Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Pałkiewicz. 50 lat wielobarwnej podróży

OPRAC.:
Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Wśród Janomami nad Górnym Orinoko
Wśród Janomami nad Górnym Orinoko Archiwum Jacka Pałkiewicza
Świat stał się wielobiegunowy, postępują zmiany klimatyczne, wielkie migracje zmieniają naszą cywilizację. Kończy się epoka, w której uważaliśmy, że jesteśmy panami świata - mówi Jacek Pałkiewicz, reporter, pisarz, eksplorator, odkrywca źródła Amazonki, poszukiwacz osobliwości ginących cywilizacji. 7 czerwca w Mostach, odkryje muzeum etnograficzne w Szkole podstawowej swojego imienia.

Niepubliczna Szkoła Podstawowa w Mostach przyjęła imię współczesnego bohatera, okrzykniętego polskim Indiana Jones. To zapewne dla pana powód do dumy?

W października 2019 roku objąłem młodą, ambitną podlęborską placówkę oświatową moim patronatem. To cieszy, bo mogę podzielić się z młodzieżą dorobkiem eksploracyjnym i życzyć aby byli zawsze o krok przed innymi. Dyrektor szkoły Karolina Skorb-Kustusz zauważyła wtedy: „Jeśli uczyć się świata, to tylko od tych, którzy sami odważyli się stawić mu czoła. Z godnym zaufania i doświadczonym przewodnikiem łatwiej jest wejść w dorosłe życie w niełatwym, bo przesadnie skomputeryzowanym i zdigitalizowanym świecie. W dzisiejszym świecie, gdzie brak jest często jednoznacznych granic między czarnym i białym, takie autorytety moralne odgrywają istotną rolę dla młodzieży”.

Pół wieku siedzenia na walizkach

Tak i kilkadziesiąt lat przeskakiwania między różnymi językami, niczym przewodnik w Muzeum Watykańskim. Raz rozmawiam po włosku, innym razem po polsku, angielsku czy po rosyjsku. Trudno się dziwić, że dzisiaj przy pisaniu, coraz częściej muszę konsultować słownik języka polskiego i synonimów. Moi synowie mieszkają w Szanghaju. Konrad i Maksy ruszyli – niczym kiedyś Marco Polo – spod Wenecji do Chin. Podobnie jak ojciec, nauczyli czuć się wszędzie obcokrajowcami, nazbyt Polakami we Włoszech, do przesady Włochami w Polsce, przesadnie Europejczykami w Azji, ale też czuć się jak w domu, zarówno w rodzinnym Bassano del Grappa, jak i w Warszawie, czy Szanghaju. Synowie zaczęli latać samolotem, zanim siusiali do nocnika. Jestem z nich dumny. Nawet ich nie skarciłem, kiedy w Polsce przewrotnie wykrzykiwali „kulwa”, doskonale wiedząc, że to nie zakręt, a córa Koryntu. Nie noszą w sobie wirusa nacjonalizmu, zostali zaszczepieni przeciwko wszelkim szowinistycznym postawom. Do ich pokolenia będzie należeć świat.

Na jakich wzorach opierał się pan w młodości?

Moim guru był prekursor epoki odkryć geograficznych, legendarny Marco Polo, chociaż byłem też zafascynowany Odyseuszem, niejako ojcem wszystkich podróżników, którego interpretujemy jako metaforę ludzkiego życia. Ale to jednak wenecki kupiec zaszczepił we mnie nienasyconą ciekawość świata, nieodpartą chęć poznawania niegościnnych miejsc i przekraczania granic możliwości. Dodajmy do tego wrodzoną dociekliwość, zachwyt i wzruszenie, a otrzymamy esencję mojego globtroterstwa.

Angażował się pan w walkę o ochronę naszej planety...

Zawsze wspierałem medialnie kampanie przeciw szaleńczej agresji cywilizacji przemysłowej. W 1994 roku kierowałem międzynarodową misją ekologiczną kosmonautów na Syberii. Bohaterowie kosmosu przypomnieli, że aby uniknąć zagłady, musimy przyjąć nowe wartości i normy społeczne, ekonomiczne, a później konsekwentne ich przestrzegać. O ich apelu świat szybko zapomniał. Byłem naiwny, wierząc, że w interesie ludzkości wielkie koncerny zrezygnują ze swoich zysków. Zdałem sobie sprawę, że nie mam wpływu na zmianę globalnego porządku. Przegrałem z monstrualnym lobby kontrolującym światową gospodarkę, którego celem jest spotęgowanie bogactwa i zwiększanie konsumpcji. To wszystko przerasta nie tylko mnie, ale, niestety, i wszelkie światowe szczyty klimatyczne.

Przepłynął pan samotnie Atlantyk...

W 1975 roku postanowiłem przepłynąć Atlantyk w roli dobrowolnego rozbitka. Szalupą ratunkową, bez radia i sekstantu. Chciałem udowodnić, że jeśli nieszczęśnik nie podda się psychicznie, jest w stanie się uratować. Podczas sztormu byłem odcięty od reszty świata, z każdym dniem ubywało mi sił, dokuczało zimno i wyczerpanie. Bałem się, że mogę upaść na duchu, stracić instynkt samozachowawczy. Ale to nie była nowość, bo już niezliczoną ilość razy musiałem w swoim życiu pozbywać się zwykłych „ludzkich” słabości, opanowywać lęk i sięgać do hartu ducha. Można być twardzielem, ale kiedy człowiek porusza się na skraju przepaści, to nie może go ominąć zwierzęcy strach, przylepiający koszulę do pleców, wysuszający usta i zaciskający gardło. Ten strach jednak mobilizuje i pozwala przeżyć. Nie poddałem się, kiedy napotkany statek zaofiarował mi bezpieczeństwo, suchą koję, ciepły posiłek i gwarancję powrotu do domu. Płynąłem dalej. To „nie” przy burcie statku uważam za najwartościowszą lekcję i największy sukces swojego życia. Pokonałem siebie, zdobyłem bezcenne doświadczenie pozwalające poznać swoją wartość i siłę charakteru.

Z czego jest pan najbardziej dumny?
Chyba z rozwiązania geograficznego dylematu związanego ze źródłem Amazonki. W 1996 roku postanowiłem zgłębić ten temat zakładając wszelkie kryteria hydrologiczne. Zaangażowałem specjalistów w tej materii, m.in. admirała Guillermo Faura Gaig, autora monumentalnej monografii tej rzeki i korzystałem ze wsparcia Pontyfikalnego Uniwersytetu Katolickiego w Limie, Rosyjskiej Akademii Nauk oraz Departamentu Hydrografii peruwiańskiej Marynarki Wojennej. Po długich terenowych analizach uznaliśmy, że największa rzeka świata rodzi się ze strumienia Apacheta wypływającego z Nevado Quehuisha w peruwiańskich Andach. Tam w jałowej, odludnej krainie, z mokradła pokrytego kępkami trawy wypływa na powierzchnię krystalicznie czysta woda.

W ostatniej książce „Palkiewicz.com”, którą reklamują m.in. B. Komorowski, kard. K. Nycz, R. Terlecki, A. Kwaśniewski, Z. Boniek, pisze pan podsumowując doczesną, arcybogatą wędrówkę, że barwny film życia dobiega definitywnie do punktu docelowego.

Zrealizowałem swoje marzenia i pracując długie lata w mediolańskiej „Corriere della Sera”, ułożyłem bytowanie, od którego nie wymagałem wakacji. Czuję się tak, jakbym wygrał los na loterii, bo nie mierzyłem życia ilością oddechów, ale stężeniem chwil, które zapierają dach w piersiach. A jednak mimo satysfakcjonującej i pasjonującej egzystencji, czuję gorycz, że to już „koniec wędrówki”. Chociaż wciąż jestem młody duchem, to nic już nie zmieni tej nagiej prawdy. Bywają chwile, kiedy ogarnia mnie lęk, który ma wymiar szczególny, bo dotyczy tego, co nieuchronne. To strach przed aktem ostatecznym, „wyprawą w tajemne”, o której nic nie wiemy. Tam, po drugiej stronie, w zetknięciu z absolutem nie mogę liczyć na żaden fart.

Swoją drogą, wśród fanów ma pan przedstawicieli prawej i lewej strony sceny politycznej. Ma to dla pana jakiekolwiek znaczenie?

Ma to dla mnie wręcz ogromne znaczenie. Wychowałem się na dziennikarstwie włoskim, które uznaję za jedne z najbardziej profesjonalnych na świecie. Takie swego rodzaju „szufladkowanie” polityczne byłoby we włoskich gazetach nie do pomyślenia. W Polsce pewnie ktoś by sobie pozwolił na łatkę – Pałkiewicz lewicowy, Pałkiewicz prawicowy... A ja szczycę się wręcz, że książka ma tak szerokie poparcie, rzekłbym ponad podziałami. Cieszy mnie to.

Czy podczas jakiejś niebezpiecznej wyprawy, żałował pan, że się na nią wybrał?

Nie było takich momentów, nawet jeśli nie jeden raz dotykałem krańcowych sytuacji. Kiedyś dotarłem do Kotliny Danakilskiej na pograniczu Etiopii i Erytrei, uważanej za najgorętsze miejsce na Ziemi. Także „najokrutniejsze”, uzupełniają inni. Śmiało można powiedzieć, że ten niepokojący pustynny bezmiar to prawdziwa szkoła przetrwania, wątła granica między bytnością i odejściem na wieki, gdzie trzeba wykazać się heroicznym samozaparciem. Kiedy tam przebywałem słupek rtęci regularnie przekraczał codziennie 50 kresek. W godziny południowe miałem wrażenie, że w twarz bucha mi ogień z pieca hutniczego. Miałem świadomość własnej nicości i czułem się żałośnie bezbronny. Marzyłem o najmniejszym chociażby powiewie powietrza, myśli co raz ulatały gdzieś do krainy zimna za kołem podbiegunowym. Przestrach dodatkowo umacniała myśl, że przebywam na terytorium bezwzględnego koczowniczego plemienia Afarów. Z ich ręki zginęło tu wielu Europejczyków, a ostatni przypadek miał miejsce w 2001 roku, czyli rok przed moim przyjazdem. Zamordowano wtedy trzech przewodników francuskiej ekspedycji naukowej

Jak zmienił się świat i podróżowanie w ogóle?
Świat stał się wielobiegunowy, postępują zmiany klimatyczne, wielkie migracje zmieniają naszą cywilizację. Wreszcie podciął nam skrzydła koronawirus, pierwsza epidemia w erze digitalizacji i mediów społecznościowych. Kończy się epoka, w której uważaliśmy, że jesteśmy panami świata, nadchodzi era nowej rzeczywistości, której nie potrafimy sobie jeszcze wyobrazić.
Do głosu doszła dzisiaj bezduszna elektronika. Wraz z rozwojem informatyki, zaabsorbowani ekranem komputera powoli oddalaliśmy się od siebie.. Młodzi, i tylko oni, nie rozstają się ze smartfonami, bez których nie wyobrażają sobie życia. Niekiedy ten wirtualny świat jest dla nich bardziej realny niż ten, w którym żyją. Nikogo już nie dziwi, że matka, zamiast czytać dzieciom bajki, puszcza je potomstwu na smartfonie.

Poznał pan wiele plemion zwanych prymitywnymi...
Docierałem do nietkniętych naszą cywilizacją plemiennych populacji na kilku kontynentach. Widziałem Indian Amazonii, wypartych ze swoich terytoriów, bo zaczęto tam wydobywać naftę. Wiele grup etnicznych przepadło bez śladu, mnóstwo jest dzisiaj zagrożonych. Zafascynowany ich światem, muszę nie bez zgorzknienia odnotować, że ​​często czułem się swobodniej i bezpieczniej, wśród ludzi, których obarczamy epitetami dzikich, niż wśród "cywilizowanych" istot, które spotykam na ulicach naszych miast.

Czy czegoś się pan od nich nauczył?

Człowiek pierwotny ma proste potrzeby: sen, seks, jedzenie. To, co odróżnia zdecydowanie tych pierwotnych ludzi od wszystkich innych, bardziej wyemancypowanych, to efekt odwiecznej walki z przyrodą, która go zahartowała. U tych dzieci natury dostrzegamy siłę, pomysłowość, pogodę ducha, umiejętność przetrwania w niegościnnym i podstępnym świecie, w którym większość z nas nieuchronnie i szybko by wyzionęła ducha, bo za sprawą postępu cywilizacyjnego, zagubiliśmy te cechy. To one, prawdziwe żywe skamieniałości żyjące w harmonii ze wszystkim co zostało stworzone, były główną sprężyną cywilizacji.

Największe samozadowolenie?

W mojej dziennikarskiej karierze, w mitycznej epoce edytorskiego bumu, nie jeden raz zdążyłem zaliczyć coś, co potem przeszło do historii. Szczególnie cenię sobie siedem elektryzujących lat pracy w eleganckim, nowo powstałym tygodniku „Sette”, suplemencie mediolańskiego „Corriere della Sera”. Z nakładem 700 tysięcy, w 1987 roku miał aspiracje być na topie i reprezentować to co najlepsze. Przywrócił wartość reportaż, a ja miałem oddać ducha przygody w niedostępnych rejonach świata i wywołać u czytelnika chwile zdumienia i refleksji. Przypominają mi o tym publikacje z tamtej epoki, przechowywane niczym relikwie w moim archiwum.

Co uważa Pan za swój sukces?

Sukcesem jest całe moje życie. Poznałem świat, którego już nie ma, jego egzotykę, ginące kultury i ludzi których nie sposób zapomnieć. Widziałem jeszcze dawny Związek Sowiecki, cwałowałem na trojkach jak za czasów Gogola, a na Czukotce byłem “zmuszony” jeść tylko kawior i grillowaną rybą, bo nic innego nie było tam do spożycia. Nawet piękno Czarnego Lądu poznałem takie, które teraz można zobaczyć tylko na filmie “Śniegi Kilimandżaro”, czy “Pożegnanie z Afryką”. Jestem dumny, że mogłem rozsławiać dobre imię Polski w świecie. Sześć lat temu moja wyprawa „Szlakiem polskich badaczy Syberii" zadbała o polskie dziedzictwo narodowe za Uralem, przypominając o chlubnych polskich kartach w dziejach badawczo-odkrywczych. Uzyskałem wtedy zgodę gubernatora Kamczatki na zawieszenie tablicy pamiątkowej Benedykta Dybowskiego w Pietropawłowsku Kamczackim, co według polskich dyplomatów w Rosji wydawało się nie realne.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki