiS jest jak wańka-wstańka, gotów grać niemiecką kartą przy każdych wyborach. My zaś wiemy, że CDU/CSU jest w gorączce kampanii, że potem będzie trzeźwiej, ale nie będzie między nami zgody, jeśli dramat niemieckich uciekinierów i przesiedlonych przypiszą Polakom, a nie Hitlerowi. Na szczęście, pozostając przy swoim w ocenie historii, możemy z CDU i innymi partnerami EPP znaleźć wspólny mianownik i wspólne korzyści, istotne dla Polski, w tych sferach, którymi zajmuje się Unia Europejska. Zwrócona ku przyszłości.

Stocznie muszą przetrwać kryzys żeglugowy, czyli spadek zamówień na statki

Wspomniał Pan o rezolucji w sprawie gazociągu. Chciałam więc zapytać, czy nie niepokoją Pana słabe efekty wspólnej polityki energetycznej Unii? Poszczególne państwa nie oglądając się na Brukselę porozumiewają się z Gazpromem.
To jest spadanie Unii z traktatowych obłoków na ziemię. Gdy Europejczycy zobaczyli, że może zabraknąć gazu w domowych kuchenkach, przekonali się, iż jest to problem realny, niewydumany przez polityków ze Wschodu, żyjących w krajach zależnych od Gazpromu. To dało wielki impuls do europejskiej solidarności energetycznej. Wyraził się on planem, który przewiduje przeznaczenie prawie 4 miliardów euro na budowę wspólnej sieci energetycznej i szukanie nowych źródeł zaopatrzenia. Myślę choćby o gazociągu Nabucco.

Przejdźmy do spraw personalnych: czy Jerzy Buzek ma szanse zostać szefem Parlamentu Europejskiego??
Jeśli miałyby decydować sympatia i szacunek, to Buzek miałby awans gwarantowany! Ale tak naprawdę zależy to jeszcze od siły naszej delegacji w konkurencji z delegacją włoską, która ma kontrkandydata, zresztą przyjaznego Polsce - Mario Mauro. Jeśli wyborcy dadzą Platformie Obywatelskiej siłę, to profesor Buzek zostanie przewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Zachęcam więc do pójścia na wybory.

Mówi się, że Pan zostanie komisarzem. Z rankingu europosłów wynika, że w minionej kadencji był Pan jednym z najpracowitszych i najbardziej wpływowych posłów. No i szefem Komisji Budżetowej UE.
Nie spekulujmy. Spekulacje medialne nie pomagają, raczej szkodzą, zarówno Jerzemu Buzkowi, jak i mnie. Polska na pewno powinna mieć komisarza z solidną teką, bo na to zasługuje.

W 2005 roku przebrał Pan Manekeena Pis za stoczniowca, a w przyszłym roku chce Pan wyprawić huczne urodziny Solidarności przy Bramie Brandenburskiej w Berlinie. Ambitne zamierzenie.
Musimy być ze swoją historią w miejscach, które dojrzą miliony ludzi i kamery światowych sieci telewizyjnych. Tylko wtedy dotrzemy z naszym przekazem do światowej wyobraźni. Imprezy krajowe są ważne, ale nie tak nośne, bo pozostaje po nich migawka w CNN czy BBC. Uzupełnienie ich o wielkie święto 30-lecia Solidarności, zorganizowane z rozmachem pod Bramą Brandenburską, to byłoby to! Inscenizacja historyczna, czyli jak chce ojciec Zięba kostki domina, pierwsza - Stocznia Gdańska, ostatnia - mur berliński. Plus Lech Wałęsa, plus koncert - z megagwiazdą, oczywiście. Tym bardziej że z Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku do roku 2010 nie zdążymy. Więc co pokażemy? Wstyd pokazać światu wykopy i rusztowania!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki