Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Nowicki: Panu Bogu nie udały się starość i zęby [ROZMOWA Z AKTOREM]

Ryszarda Wojciechowska
Tomasz Bołt
Z panem Kaziem pijemy wino i rysujemy mój grobowiec. Co w tym szczególnego? Przecież ja żyję siłą wczorajszego dnia. Jestem starym człowiekiem. Niechże mi pani pozwoli już nie męczyć się tym, co tak pani bezkompromisowo nazywa pięknym życiem. Z Janem Nowickim o życiu, przemijaniu i sztuce pisania - rozmawia Ryszarda Wojciechowska

"Ożeniłem się w 70 roku życia, o dwa lata za wcześnie" - tak Pan mówił przed chwilą na spotkaniu z widzami. Kolejna kokieteria?
To nie kokieteria. Ale nie po to jadę tyle kilometrów, żeby się teraz spowiadać. Spotkanie z widzami to pewnego rodzaju kreacja. A kreacja nie polega na tym, że ja mówię prawdę. Pani uchwyciła się w gruncie rzeczy bon motu. Jaka to prawda? Przecież to kompletna głupota. Ale za to jak świetnie brzmi.

Ale prawdą jest to, że ożenił się Pan w 70 roku życia, i do tego na oczach całej Polski.

To, że się ożeniłem na oczach całej Polski, nie świadczy źle o mnie, tylko o guście Polski, że się takimi pierdołami zajmuje. W takich czasach żyjemy, że zajmujemy się czyimś rakiem, łysieniem albo ślubem. Ja tym głęboko gardzę i ze mną się na takie tematy nie porozmawia. Gardzę głęboko tym, co się pojawia w tabloidach. Nigdy nie było tak, żebym się tam chętnie pojawiał. Jeśli to robiłem, to raczej z poczucia pewnego obowiązku, pewnej potrzeby, o której nie chcę mówić. Natomiast ze mną nie miało to nic wspólnego.

Podobno ostatnio dużo Pan myśli o przemijaniu.
A niech mi pani pokaże jednego człowieka, który o tym nie myśli? I niepotrzebny jest do tego żaden dom na wsi. O tym się myśli od rana do wieczora, w mniejszym lub większym stopniu. Oczywiście wszystko zależy od pojemności rozumu.

Znalazł Pan coś na obronę starości?
Ponieważ to zdecydowanie najbardziej dramatyczny okres w życiu człowieka, to trzeba zrobić wszystko, żeby go pięknie nazwać i pięknie się przy tym oszukać. Dlatego mówimy, że starość jest tak ładna jak jesienne liście. A to nieprawda. Nie wydaje mi się, żeby Panu Bogu udały się starość i zęby. To przykry moment, ale trzeba zrobić wszystko, żeby dać sobie z nim radę.

I jak Pan sobie daje radę?
Napisałem książkę. Zamierzam napisać następną. Hoduję psy, mam konie, pływam, piję piwo i sobie radzę.

Kolejna książka, czyli... nie daje Pan zapomnieć o sobie.
Wie pani, trzeba przede wszystkim zacząć od szacunku dla samego siebie. Trzeba zrobić wszystko, żeby samemu o sobie nie zapomnieć. Sprawą aktora jest przypominać o sobie widzom. A sprawą człowieka, który nie uprawia tego zawodu, jest ustawiczne przypominanie sobie o tym, że po coś się na tym świecie żyje i po coś mu ktoś daruje kolejny dzień.

Napisał Pan książkę o kobietach pt. "Mężczyzna i one". Ale tak naprawdę to książka o Panu.
Każda książka, którą pisarz, ten dobry i ten średni, napisze, jest w gruncie rzeczy książką o nim. O jego tęsknotach, obsesjach, miłościach. Zawsze jest o tym, jaki on jest albo jaki chciałby być. Mój zachwyt, jeżeli chodzi o kobiety, jest ogromny. Ale on nie był tak ogromny przez całe życie. Dopiero teraz, kiedy jako starszy pan obserwuję kobiety, dochodzę do wniosku, że są absolutnie wspaniałe. I mężczyźni powinni robić wszystko, żeby spróbować im dorównać.
Na podstawie obserwacji i tępych faktów widzę, że ten obecny czas nie jest dobry dla mężczyzny. Mężczyźni się troszkę pogubili. Próbują biegać w maratonach, pompować mięśnie, a to nie na tym polega.

To na czym?

Lepiej, gdyby mówili prawdę i nie bali się, na przykład, w sposób poniżający swojego szefa. Bo ich kobieta to widzi i potem wie, że bierze pod kołdrę tchórza.

Pisanie nazywa Pan przygodą. Ale to przygoda łatwa, czy cierpi się katusze nad białą kartką?

Gdybym wcześniej się tym zajął... A kto wie, czy nie popełniłem błędu, nie poświęcając się pisaniu, pierwsza rzecz, którą powinienem zrobić, to zniszczyć w sobie łatwość pisania. Ja mam wrodzoną kwiecistość stylu. A to nie jest dobre. Trzeba zmierzać do zdań krótkich, do syntezy, do wielkiej skromności. To można zauważyć w mojej książce "Droga do domu", którą napisaliśmy wspólnie z Rafałem Wojasińskim. W tej książce nie ma zbędnych słów.

Co to znaczy - zbędne słowa?
To jak ze łzami. Najpiękniejsza jest jedna łza, natomiast jak się pojawi ich dużo, to przypominają mocz.

Zgoda, zalewa nas morze zbędnych słów. Ale Pana nie drażni paradoks, że teraz mamy więcej piszących niż czytających? Dzisiaj każdy chce napisać książkę o gotowaniu, sprzątaniu, przewijaniu dzieci.
Politycy i tak zwani celebryci wypowiadają tyle zbędnych słów, że to już istna Niagara niepotrzebnych nikomu sformułowań i sądów. Jest coraz głupiej na tym świecie. I tylko słowa nieodpowiedzialne w takiej sytuacji święcą triumfy. Przebijają się. Ale i one przelatują niczym woda z kranu. I obawiam się, że tego kurka jednak nie da się zakręcić.

Opowiadał Pan o tym, jak sam uczestniczy w spotkaniach telewizyjnych, w których trzy osoby w siedem minut muszą zająć stanowisko w sprawie, na której nie zawsze się znają. To już współuczestnictwo w słowotoku.
A co? Miałbym przyjść do TVN i mówić jak Marcel Proust? Ja przejmuję pewne reguły gry. Jestem aktorem, który nie znosi, zwłaszcza już w tym wieku, kopać się z koniem. Jeśli rozmawiam z idiotami, to mówię po głupiemu, a jak z mądrymi, to próbuję się skupić.

Ale może te celebrycko-telewizyjne przygody to pomysł na książkę.
Mógłbym o tym napisać. Ale ponieważ jestem amatorem, jeśli chodzi o pisanie, to zapomniałem już chyba, jak się pisze. Kiedy wydaję książkę, za każdym razem myślę, że to ostatnia. Pisałem listy do Pana Piotra [Skrzyneckiego, legendarnego twórcy Piwnicy pod Baranami - dop. aut.], które znalazły się w książce "Między niebem a ziemią". I teraz, kiedy mi się zdarza do niej zajrzeć, to mam wrażenie, że nie znam faceta, który ją napisał. Ale wtedy byłem w jakimś szczególnym okresie. I to ten czas kierował moim piórem. Już bym teraz nie potrafił tak napisać. Może dlatego że skończyła się tęsknota za zmarłym. A może nie mam w sobie tamtej siły. Nie wiem, czy teraz potrafiłbym tak pisać o kobietach, jak pisałem kilka lat wcześniej. Bo wtedy jeszcze byłem mężczyzną i mogłem sobie pozwolić na tego rodzaju sformułowania.

Ile trzeba mieć dystansu, żeby powiedzieć o sobie "kiedy jeszcze byłem mężczyzną"?

Bo bycie mężczyzną to nie jest żaden powód do chwały. Tyle lat nim byłem, że bez trudu mogę się z nim rozstać. Pewne uniesienia natury erotycznej w tej chwili wydają mi się śmieszne. Naturalnie moja filozofia bierze się z faktu przemijania i ze zmęczenia.

Nie myśli Pan już o dużej roli aktorskiej? Takiej na miarę filmu "Jeszcze nie wieczór"?
Ja nie jestem od planów ani od myślenia. Aktor jest od grania. Ja nie myślę o rzeczach, które mogą mnie nie spotkać. Na pewno spotka mnie śmierć, dlatego o niej myślę. Gdybym wiedział, że ktoś mi zaproponuje rolę Obywatela Kane'a albo w filmie "Okruchy dnia", to bym o niej myślał. A skoro wiem, że tak się nie stanie, to czy ja jestem panienka, żeby marzyć o zagraniu czegoś? Zwłaszcza że każdy dzień jest w zasadzie małą rolą, niewielką emocją i udawaniem. I tyle. Nie. Żadnych marzeń, żadnych oczekiwań. Nawet wtedy kiedy byłem w znakomitej formie, niczego nie oczekiwałem.

Spotkania z Panem przypominają troszkę takie monodramy. Wiadomo, skąd się wyrusza, ale nie wiadomo, dokąd się dojedzie.
Powiem pani, że ja też nie wiem.

Zaczęło się, jak zwykle, od kobiet. Ale też opowiadał Pan o budowaniu domu na wieczność...
Grobowcu - bo o tym mówiłem. I to już sprawa daleko posunięta. Miejsce jest wykupione. Z panem Kaziem pijemy wino i rysujemy mój grobowiec. Co w tym szczególnego? Przecież ja żyję siłą wczorajszego dnia. Jestem starym człowiekiem. Niechże mi pani pozwoli już się nie męczyć tym, co tak pani bezkompromisowo nazywa pięknym życiem.

Ale kiedy przed paroma laty rozmawialiśmy, Pan życie chwalił.
Mnie ono się dalej podoba. Za chwilę pojadę do Rumi. Zjem zupę grzybową, kupiłem butelkę czerwonego wina i jest OK. Czytam po raz piąty "Małego księcia", "Opowiadania profesora Tutki" i jestem rad, że żyję. Że się budzę każdego dnia... Cały rajc starości polega na tym, że człowiek się budzi. I to jest niesamowite.

Rozmawiała Ryszarda Wojciechowska
[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki